Marta Brzezińska: W sobotę odbywały się uroczystości z okazji 78. rocznicy ONR. Niestety, lewackie grupy nie pozwoliły na ich spokojny przebieg. A nawet więcej – portal Fronda.pl dowiedział się, że autokar uczestników jadących z Warszawy do Katowic został obrzucony kamieniami.

 

Artur Zawisza: Dramatyzm podczas sobotnich uroczystości czuło się w powietrzu. Rozpoczęcie uroczystości opóźniło się o blisko trzy kwadranse, ze względu na sygnały dopływające z autokaru, którym jechali działacze ONR z Warszawy. To grupa znacząca, więc czekaliśmy na nią z rozpoczęciem demonstracji. Okazało się jednak, że autokar został uszkodzony przez grupę agresywnych – wtedy jeszcze nieznanych sprawców. Kierowca nie był w stanie kontynuować jazdy, więc marsz w Katowicach wyruszył bez uczestników z Warszawy.

 

Mówi Pan – wtedy nieznani sprawcy. Dziś już wiadomo, kto obrzucił kamieniami autokar, którym jechali działacze ONR na uroczystości w Katowicach?

 

Dokładnej wiedzy nie mam, ponieważ ja nie jechałem tym autokarem. Natomiast uczestnicy zajścia twierdzą, że mogliby spróbować zidentyfikować sprawców zajścia. Należy mieć nadzieję, że policja przeprowadzi w tej sprawie właściwie czynności wyjaśniające. Byłem natomiast naocznym świadkiem wydarzeń w Katowicach.

 

Właśnie, jak tam przebiegały uroczystości? Również próbowane je zakłócić.

 

W Katowicach mieliśmy do czynienia z bardzo poważnym zajściem i wykroczeniem przeciw porządkowi publicznemu. Kilkuset osoba grupa członków ONR i zaproszonych gości, podczas przemarszu przez ulice Katowic, została zaatakowana przez blisko stuosobową grupę tzw. antyfaszystów. Zobaczyliśmy ich otoczonych kordonem policyjnym, ale za chwilę w naszym kierunku poleciały szklane butelki wypełnione atramentem, które z trzaskiem rozpryskiwały się na chodniku, najczęściej obok nas. Wyglądało to bardzo niebezpiecznie – uderzenie taką butelką w głowę mogłoby się skończyć bardzo źle.

 

Podobno jedna z takich atramentowych "bomb" o mało nie trafiła kombatanta z Narodowych Sił Zbrojnych, porucznika Stanisława Turskiego.

 

Szedłem obok niego, niejako mu asystując, gdyż jest to człowiek sędziwego wieku. Jedna z butelek przeleciała dosłownie tuż obok jego głowy, rozpryskując się na jezdni i brudząc ubrania atramentem. Atmosfera była bardzo gorąca, uczestnicy marszu mieli dylemat, co w takiej sytuacji zrobić. Wielu uczestników pewnie już szykowało się do samoobrony.

 

Jak zareagowała policja?

 

Na szczęście, bardzo odpowiedzialnie. Z jednej strony, udało się zapanować nad rozwścieczonymi tzw. antyfaszystami, a z drugiej – nie pozwolić uczestnikom marszu ONR na odwet. Policjanci ochraniali legalną manifestację, ale co więcej – zaczęli spychać jak najdalej agresywną grupę anarchistów. Tego,co się działo dalej, kiedy marsz już przeszedł, nie widziałem już na własne oczy, ale w lokalnych mediach pojawiły się filmy, z których wynika, że policja otoczyła tę kilkudziesięcioosobową grupę, co wywołało jej wściekłość. Otoczeni anarchiści zaczęli skandować „faszyści, policja, wielka koalicja”. Oczywiście, nie jesteśmy faszystami, ale ten okrzyk traktujemy jako pochlebny dla policji (śmiech), która umiała zachować się w tej sytuacji i ochronić legalny przemarsz. Z relacji policyjnych wynika, że wśród zatrzymanych znaleziono coś w rodzaju niezarejestrowanej broni, oczywiście – nie palnej, ale coś w rodzaju kastetów, pałek, etc. Mieliśmy więc do czynienia z dobrze przygotowanym atakiem.

 

Co do tego nie mam wątpliwości. Przecież te osoby były wyraźnie przygotowane na atak. Po raz kolejny mamy do czynienia z jakimś festiwalem nienawiści pod adresem osób o narodowo – radykalnych poglądach, pojawia się znowu szafowanie epitetem „faszyści”. A przecież mogło dojść do tragedii. Gdyby kierowca stracił panowanie nad autokarem, albo jedna z butelek rozbiłaby się na czyjejś głowie.

 

Marsz zorganizowano w 78. powstania ONR. Rzecz jasna, to formacja, która była i jest radykalna. Chodzi tu jednak o radykalizm poglądów i koncepcji politycznych, a nie o radykalizm w znaczeniu agresywności. Agresja jest raczej po stronie środowisk lewackich, które wyczuwają atmosferę przyzwolenia na swoje działania w liberalnych mediach. Taka jest moja ocena tej sytuacji. Liberalne media, które niby promują tolerancję, są do tego stopnia niechętne i złośliwe względem środowisk narodowo-prawicowych, że implikują reakcję środowisk skrajnych, prowadzącą do aktów przemocy.

 

Jakby nie patrzeć, mamy tu do czynienia z przemocą dobrze zorganizowaną. Przecież grupa, która napadła na jadący z Warszawy autokar musiała być dobrze poinformowana o trasie i godzinie jego przejazdu. To budzi przerażenie, bo przywołuje skojarzenia jakiejś nagonki czy wręcz polowania na osoby o narodowo – radykalnych poglądach.

 

Kiedy po marszu 11 listopada pojawiły się w "Gazecie Wyborczej" artykuły na temat manifestacji, ich autor powoływał się na tajnego informatora, a nawet kreta zainstalowanego w środowiskach narodowych. Jeżeli dziś mamy do czynienia ze znajomością trasy przejazdu, to niewykluczone, że tego typu wylansowana metoda wpuszczania tzw. kreta, jest nadal stosowana. To jednak bardziej przypomina czasy wojenne, niż politykę uprawianą w niepodległym państwie.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska