Dorocie Wellman, dziennikarce TVN Style, udało się zainteresować sobą (i swoim programem!) większość portali, zarówno plotkarskich, jak i informacyjnych. A wszystko za sprawą paru „k***w”,które wystarczy rzucić w eter przy włączonych kamerach. Darmowa reklama w pakiecie z rozgłosem – gwarantowane.

Ale to nie może być zwykły bluzg, taki bez koneksji, bluzg dla samego bluzga. Musi być przy okazji „mięcho”, więc jest... macica. „Ja bym nie chciała, żeby się nikt do mojej macicy wtrącał, nikt, k***a, nikt” - grzmiała, kończąc nagranie odcinka programu „Miasto kobiet”, emitowanego przez TVN Style. I żeby jeszcze wzmocnić ekspresję dodała: „To ja, JA, decyduję, jak ma być!”.

Trzeba przyznać, że to całkiem śmiałe wyznanie. Bo czy to oznacza, że ktoś zawłaszczył macicę pani Wellman, więc teraz ona, niczym waleczna lwica walczy o jej odzyskanie? Pokrzykiwania dziennikarki są niepokojące zbieżne z abstrakcyjnymi hasłami wojujących feministek (jak na przykład: „mój brzuch, moja sprawa”), które przecież walczą o... prawo do decydowania o swoich macicach.

Dziwne te pokrzykiwania i walki. Tym bardziej dziwne, że podnoszone przez radykalną grupkę, o marginalnym dla społeczeństwa charakterze. Czy to znaczy, że większość Polek nie zostało jednak pozbawionych prawa do decydowania o swoich macicach? A może już ktoś się w ich ciało wtrąca, tylko biedne jeszcze o tym nie wiedzą?

Pani Wellman chciała wesprzeć siostry feministki, walczące o sprawę, czy może raczej podbić popularność swojego niszowego programu? Ten drugi zarzut podnosi wielu komentujących, tym bardziej, że TVN Style postanowił bluzgi dziennikarki potraktować marketingowo i zrobić z nich reklamę dla „Miasta Kobiet”. Na profilu stacji tak zapowiedziano odcinek: „Tak zdenerwowanej Doroty Wellman jeszcze nie widzieliśmy.... Dziś wielkie emocje w "Mieście kobiet". Jaki temat wywołał takie kontrowersje?”.

Pani Wellman ma więc, co chciała (albo czego oczekiwali producenci). Szkoda tylko, że przy okazji dziennikarka nie tylko popisała się prostactwem, ale w dodatku ośmieszyła.

MaR