Europoseł Platformy Obywatelskiej, miłośnik gołębi, placków ziemniaczanych i zdjęć typu selfie, Adam Szejnfeld podzielił się na Facebooku wstrząsającym przeżyciem. Otóż polityk spotkał... "prostego człowieka". Jakby tego było mało, wyborcę PiS-u. Tak przynajmniej utrzymuje. 

Co gorsza, człowiek ów nie chciał rozmawiać o sądach i konstytucji, całkowicie ukontentowany tym, że "robota jest" i "kasę rozdają". Konstytucyjna "ewangelizacja" nie powiodła się, gdyż rozmówca Adama Szejnfelda (rzecz jasna, nie mamy pewności, czy sytuacja miała miejsce naprawdę, czy też opozycja totalna ma takie właśnie wyobrażenie przeciętnego Polaka) stwierdził, że nawet nie wie, "gdzie sąd jest". W dodatku, wyrażając zadowolenie z faktu, że "robota jest", prawdziwy czy wyimaginowany rozmówca europosła obalił mit o "nierobach" żyjących z 500 Plus. Jak żyć?

Swoje traumatyczne przeżycie z gatunku "Jak zetknąłem się z potencjalnym wyborcą i pokaleczyłem się o Konstytucję", Szejnfeld opisał na Facebooku. Dołączył, oczywiście, swoje zdjęcie. 

Współczujemy, ale może dzięki takim "bliskim spotkaniom trzeciego stopnia" opozycja wreszcie zrozumie, dlaczego przed prawie czterema laty straciła władzę, a sondaże w dalszym ciągu nie wróżą jej najlepiej. Przygnębiające są tylko komentarze "wykształconych" fanów nakładek na zdjęcia profilowe na Facebooku. Z wpisów pod postem Adama Szejnfelda aż kipi pogarda i poczucie wyższości wobec takich osób, jak rozmówca europosła PO. Gdy czytamy te komentarze, nasuwa się pewna refleksja: ktoś tu "sortował" Polaków zanim to było modne...

yenn/Facebook, Fronda.pl