24 kwietnia 1920 roku, w Warszawie doszło do zawiązana sojuszu wojskowego między Rzecząpospolitą Polską a Ukraińską Republiką Ludową. Głównym celem tego porozumienia była wspólna walka przeciwko bolszewikom.

Są takie wydarzenia, które wywołują wrażenie swoistej recydywy historii. Oczywiście słowo to kojarzy się z czystym złem, więc w tym kontekście należałoby posłużyć się terminem „wznowienie”, „nawrót”, bądź czymś podobnym.

To, co jest pasjonujące i co stanowi drogowskaz na przyszłość to fakt odwołania się (na ile świadomie – nie wiem) do tradycji I RP – państwa kilku wyznań, które oparło się na architekturze wolności politycznej.

Jest druga połowa kwietnia 1920 roku. Teoretycznie wszystko idzie dobrze – Bolszewicy są w odwrocie. Ale ich rejterada była powodowana wytworzeniem pewnej pustki politycznej, którą szybko można było wypełnić.

Józef Piłsudski – naczelnik państwa polskiego (co równało się pozycji dyktatora) zawiera pakt z przewodniczącym dyrektoriatu Ukraińskiej Republiki Ludowej. Znowu pachnie I RP. Ale po kolei…

Czy coś zyskaliśmy wskutek tego sojuszu?! Oczywiście Armia polska została wsparta przez oddziały ukraińskie, np. prze 6.dywizję generała Bezruczki, która broniła przed Sowietami Zamościa.

Zapyta ktoś – a co ma Zamość do Warszawy? Bardzo wiele. Front stanowi pewną jedność – w tym sensie, że jego przerwanie – nawet na mniej ważnym odcinku – przynosi skutki militarne i psychologiczne.

mod/Kresy24.pl