Na pewno trzeba zwrócić uwagę na dwie nominacje – Joanny Kluzik-Rostowskiej i Leny Kolarskiej-Bobińskiej, ponieważ to są nominacje, które są ewidentnie sygnałem, że rząd jeszcze bardziej będzie skręcał w lewo. Edukacja i sprawy światopoglądowe będą rozgrywane przez resztę kadencji. To by się nawet układało w logiczną całość. To znaczy w momencie, kiedy dzięki skokowi na OFE, który został załatwiony w ostatnich miesiącach, dzięki nowej transzy funduszy unijnych rząd w kwestii finansów chwilowo jest zabezpieczony, przynajmniej w krótkim terminie i będzie mógł różne rzeczy uchwalać, dofinansowywać, etc. Od tej strony trudno będzie go kąsać, bo będzie miał co rozdawać. Mówiąc krótko – będzie miał czym zatykać trąbę. W związku z tym myślę, że czeka nas może nie powtórka z krzyża na Krakowskim Przedmieściu, którym mogłaby się stać tęcza na placu Zbawiciela, ale na pewno mocne wygrywanie przez rząd spraw światopoglądowych. W tym właśnie kontekście obecność tych dwóch pań jest bardzo znacząca.

Obecność Joanny Kluzik-Rostkowskiej jest też przypomnieniem, że Platforma tym którzy się jej zasłużą potrafi się, może czasem z opóźnieniem, ale odwdzięczyć. To jest powtórka manewru z Bartoszem Arłukowiczem, który za zdradę też został wynagrodzony solidnie. To są dwie nominacje znaczące i kształtujące oblicze ideowe tego rządu, o ile można mówić o jego obliczu ideowym.

Nominacja Andrzeja Bernata na ministra sportu jest po prostu nagrodą za to, że Biernat i reszta baronów Platformy z nim sprzymierzonych pomogła Tuskowi dorżnąć Schetynę w wyborach wewnętrznych. Tutaj wystarczy prześledzić publiczne wypowiedzi Biernata i przyjrzeć się dokładniej jego działalności wewnątrz partii i wtedy widać, że to jest jeden z takich ludzi od mokrej roboty Donalda Tuska.

Potem mamy dwie zmiany, które nie są tak naprawdę żadną rekonstrukcją tylko taką roszadą wewnętrzną, bo nowy minister środowiska - Grabowski był wcześniej wiceministrem finansów, Elżbieta Bieńkowska był już ministrem i dostacje jeszcze na doczepkę drugie ministerstwo i awans na wicepremiera. Tu zatem nawet nie mówimy o rekonstrukcji, ale jak to było w słynnym skeczu kabaretu „Pod Egidą” - o „wielkiej rotacji” - „Rotuj się kto może”, więc wyrotowano te dwie osoby.

To już pięć zmian – zostają jeszcze dwie zmiany ostatnie, czyli eurodeputowany Rafał Trzaskowski, który został ministrem administracji i cyfryzacji na miejsce Michała Boniego oraz Mateusz Szczurek, ekonomista z ING, który został ministrem finansów. W obu wypadkach mamy do czynienia z osobami, które ani nie są jakoś z PO mocno związane, ani nie są znane i też jak się zużyją za rok albo dwa to nikt po nich nie będzie płakał.

Jak popatrzymy na wszystkie te nominacje to mamy system zderzaków zbudowany ze zderzaków drugiej jakości. Donald Tusk nie toleruje zresztą ludzi o wyrazistych poglądach w swoim bezpośredni otoczeniu, więc nie mógł takich też nominować. Warto też zauważyć, że jeśli idzie o popularność medialną to Kluzik-Rostkowska jest najbardziej popularna, ale też została rzucona na najcięższy odcinek. Za dziesięć miesięcy jak przedszkolaki pójdą do szkół to Kluzik-Rostkowska zobaczy co to znaczy wziąć na siebie odpowiedzialność za decyzje dwóch poprzednich ministrów i zobaczy że została wsadzona na gorącego konia.

Warto jeszcze zauważyć co się nie wydarzyło – nie ma żadnych zmian w służbach, w MSW – tutaj premier ma wszystko poukładane i żadnych zmian być nie może.

not. ToR