Portal Fronda.pl: Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko w rozmowie telefonicznej z prezydentem Andrzejem Dudą powiedział, że oczekuje wsparcia ze strony Polski. Jak powinna odpowiedzieć Polska?

Piotr Semka: Ukraina to jest kraj, który musi znosić bardzo brutalną agresję ze strony Rosji. Myślę, że nie ma wątpliwości, że Ukrainie powinniśmy pomagać. Natomiast Ukraińcy muszą zdawać sobie sprawę, że w Polsce nastąpiła zmiana. Muszą zacząć rozumieć, że w Polsce kwestia Wołynia jest bardzo istotna. Ukraina uważa, że pomoc ze strony Polski jej się należy. To nie jest przypadek, że w stosunkach polsko - ukraińskich nastąpiło pewne wychłodzenie. Myślę, że Andrzej Duda nie umieszczając Kijowa na liście pierwszych wizyt zagranicznych, chciał zademonstrować, że po stronie ukraińskiej jest jeszcze trochę rzeczy do zrobienia. Są też pozytywne sygnały, jak choćby sugestie, żeby Polska uczestniczyła w rozmowach negocjacyjnych na temat rozejmu na terenach Donbasu. Myślę, że Ukraina powinna zastanowić się nad włączeniem Polski do "formatu normandzkiego", czyli formatu rozmów, które odbywają się na linii Paryż - Berlin - Moskwa – Kijów. Oczywiście mamy świadomość, że Ukraińcy też muszą się liczyć z opiniami głównych państw - z jednej strony Francji i Niemiec, z drugiej - Rosji.

Poza tym najwyższy czas, aby doszło do debaty historyków z asystenturą rządu polskiego i ukraińskiego, gdyż nieustanne mówienie o tym, że jest to kwestia, którą zajmują się historycy - jest naiwnością. Jeżeli między dwoma państwami istnieje poważna zadra historyczna, to rządy obu państw - tutaj piłka jest po stronie Ukrainy - muszą w jakiś sposób takim rozmowom patronować.

Kijów w czasie ostatniej wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego ogłosił ustawę, która faktycznie zabrania krytykowania UPA. Mam wrażenie, że Ukraińcy nie zdają sobie sprawy jak bardzo mocno ten gest zostaje zapamiętany w Polsce.

Czy zmiana formatu rozmów ws. Ukrainy - tak jak chce prezydent Duda - jest możliwa?

W polityce wszystko jest możliwe. Wolałbym, aby takie sprawy nie zapowiadać głośno, gdyż jest to dyplomacja. Zawsze przestrzegałem prawicę, że bardzo często nie mając innych możliwości działania, będąc zepchnięta do narożnika przez Platformę, musiała wiele rzeczy mówić głośno. Inaczej jest jednak, kiedy dociera się do narzędzi realnej władzy - wówczas pewne rzeczy trzeba mówić cicho i chwalić się nimi dopiero wtedy, jeżeli się to uda.

Czego możemy oczekiwać po wizycie prezydenta w Niemczech?

Jest to przede wszystkim wizyta, w której obie strony poznają się osobiście. W polityce jest to bardzo ważny czynnik. Andrzej Duda, który swobodnie mówi po angielsku, rozumie po niemiecku i ma żonę, która jest germanistką, na pewno da sobie radę. Myślę, że pytanie jest takie, jak bardzo strona niemiecka chce skorygować swój modus operandi wobec polityki polskiej. Donald Tusk, który był w pozycji klienta czekającego na obsadę funkcji w Brukseli przyzwyczaił Berlin do bierności Polski. Z kolei gesty Komorowskiego były raczej symboliczne.

Jakie ważne kwestie, które zostały przemilczane przez PO i prezydenta Komorowskiego powinny zostać poruszone podczas tej wizyty?

Przede wszystkim kwestia stałych baz NATO na terenie Polski. Inne problemy, które są to m.in. mniejszość polska w Niemczech. Fundamentalnym sporem jest brak statusu mniejszości. Poza tym istnieją wciąż kwestie historyczne np: sprawa Centrum przeciwko Wypędzeniom, z którego ostatnio odeszło dwóch polskich historyków bardzo otwartych na stanowisko niemieckie. Jeżeli nawet pan Krzysztof Mroziewicz i pan Piotr Madajczyk nie dali rady zaakceptować formuły Centrum przeciwko Wypędzeniom, to oznacza, że dzieje się tam coś bardzo niedobrego.

 Rozmawiała Karolina Zaremba