Według „Tageszeitung” to, co zrobił amerykański prezydent w kierunku normalizacji z Kubą, choć nie jest jeszcze ostatnim krokiem, ma ogromną wagę i jest najważniejszym działaniem od 1961 roku. „Teraz pojawia się wreszcie prezydent, dwa lata przed upływem kadencji, którego świat wypatrywał w Białym Domu już od 2009 roku, a który w wielu przypadkach był po prostu nieobecny. Krok Obamy świat przyjął z zadowoleniem” – pisze dziennik.

Według „Berliner Zeitung” Amerykanie muszą pokazać się jako godny zaufania partner. „Chodzi o imigrantów, czyli także o Kubę. Dla rządów Ameryki Łacińskiej - i to nie tylko lewicowych wśród nich - te dwie kwestie stały się sprawdzianem dla USA. Znaczenie nie tylko symboliczne miała ich groźba, że bez zaproszenia Kuby, również oni przyczynią się do fiaska amerykańskiego szczytu wiosną w Panamie, pomimo że jest on otwarty wyłącznie dla demokracji reprezentatywnych. Obama wykazał się podwójnie: uwolnił swój kraj i kontynent od starego balastu” – czytamy w „BZ”.

Z kolei Frankfurter Allgemeine Zeitung uznaje, że „zwrot Baracka Obamy w kwestii Kuby, zapisze się jako sukces na konto braci Castro”. „Ich represyjny reżim nie zasługuje na taką nagrodę. Kubańscy emigranci będą wkrótce słać jeszcze więcej pieniędzy na wyspę i reżim będzie oskubywał z każdego dolara.” – ocenia FAZ.

Z kolei berliński „Tagesspiel” twierdzi, że „Barack Obama dzięki swojej inicjatywie położył kres jakiemuś totalnemu absurdowi geopolitycznemu (…).Bezkompromisowa polityka wobec Kuby uniemożliwiała właśnie to, żeby USA wyszły wreszcie z cienia swojej własnej, niegdyś brutalnie forsowanej polityki władzy w grajdołku Ameryki Środkowej. Teraz to się może zmienić”.

„Landeszeitung Lüneburg” pisze za to, że „Barack Obama 'wbija słupy', które na trwale zapiszą jego rządy na kartach historii. Pomimo torpedowania wszystkiego przez republikanów, inicjatywa Obamy jest dalekowzroczna. Po pierwsze okazja jest sprzyjająca, bo protektor Kuby - Rosja - sama boryka się z poważnymi trudnościami. Po drugie, poluzowanie amerykańskiego embarga mogłoby wytrącić z ręki temu socjalistycznemu poletku doświadczalnemu w tropikach najsilniejszy argument uzasadniający represje i biedę.

Kubańczycy mogliby się zorientować, że to wina ich gospodarki planowej, kiedy na państwowych targowiskach brakuje ryb, a nie potępianych w czambuł Amerykanów”. Dodaje, że „mogłaby zacząć kruszyć się antywaszyngtońska falanga na subkontynencie południowoamerykańskim”.

bjad/deutsche welle