Fronda.pl: Jarosław Kaczyński mówił ostatnio, że przyjęcie dużej grupy muzułmańskich imigrantów skutkowałoby radykalnym obniżeniem poziomu bezpieczeństwa w Polsce. Zgadza się Pan z tym?

Dr hab. Piotr Wawrzyk, Uniwersytet Warszawski: Oczywiście nie można generalizować, bo nie jest tak, że każdy muzułmanin stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa czy porządku publicznego. Pamiętajmy jednak, że tam gdzie nastąpił duży napływ imigrantów, to bardzo obniżył się jednocześnie poziom bezpieczeństwa. Najlepszym przykładem są Niemcy. Zwróćmy uwagę, że w sierpniu i wrześniu 2016 roku miał miejsce duży napływ imigrantów wpuszczonych przez p. kanclerz Merkel, a wiemy co się działo kilka miesięcy później, w sylwestra. Wiemy ile było do tej pory zamachów terrorystycznych w Niemczech i jaka jest według danych policji skala przestępstw popełnianych przez imigrantów. Dodajmy do tego wystąpienie bodajże szefa niemieckiego MSW, który mówił, iż nie są w stanie sobie dać rady z tą skalą przestępczości. Jeżeli to weźmiemy pod uwagę, to niewątpliwie Jarosław Kaczyński miał rację.

Prezes PiS dodawał, że na agresję imigrantów trzeba by było zareagować represjami, a to z kolei wywoływałoby efekt błędnego koła. Czy taki scenariusz Pana zdaniem byłby możliwy?

Problem polega na tym, że przyjmowanie imigrantów napędza skalę obustronnej nienawiści. Zwróćmy uwagę na to, że Polacy są niechętni przyjmowaniu imigrantów o korzeniach muzułmańskich. Gdybyśmy ich wpuścili, niezależnie od tego czy by popełniali przestępstwa – a pewnie tak – to wzajemnie niechęć byłaby jeszcze potęgowana. Dochodziłoby w efekcie do sytuacji takich, jakie mają miejsce na Zachodzie Europy, a więc niemalże starć dwóch grup ludności w centrum miasta, dewastowania ulic, itd. U nas na razie tego nie ma, ale przyjęcie dużej grupy imigrantów do tego by doprowadziło. Żaden rozsądny polityk takich sytuacji, nie tylko w Polsce, nie chce.

Komisja Europejska groziła ostatnio Polsce rozpoczęciem procedury o naruszenie prawa UE. Co to w praktyce miałoby oznaczać? Będą faktycznie konsekwencje wobec Polski?

Jeżeli nie wykonamy decyzji, na którą zgodziła się Ewa Kopacz i rząd Platformy Obywatelskiej w 2015 roku, to Komisja Europejska może skierować do Trybunału Sprawiedliwości skargę na Polskę o niewywiązywaniu się z zobowiązań wynikających z prawa unijnego. Jeżeli Trybunał uzna w swoim wyroku, że Polska nie wywiązuje się z zobowiązań, to wówczas Trybunał nakaże jego wykonanie, a więc przyjęcie imigrantów. Jeżeli ich nie przyjmiemy, to Komisja Europejska skieruje drugą skargę do Trybunału Sprawiedliwości UE o niewykonaniu poprzedniego wyroku. Jeżeli Trybunał uzna, że rzeczywiście nie wykonujemy wyroku, dopiero wówczas może on zasądzić kary finansowe dla Polski. Biorąc jednak pod uwagę, że postępowanie przed Trybunałem trwa około dwóch lat, mielibyśmy dwa postępowania, a więc w sumie ok. czterech lat trwałoby łącznie to postępowanie. Z drugiej strony, kalendarz polityczny wskazuje, że kwestia zgody na przyjęcie imigrantów będzie głównym elementem debaty przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku i kampanii prezydenckiej rok później.

Konsekwencjami straszył też Donald Tusk. W jego przypadku takie słowa to element walki politycznej?

Donald Tuk był szefem PO - partii, która zgodziła się na przyjęcie przez Polskę tysięcy imigrantów. Trudno więc, żeby miał inne zdanie. Dziwić to może jednak, że wiedząc jakie napływ imigrantów rodzi niebezpieczeństwo dla polskich obywateli, Tusk grozi rządowi karami, za to, że ten nie chce narażać Polaków. To zupełnie kuriozalna sytuacja.

To chyba sytuacja pokazująca, że poparcia dla Tuska w wyborach na stanowisko szefa Rady Europejskiej być nie mogło?

Tak, ta sytuacja potwierdza, że Donald Tusk nie uwzględnia elementarnych interesów obywateli polskich w swoim działaniu. Po drugie pokazuje to, że faktycznie rząd miał rację nie popierając tej kandydatury. Po trzecie wreszcie, Donald Tusk, tak jak wynikło z tego głosowania, nie jest reprezentantem Polski w UE, ale przedstawicielem elit unijnych na stanowisku szefa Rady Europejskiej.

Dziękuję za rozmowę.