Kandydat na prezydenta RP Janusz Palikot z zaskoczenia pojawił się w Szkole Podstawowej nr 11 w Gliwicach. Jak stwierdził, szkoła naruszyła zasady świeckości, zapraszając miejscowego biskupa. Zdaniem kontrowersyjnego polityka, przypomina to „kult jednostki Stalina, lata 50-te, czyli najgorsze, co przeżywaliśmy w Polsce”.

- Trudno sobie w ogóle wyobrazić, że dzieci są zmuszane do takiej podległości. Wbrew współczesnej kulturze, obowiązkom szkoły. Żaden biskup czy inny ksiądz nie może się w ten sposób wywyższać – grzmiał Palikot. Zacytował też fragment wierszyka, który jego zdaniem miał być wygłoszony na powitanie.

- Co to za hałas słychać na sali? To serduszka przedszkolaków, każde jak młot wali. Oj, nie dziw, że tak głośno uderzają, wszak to jego Ekscelencję dzisiaj witać mają! - mówił Palikot. Dodał, że o tym scenariuszu dowiedział się z portalu radia TOK FM.

Dyrekcja była zaskoczona wizytą, gdyż - jak mówi – nikt nie zapraszał biskupa, ani nie przygotowywał wierszyka.

- [Palikot] pojawił się całkowicie bez uprzedzenia. Dowiedzieliśmy się o tym gdy już był na terenie szkoły. Zakłócił w ten sposób naszą szkolną uroczystość. Rozumiem, że trwa kampania wyborcza, ale szkoła nie jest miejscem walki politycznej tylko edukacji dzieci - powiedziała dziennikowi „Polska” Iwona Hrycyna-Mutz, dyrektor SP nr 11.Według niej kandydat na prezydenta RP nie wyjaśnił, o co mu chodzi. Odczytał tylko wierszyk i odjechał. W szkole odbywała się wówczas impreza propagująca gwarę i kulturę śląską „Beroć kożdy może”.

KJ/Wpolityce.pl/ „Polska”