„Krytyczny wobec islamu ruch ‘Pegida’ rośnie w siłę. W siłę rośnie także sprzeciw wobec niej. Niemcy są podzielone. To zły znak” – ocenia Volker Wagener na łamach lewicowego portalu „Deutsche Welle”.

„Zaczęło się szermowanie liczbami. 30 tysięcy w Lipsku, 20 tysięcy w Monachium, 19 tysięcy w Hanowerze, 9 tysięcy w Saarbrücken - prawie 100 tysięcy w całym kraju i wszyscy solidarni z "Charlie Hebdo". Ale rośnie też liczba samozwańczych rycerzy broniących Zachodu. 25 tysięcy z nich przyszło na demonstrację Pegidy w Dreźnie, kolebce tego ruchu. To rekord. Trudno temu zaprzeczyć - spora część Niemców stoi naprzeciwko siebie niczym kibice rywalizujących ze sobą klubów. Ziarno islamistów-zabójców przynosi plon. Niemieckie społeczeństwo jest podzielone” – pisze Wagener.

W optyce, którą prezentuje autor, zwolennicy ruchu Pegida są jednak „islamofobami” oraz „pseudopatriotami”. Wagenera niepokoi „socjologiczna rozpiętość” Pegidy, bo „nie są to już tylko wiecznie wczorajsi, którzy grają na nerwach swoimi paranoicznymi hasłami o obcych wpływach kulturowych”.

„Ci, którzy, którzy dziś udają, że chcą ratować Niemcy, nie są już doskonale znanymi niepoprawnymi neonazistami, chuliganami, agitatorami w drogich garniturach. W rytualnych marszach w obronie kultury Zachodu udział biorą obecnie grzeczni skądinąd obywatele. To renciści, którzy boją się obniżki emerytur w związku z wydatkami na syryjskich uchodźców. Mamy, które boją się o swoje pociechy, które są rzekomo spychane w szkole na margines przez Ahmedków i Ayse. Nawet wykształcona klasa średnia boi się społecznej degradacji - wszystko przez muzułmanów” – kontynuuje Wagener i stwierdza: „to temat do rozmowy z terapeutą”.

Wskazuje następnie, że na ulicach niemieckich miast „na rzecz tolerancji i przeciwko ksenofobii demonstruje więcej ludzi, niż mogłoby się wydawać patrząc na rosnące tłumy zwolenników Pegidy”. Wagener krytycznie ocenia jednak szermowanie hasłami solidarności z ofiarami paryskich zamachów. „Przy całym szacunki dla oświeconego protestu obywatelskiego – hasło ‘Je suis Charlie’ jest podejrzane, bo ta solidarność z Charlim nic nie kosztuje. Jest ona tylko odruchem sporej grupy naszej wykształconej klasy średniej. Niczym więcej” – pisze.

Wzywa następnie, by Niemcy pogłębili swoją solidarność z muzułmańskimi imigrantami i nie ograniczali się wyłącznie do „definiowania wielokulturowego społeczeństwa… przez pryzmat doświadczeń wyniesionych z urlopu w Toskanii czy wizyt w egzotycznych restauracjach w zamożnych dzielnicach niemieckich miast”.

Wagener punktuje fasadowych obrońców multikulturalizmu, którzy krzyczą „Je suis Charlie!”, ale zarazem wysyłają swoje dzieci do odległych szkół, byle tylko uniknęły kontaktu z imigrantami, czy też wywierają presje na swoje gminy, by nie lokowały „uchodźców w pobliżu ich eleganckich domów”. „To jest tolerancja, która nic nie kosztuje, to liberalna poza. Więcej dymu niż ognia” – krytykuje autor.

Na koniec komentator „Deutsche Welle” przypomina o niedawnym wystąpieniu kanclerz Angeli Merkel, która cytowała byłego już prezydenta RFN, Christiana Wulffa. „Islam jest elementem krajobrazu kulturowego Niemiec” – powiedział Wulff. „W zdaniu tym Wulff wypowiedział wypartą dotychczas prawdę i z dużym opóźnieniem stwierdził, że Niemcy są krajem emigracyjnym” – pisze Wagener. Podkreśla, że to właśnie przypomniała Angela Merkel – i czas najwyższy. Bo trzeba dziś zdaniem publicysty „uznać naszych muzułmańskich sąsiadów, kolegów z pracy, z klubów sportowych za najzwyklejszą rzeczywistość” niemieckiego życia. „Wszystko inne byłoby ignorowaniem faktów” – kończy.

Trzeba przyznać Wagenerowi rację: z faktami trudno dyskutować. Pytanie jednak, dlaczego niemiecka lewica – a to przecież jej pozycje reprezentuje autor – cały czas odrzuca inne twarde fakty, wyraźnie jej nie na rękę? Napady niemieckich salafitów na kościoły i szkoły, wzywanie do mordowania obywateli Zachodu, niszczenie krzyży, atakowanie Żydów, segregacja rasowa, poniżanie kobiet, mordy honorowe, tworzenie z przedmieść dzielnic bezprawia  – to, niestety, także „twarda rzeczywistość” państw otwartych na imigrantów. O tym Wagener woli nie pamiętać.

Okazuje się, że wymordowanie przez zamachowców 17 Francuzów lewicę niczego nie nauczyło. Co musi się stać, by Europa przejrzała na oczy?

pac