W trakcie każdej zmiany rządów kierownictwo służb wiedziało, że będzie musiało odejść. Czekali jednak na następców i przekazywali im instytucje w sposób cywilizowany. Teraz? Po wyborach prezydenckich mam jak najgorsze przeczucia – pisze Piotr Wroński, były funkcjonariusz służb specjalnych PRL i III RP.

Zszokuję wielu, ale nie interesuje mnie katastrofa rosyjskiego samolotu. Spekulacje pozostawiam trelewizyjnym ekspertom dyżurnym, znającym się na wszystkim gienierałom. To tragedia ludzka. Dla nas nie ma znaczenia, bo właśnie trwa zacieranie śladów po tzw. III RP. Samolikwidacja służb specjalnych staje się faktem. Do dymisji podaje się kierownictwo tych instytucji. Plotki głoszą, że wraz z premier Kopacz w geście solidarności. Jeśli to prawda, to, przeciwko czemu ma to być protest? Przeciwko nadchodzącej władzy, wybranej w demokratycznych wyborach? Czy to oznacza przyznanie się, iż służby – wbrew temu, co mówiono głośno – były partyjne i trzeba wraz z partią ewakuować na dobrze upatrzone pozycje?

Przypomina mi to rok 1989, tylko tym razem nie wybrano opozycji i nie dogadano się z nią przy jakimś okrąglutkim stoliku. Może chodzi o to, by ukryć coś przed następcami? Nie ma nas, więc nie ma winnych, o ile jakieś przewinienia w ogóle były, choć ów „protest” można uznać za potwierdzenie.. Może chcą postawić PiS w sytuacji bez wyjścia. „Doprowadzimy wszystko do takiego stanu, że zwycięzcy przestaną mówić o opcji zerowej i poproszą nas o pomoc, bo bez nas nic nie dadzą rady naprawić oraz zapewnić krajowi bezpieczeństwo”. Muszę przyznać, że jest w tym rozumowaniu trochę logiki. Pozostaje mi mieć nadzieję, że PiS nie wystraszy się tym razem i konsekwentnie, planowo i szybko zbuduje nowe służby specjalne, oparte na nowoczesnym systemie, a nie na personaliach, które zapewne stary system pożre. A może chodzi o coś prozaicznego, czyli o kasę?

Następcy też znają pragmatykę i mogą „zrobić numer”. „Honor, Ojczyzna.” – Powiecie, kręcąc głową. Taak. Ja też ciągle słyszałem te słowa w ich ustach, ale powtarzałem w myślach wiersz Słowackiego, obserwując, jak ”zapominają na ustach wyrazu”. Czego, zresztą, można żądać od szefów, którzy kierowali instytucją, biorąc pieniądze z tej, z której ich oddelegowano, bo w niej zarabiali więcej? Czego wymagać od dyrektorów i naczelników, mianowanych nie ze względu na kompetencje, ale dlatego, że mieli okazję uczyć się w tej samej „klasie”, co główni rozgrywający? Czego żądać od kłaniających się bezmyślnie biurokratów, którymi otoczyła się „klasa”, eliminując tych, którzy zadawali pytania lub ośmielali wygłaszać własne zdanie? Zasada „dzień bez kilku postępowań dyscyplinarnych, dniem straconym” stanowi dewizę dzisiejszej ”elity” służb specjalnych. I wszystkie są ściśle tajne, tak by niewygodna osoba nie mogła odwołać się do władz zewnętrznych. Prawdziwego wroga trudno zneutralizować. Trzeba, więc szukać zajęcia wśród własnych oficerów. Żal mi PiS. Pole minowe, zastawione przez administracje państwową będzie trudne do przejścia. O ile to będzie w ogóle możliwe. Dla mnie, to wszystko wygląda tak, jakby kraj przejmowała jakaś obca władza, a „prawdziwy” rząd przygotowywał się do emigracji lub schodził do podziemia. Może przesadzam, ale takie myśli wzmacnia jeszcze jedna wiadomość.

Dzisiejsza GPC podała, iż MSW zaczyna niszczyć dokumenty, w tym dotyczące tragedii smoleńskiej, na podstawie rozporządzenia ministra. Kilka tygodni temu dziennikarze ustalili, iż premier wydała zarządzenie w tej sprawie (opieram się na rzetelnych dziennikarzach i dyskusji telewizyjnej, w której sam uczestniczyłem). Co ciekawe, zarządzenie to opiera się z kolei na innym, przygotowanym na wypadek „W”. Niestety, nie dowiemy się, co zniszczono i dlaczego, ponieważ o tym, czy dany dokument ma zostać „unicestwiony” decyduje szef danej służby na podstawie ściśle tajnych kryteriów. Po prostu, kwalifikuje materiał, jako „nieistotny operacyjnie”. W protokole zaś, ma być podobno jedynie numer, ale bez opisu, czego dany dokument dotyczył. W dodatku, nie mamy też pewności powędrował do niszczarki, czy „wywędrował na miasto”, zasilając czyjeś prywatne zbiory, jako kolejny „hak” na przeciwnika, zabezpieczenia dla właściciela lub jedno i drugie zarazem. W tym miejscu muszę przyznać, że opisując w „Weryfikacji” sytuację w MSW w roku 1989 i na początku 1990, nie sądziłem, iż piszę swoistą instrukcję postępowania w obliczu końca systemu.

Koniec zwiastuje też jeszcze jeden typ zachowań: taniec wokół „nowych”. Na przykład, taki jeden dyrektor, specjalista od przesłuchań oficerów, „stachanowiec” i rekordzista we wszczynaniu postępowań dyscyplinarnych, już zapowiada, że „teraz to zrobi porządek, bo jego dotychczasowi protektorzy mu na nic nie pozwalali”. To też mi przypomina 1989 rok. Jeśli nowa władza skorzysta z takich propozycji, to przegra.

Czy nadal ktoś uważa, że służby specjalne trzeba jeszcze będzie likwidować? Przecież likwidują się same, bo jak nazwać to, co się teraz dzieje. Słuszne są obawy o bezpieczeństwo okresu przejściowego, ale czy nie są to obawy zwyczajnych ludzi, bo szefów służb to nic, a nic nie obchodzi?

Mam nadzieję, że to wszystko plotki i nic takiego nie dzieje się na prawdę. W trakcie każdej zmiany rządów, a przeżyłem je wszystkie od roku 1990 do 2007, kierownictwo służb wiedziało, że będzie musiało odejść. Czekali jednak na następców i przekazywali im instytucje w sposób cywilizowany. Teraz? Po wyborach prezydenckich mam jak najgorsze przeczucia. Nadzieja mimo to pozostaje, bo znam tych ludzi i chce mimo wszystko, mimo wcześniejszej krytyki, że nie zastąpili terminu „dobro państwa” wyłącznie „dobrem własnym”.

Piotr Wroński / pressmania.pl