„Patrzę na Palikota jako na zupełny fenomen w polityce. To partia jednoosobowa, ma twarz i emocje Janusza Palikota. Jego problemem są ograniczenia organizacyjne. Gdy podjął próbę budowy lokalnych struktur, zaczęły się wojny w regionach. I to może uniemożliwić stworzenie dużego projektu politycznego. Ale jeśli chodzi o energię, inwencję, pomysły, to Palikot absolutnie ma największy potencjał i jest dla nas największym zagrożeniem”- mówi W „Gazecie Wyborczej” walczący o powrót na szczyty polityki Grzegorz Schetyna. „Gromadzi wokół siebie elektorat ludzi młodych, którzy często głosują pierwszy raz w życiu. Nazywam Palikota populistą liberalnym. Zadaje proste pytania, na które nie ma prostych odpowiedzi, ale ludzie lubią słuchać o nadmiarze biurokracji, walce z niekompetentnymi urzędnikami i barierami administracyjnymi”- dodaje były wicepremier i prominentny polityk PO.


Schetyna zwraca uwagę, że sojusz Ruchu Palikota i SLD byłby groźny na rządzącej partii.  „Całe szczęście - wydaje się to niemożliwe. W polskiej polityce dominuje odruch odwracania się bokiem lub tyłem do siebie. I każdy chce nosić w plecaku buławę marszałkowską. Gdyby oni coś wspólnie zrobili, to byłby dla nas problem”- mówi w „GW”. Schetyna sygnalizuje również niebezpieczny trend odejścia PO od dawnej linii politycznej. „My musimy mieć ofertę dla liberalnego, otwartego wyborcy. Nie chcę powiedzieć, że trzeba pójść w lewo. Ale powinniśmy być otwarci na ludzi, którzy szukają pomysłu na siebie i chcą, żeby państwo dawało im możliwość realizacji ich planów i gwarancję normalnego funkcjonowania”- mówi Schetyna, który zdaje się tłumaczyć nową, antyklerykalną twarz Platformy. Chyba nikt już nie powinien mieć wątpliwości w jaką stronę obraca się rządząca ekipa. Można się było tego w sumie spodziewać. Platforma Obywatelska zawsze była bezideową formacją, która jeździła na rekolekcję, gdy w Polsce panowały konserwatywne nastroje po śmierci Jana Pawła II. Teraz, gdy 10 proc. wyborców pokazało, że chce mieć polską odmianę zapateryzmu ( urbanizmu), politycy PO sięgają delikatnie po argumenty swojego niedawnego żołnierza. Najsmutniejsze jest to, że Grzegorz Schetyna, który mógłby być alternatywą dla Tuska (coraz mniej ludzi wątpi, że szykuje się on na nowego premiera w zreformowanym rządzie) również publicznie zapewnia o potrzebie otwarcia się na lewo. Schetyna zawsze miał znakomite kontakty z SLD. Jednak np. Jadwiga Staniszkis widziała w nim pozytywną szanse na reformę kursu rządu. Schetyna nigdy nie ukrywał swojego przywiązania do liberalizmu gospodarczego i potrafił zganić delikatnie rząd za lenistwo. Niestety wydaje się jednak, że on również widzi większą szansę w żerowaniu na prymitywnych antyklerykalnych przesądach. Czy jednak warto skręcać z kursu dla najwyżej 10-12 proc? Z drugiej strony jego sojusznik prezydent Bronisław Komorowski również otoczył się niedobitkami po Unii Wolności, którzy mają raczej liberalne spojrzenie na kwestie wiary w przestrzeni publicznej. Ciekawe jak na zapatruje się Jarosław Gowin, który należy chyba wciąż do obozu Schetyny. A może już nie?


Łukasz Adamski