Portal Fronda.pl: RAŚ nie wszedł do koalicji w województwie śląskim. To jego wielka porażka?

Piotr Semka: Zacznijmy od tego, że RAŚ nie poszerzył swojej bazy. Zapowiedzi były bardzo huczne, miała powstać duża, regionalna lista, która – obok RAŚ – miała gromadzić też Związek Górnośląski. Jak to często jednak bywa, swoimi apetytami Jerzy Gorzelik zraził do siebie liderów Związku. Zorientowali się, że wyznacza się im łaskawie rolę halabardników w tym przedstawieniu – i do koalicji nie doszło.

Kolejnym etapem była sama bardzo agresywna kampania RAŚ, sugerująca, że politycy partii ogólnopolskich są tak naprawdę wysłannikami Warszawy i nie mają niczego wspólnego z dobrem społeczeństwa województwa śląskiego. W tych wyborach RAŚ uzyskał 97 tysięcy głosów, co dało 7,3 proc. Cztery lata temu głosów było 122 tysięcy, przekładając się na 8,9 proc. Widoczna jest więc poważna strata.

Jak to bywa z RAŚ, rozpoczęto natychmiast kampanię idącą w dwóch kierunkach. Gorzelik zasugerował, że zwiększył się stan posiadania. Nie jest to prawda, bo w kadencji ostatniego sejmiku mieli czterech polityków, ale jeden z nich przeszedł z PiS. Ogłoszono też, że przeciwko RAŚ była prowadzona zmasowania kampania. To znowu nieprawda, bo nie było w czasie kampanii wyborczej żadnych poważnych krytyk, z wyjątkiem może artykułu w Gościu Niedzielnym.

 Dlaczego RAŚ, wbrew wcześniejszym oczekiwaniom, nie został ostatecznie koalicjantem PO i PSL?

Ślązakowcy trafili jednak na dobrą okazję. Po tym, jak w związku z wyborami Leszek Miller spotkał się z Jarosławem Kaczyńskim, w Platformie Obywatelskiej doszło do histerii. Uznano, że Miller złamał święte zasady III RP i skontaktował się z partią zadżumionych, czyli PiS. Postanowiono go za to ukarać. Województwo śląskie to jedyne województwo, gdzie Platforma razem z PSL nie miała większości: brakowało jednego głosu. Naturalnym kandydatem jawił się SLD, ale ogłoszono, że koalicji jednak nie będzie. Gdy dowiedział się o tym RAŚ, poczuł się panem sytuacji. Nie rzucił się na propozycje przedstawicieli Platformy jak na wspaniałą okazję, ale, jak pisał „Dziennik Zachodni”, zażądał miejsc na listach PO w wyborach parlamentarnych w 2015 roku. To dla RAŚ jest taki złoty sen, by wejść na listy Platformy i zostać w ten sposób już ostatecznie „zalegalizowanym”. PO uznała jednak to żądanie za zbyt wygórowane. Przypomniała też sobie realia współpracy z RAŚ, który, jako klub czteroosobowy, wysuwał bardzo daleko idące żądania.

W międzyczasie opadła wściekłość na Leszka Millera. Doszło do sytuacji, w której zdecydowano się jednak na koalicję z SLD, jako z mniej wymagającym partnerem. Pan Henryk Mercik z RAŚ, który ogłaszał, że zostanie wicemarszałkiem województwa śląskiego, musiał pożegnać się ze stanowiskiem. Można się domyślać, że wygrała w ten sposób opcja byłego wicemarszałka Piotra Spyry, który, będąc w obozie PO, od lat ostrzega, że zabawa ze ślązakowcami to zabawa z zapałkami.

 Henryk Mercik otrzymał jednak stanowisko wiceprzewodniczącego sejmiku. Jest to jakiś sukces?

To normalny rozdział miejsc dla przedstawicieli wszystkich grup w sejmiku . Choć rozwiała się formalna koalicja PO-PSL-RAŚ , będą, jak zwykle, ciche deale. Deale te przynoszą RAŚ pewne korzyści, ale nie jest to to samo, co posiadanie urzędu wicemarszałka i kompetencji, które leżą w obrębie zarządu województwa. RAŚ prowadzi tu bardzo konsekwentną politykę: zawsze chce obsadzać stanowiska związane z oświatą i kulturą, by realizować swoją idée fixe. Jest nią wprowadzanie do szkół swoiście rozumianego regionalizmu. Próbką tego był film pt. „Po roku 1939 – trudne czasy dla Śląska” wyprodukowany przez RAŚ za pieniądze sejmiku samorządowego, a który był przedstawiany w części szkół. Przedstawiał historię II wojny światowej w sposób tendencyjny, ze  skrzywieniem niechętnym Polsce.

 W „Dzienniku Zachodnim” można przeczytać, że ludowców od naciskania na koalicję z RAŚ mieli odwieść biskupi.

Jestem sceptyczny wobec tych twierdzeń. Gorzelik nie podaje zadnych dowodów na swoją tezę.  RAŚ uwielbia tłumaczyć swoje niepowodzenia sugerując albo nacisk prezydenta Bronisława Komorowskiego, albo biorąc na celownik arcybiskupa Wiktora Skworca. To logika pod tytułem: „my jesteśmy wspaniali, ale ciemne siły, w zakulisowy sposób, podstawiają nam nogi”. Kuria katowicka jest ulubionym chłopcem do bicia. Nie wykluczam więc, że RAŚ mógł sam wypuścić taką historię.

 Wojciech Saługa to właściwy człowiek w funkcji marszałka województwa?

Wojciech Saługa jest znany jako przedstawiciel tak zwanej „grupy jaworzniaków”, dość mocno rozpychającej się łokciami. To grupa polityków skoncentrowanych na gromadzeniu wpływów w instytucjach i firmach podległych sejmikowi samorządowemu. W jego dotychczasowej działalności nic nie wskazuje na jakąś wrażliwość na kwestie polityki historycznej. Martwi mnie to, bo w przyszłym roku zostanie otwarta ekspozycja Muzeum Śląskiego. Powstaje pytanie, czy nie wróci ona do niechlubnej tradycji Leszka Jodlińskiego. , który sugerował, że bismarckowski Kulturkampf nie był wcale dla Śląska taki zły.

Saługa nie był jak dotąd człowiekiem, dla którego te sprawy są istotne. Tymczasem to kształt polityki historycznej województwa to istotna kwestia: w śląskich warunkach RAŚ, poprzez agresywną autopromocję, potrafi przedzierać się do rozmaitych instytucji z zaskakującą siłą. Małe ugrupowanie, na które oddano 97 tysięcy głosów w 4-milionowym województwie, niezwykle uparcie chcą narzucić regionowi swoją wizję historii.

Warto przypomnieć, że Saługa w latach 1994 – 1998 był członkiem Unii Polityki Realnej.

W pobliżu środowisk UPR krążyło wielu działaczy czy zwolenników RAŚ, by wymienić choćby Tomasza Tomczykiewicza. Kongres Nowej Prawicy jest na Śląsku w wielu sytuacjach sojusznikiem ślązakowców. Jak na razie jednak nie ma podstaw by uważać, że Saługa będzie ulegać historycznym manipulacjom przedstawianym przez RAŚ. 

Rozmawiał Paweł Chmielewski