Już sam początek tekstu nie pozostawia wątpliwości, o co chodzi w tym tekście. „Zapowiadał się na subtelnego uczonego, był nadzieją polskiej teologii. Wybrał jednak rolę przywódcy krucjaty przeciw gejowskiemu lobby, które chce przejąć władzę nad światem” - stwierdza Krzysztof Burnetko. I ten lead doskonale pokazuje, o czym jest ten tekst. To skowyt żalu, że wybitny teolog zamiast zajmować się subtelną teologią, która nie ma wpływu na życie wybrał zadania duszpasterskie i zaangażował się w wojnę cywilizacji.

Tego grzechu nie można wybaczyć. I „Polityka” go nie wybacza. Zabiera się więc za „lustrowanie” przeszłości księdza. I wyciąga, że w liceum był pupilem dyrektora, a ten był komunistą. Nic z tego nie wynika, ale można przypuszczać, że młody uczeń akceptował jego poglądy. A że zaraz potem wstąpił do seminarium, to już bez znaczenia. Potem jest podobnie. Autor przypomina, że ksiądz Oko opisywał poglądy Drewermanna i się od nich nie odcinał. I z żalem stwierdza, że gdy do władzy doszedł PiS to zaczął uderzać w gejów. Jaki jest związek jednego z drugim nie wiadomo, ale wrażenie ma być takie, że ksiądz Oko zajął się homoseksualizmem, żeby przypodobać się Prawu i Sprawiedliwości... Absurd całkowity, ale przecież nie o opis rzeczywistości Burnetce chodzi, ale o oplucie ks. Oko.

Oplucie, a nie polemikę, bo próżno szukać argumentów przeciwko poglądom ks. Oko. Są inwektywy, cytaty z ks. Jacka Prusaka, ale nie ma realnej polemiki. Nie ma, bo przecież Burnetko wie, że ksiądz Oko nie mówi niczego, co nie wynikałoby z nauczania Kościoła. A jako teolog jest do tego powołany.

Tomasz P. Terlikowski