Skok na OFE, czego można się było spodziewać, nie pomógł. I teraz można już zupełnie otwarcie przyznać, że za cztery lata zabraknie pieniędzy na emerytury, i trzeba będzie dosypywać do ZUS z budżetu państwa (a to oznacza podniesienie podatków). Nie ma też wątpliwości, że emerytury za lat dziesięć, piętnaście będą zupełnie głodowe (co także zaczęli przyznawać eksperci). I nie ma w tym nic dziwnego. To zwyczajny skutek wyborów, jakie podejmuje od wielu już lat jako jednostki, składające się na społeczeństwo.

Brak dzieci, niechęć do wielodzietności (a wciąż można się z nią spotkać) sprawiają bowiem, że system emerytalny w kształcie jaki znamy musi (musi, a nie może) upaść. Nie ma szans, by przetrwał w jakiejkolwiek formie, bowiem zwyczajnie odwrócona piramida demograficzna nie może się utrzymać. I dlatego jeśli ktoś wierzy w ZUS jest to jest zwyczajnie naiwny (by nie użyć mocniejszych słów), wiara w OFE ma równie słabe oparcie w rzeczywistości. Wygodnictwo, egoizm, przekonanie, że nie stać nas na dzieci, a także szalejąca mentalność antykoncepcyjna powodują, że system emerytalny musi paść. I to raczej szybciej niż później. Jeśli więc ktoś jeszcze wierzy w ZUS czy w OFE to jest zwyczajnie nierozsądny. Wierzyć trzeba Bogu, i tak wychowywać swoje dzieci, żeby chciały nam pomóc w starszym wieku... Im jest ich więcej tym będzie im łatwiej, jeśli oczywiście będą tego chcieć, i będą zachowywać w pamięci Dekalog, w którym jednym z przykazań jest „czcij ojca swego i matkę swoją”.

Jest oczywiście jeszcze jedno wyjście. Ci, co dzieci nie chcą (nie chcą, a nie nie mogą ich mieć z różnych niezależnych od siebie powodów), co uważają je za ciężar, a politykę pronatalistyczną i prorodzinną za balast mogą już teraz podpisać deklarację zrzeczenia się emerytury i poprosić o „pakiet wsparcia władzy i ZUS” za pomocą eutanazji. Ona jest tania, prosta i nowoczesna. A do tego jakże europejska. I władzunia nie będzie musiała płacić emerytur.

Tomasz P. Terlikowski