Chile, kraj idący dotąd całkowicie za nauczaniem katolickim, poszedł na zgniły kompromis z ateistyczną propagandą i zalegalizował aborcję w niektórych przypadkach. Teraz w tym południowoamerykańskim państwie będzie można zabijać dzieci w tym samych okolicznościach, co w Polsce: w przypadku zagrożenia życia matki, gwałtu i choroby samego dziecka. Zdecydował o tym krajowy Trybunał Konstytucyjny niewielką przewagą głosów (6 do 4).

Wcześniej ustawę częściowo legalizującą aborcję przyjął chilijski parlament, a jej podpisanie zapowiedziała socjalistyczna prezydent Michelle Bachelet. W mediach społecznościowych radość z decyzji sądu wyraził między innymi międzynarodowy gigant aborcyjny, Planned Parenthood, oraz organizacja rzekomo broniąca "praw człowieka", Amnesty International.

W Chile przez dziesięciolecia aborcja była legalna tylko w skrajnych przypadkach, a w roku 1989, pod rządami Augusto Pinocheta, zabijania dzieci zakazano całkowicie. Od czego czasu kraj był pod względem prawnym jednym z czołowych bastionów ochrony życia nienarodzonych. Prawo nie było przy tym "nieludzkie"; nie karało nigdy lekarzy za ratowanie życia matki, nawet jeżeli pośrednim skutkiem medycznych zabiegów ratowniczych byłaby śmierć dziecka. W gruncie rzeczy ta luka i tak była wykorzystywana przez aborcjonistów i feministki do nadużyć, przekonuje portal Life Site News.

Teraz nadużyć będzie bez wątpienia więcej, a Chile traci dobrą sławę wierności katolickiemu nauczaniu. Co więcej, zmiana jest ewidentnie niezgodna z konstytucją, zakładającą ochronę życia ludzkiego, co podkreślają biskupi. Sąd jednak, idąc za nielogicznym myśleniem liberalnym, uznał inaczej.

mod/life site news