Fronda.pl: Posłowie PiS ponownie wybierają się do Kijowa.

Ryszard Czarnecki: Jestem właśnie na Okęciu w Warszawie, gdzie wraz z wiceprezesem PiS Adamem Lipińskim oczekujemy na lot do Kijowa. Mamy w planach spotkania z opozycja, o, przepraszam!, dawną opozycją, bo teraz to już rząd. Każdy ma swoich partnerów. Kiedy my zarzucaliśmy rządowi PO-PSL, że jest mało aktywny w polityce wschodniej, także wobec Ukrainy, obrońcy tej władzy mówili, że przecież prezydent Bronisław Komorowski aż 29 razy spotkał się z prezydentem Janukowyczem. Co kto lubi... My wolimy się spotkać z opozycją, prezydent Komorowski z Janukowyczem, jego wybór...

Jaki jest cel wizyty posłów PiS w Kijowie?

Chcemy usłyszeć od opozycji, jak można pomóc Ukrainie, zwłaszcza na arenie międzynarodowej. Ne ukrywam, że będziemy to robić w naszym własnym, narodowym interesie. Bo to w naszym, jako Polaków, interesie ekonomicznym czy geopolitycznym leży to, by być pomostem Ukrainy wobec Unii Europejskiej, a także Unii Europejskiej wobec Ukrainy. Chcemy zapytać, jak oni w tej chwili widzą rolę Polski, bo przecież nie chodzi o podziały pomiędzy polskim rządem a polską opozycją, ale o granie w jednej drużynie w polskim interesie narodowym. To właśnie chcemy deklarować w Kijowie.

Jak Pan ocenia podpisane w piątek, po negacjach z udziałem ministra Radosława Sikorskiego, porozumienie z Wiktorem Janukowyczem?

Co do formy, to zapewne wszyscy zapamiętają wystąpienie Radosława Sikorskiego z (nie)słynnych słów ministra jak nie podpiszecie, to wszyscy będziecie martwi. To jest język politycznego mafioso, a nie szefa dyplomacji, kogoś kto powinien panować nad słowami. Taki język do tej pory znaliśmy z filmów kryminalnych, a nie z dyskursów politycznych. Minister Sikorski jest specyficzny, widać, że dożyna watahę nie tylko wewnątrz kraju, ale ma także wersję eksportową w postaci grożenia ukraińskiej opozycji. Samo porozumienie już po kilku godzinach stało się świstkiem papieru, bo nikt go nie przestrzegał, ani jedna, ani druga strona. W związku z tym, można je rozpatrywać w kategoriach historycznych, bo zanim zaczęło obowiązywać, już przestało istnieć w sensie praktycznym.

Rada Najwyższa Ukrainy anulowała tzw. ustawę językową. W ustawie wymieniony był m.in. język polski. Jedno z pierwszych posunięć nowej władzy uderza w Polaków żyjących za naszą wschodnią granicą?

Oczywiście ustawa Rady Najwyższej Ukrainy była skierowana w sensie politycznym przede wszystkim przeciwko Rosjanom, choć w ogóle rykoszetem mogła uderzyć także w Polaków. Myślę, że rada, mówiąc słowami Talleyranda, zrobiła gorzej niż zbrodnię, to znaczy błąd. Taka antyrosyjska manifestacja, czy w ogóle manifestacja przeciwko mniejszościom narodowym, jest w moim przekonaniu poważnym błędem parlamentu ukraińskiego, także w sensie piarowskim czy polityczno-propagandowym. Myślę, że można powiedzieć: Rado Najwyższa Ukrainy, nie idź tą drogą.

Rozm. MBW