Jak uważają uczestnicy debaty „Odchudzona branża fitness” zorganizowanej przez DGP, pomoc przygotowana przez rząd „ruszyła zbyt późno, do tego nie wszystkie firmy będą w stanie z niej skorzystać”. Wskazują oni jednoznacznie, ze jedynym ratunkiem „przed masowymi bankructwami może być tylko jak najszybsze odmrożenie”.

- Branża została odchudzona o 3 mld zł przychodu, którego nie była w stanie osiągnąć z powodu lockdownu – powiedział Bartosz Józefiak członek zarządu Benefit System.

Józefiak dodał, że branża ta jest już zamknięta w zasadzie od marca 2020, z wyjątkiem sezonu letniego i „dlatego nie udało się branży odrobić strat powstałych po pierwszym zamrożeniu gospodarki”, a pieniądze są wypłacane dopiero obecnie.

- Do tego wsparcie pozwoli pokryć tylko część powstałych strat. Nie obejmie też wszystkich, najwyżej 20-25 proc. podmiotów – wskazał Józefiak.

- W Polsce działa 10 tys. obiektów sportowo-rekreacyjnych, z czego 3,5 tys. to właśnie kluby fitness i siłownie. Mówiąc o 3 mld zł strat, mam na myśli właśnie tego rodzaju podmioty. Natomiast gdybyśmy uwzględnili cały sektor, byłoby to znacznie więcej – wyliczał.

- Cieszymy się, że został uruchomiony program wsparcia z Tarczy Finansowej PFR oraz Tarczy 6.0. Jednak w naszej ocenie pieniądze z nich zbyt późno popłynęły do przedsiębiorców. Lockdown trwa od października, tymczasem pieniądze są wypłacane teraz. Do tego wsparcie pozwoli pokryć tylko część powstałych strat. Nie obejmie też wszystkich, najwyżej 20–25 proc. podmiotów – przekonywał Józefiak.

- Dodał też, że część podmiotów już upadła i jakaś część może jeszcze zbankrutować. - Dlatego trzeba uruchomić branżę i pozwolić firmom odbudowywać przychody, by większość podmiotów przetrwała – stwierdził.

Z kolei Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej stwierdził, że środki na przetrwanie posiadają jedynie duże firmy sieciowe, dla małych natomiast „trwanie dłużej w tej sytuacji to wyrok śmierci”.

- Jedynie odpowiedzialne odblokowanie z zachowaniem reżimu sanitarnego jest antidotum na problemy sektor – stwierdził.

- Przyznam, że dziwią mnie restrykcje. jakie dotknęły tę branżę. Wszystkie badania, z jakimi się zetknąłem, jasno pokazują, że ryzyko zarażenia w siłowaniach jest znikome. Natomiast inne miejsca, gdzie ryzyko zarażenia rzeczywiście istnieje, nadal działają normalnie – uzasadniał Arendarski.

Wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, Marcin Nowacki podzielił opinie poprzedników i zwrócił uwagę na to, że „im mniejszy biznes, tym jest gorzej”, ponieważ „małe podmioty nie opierają się (...) na rachunku zysku i strat, a na płynności finansowej. A ta nie jest zachwiana, tylko jej już nie ma.”

 

mp/dziennik gazeta prawna/forsal.pl