Unia Europejska to dziś podmiot, którym rządzą państwa starej UE. Nowe kraje, w tym Polska, są ignorowane i nie dopuszcza się ich na kluczowe stanowiska. Zapewnienia naszego Premiera Donalda Tuska, jakoby jego władza i polityka względem UE przynosiła nam cały czas profity, okazały się po prostu nieprawdziwe. Czy to był tylko PR z jakiego słynie obecny rząd, czy może specjalne zaciemnianie obrazu rzeczywistości UE? 

 

Fakty są takie, że "Polakom nie udało się uzyskać w unijnych instytucjach znaczącej liczby wysokich stanowisk urzędniczych. Większość z nich zajmują przedstawiciele państw starej Unii. Przez osiem lat biurokracja skutecznie broni się przed intruzami ze Wschodu. Uderza to w nasze interesy w Unii. Mimo to rząd nie docenia znaczenia tej dyskryminacji i nie walczy z nią" - podaje "Rzeczpospolita".

 

"Dziś najwyższe stanowiska urzędnicze piastowane przez Polaków to jeden dyrektor generalny w Komisji Europejskiej, jeden w Radzie Unii i jeden zastępca sekretarza generalnego w dyplomacji. Taki jest „uzysk" Polaków, szóstej nacji w UE. Jeśli stosować obiektywne miary, to powinno nas być podobnie dużo jak Hiszpanów. Niestety, w urzędniczej reprezentacji pozostajemy daleko w tyle. W Komisji Europejskiej na średnich szczeblach (m. in. kierownicy wydziałów) jest 709 Hiszpanów i tylko 56 Polaków. Na poziomie dyrektorskim Hiszpanów jest 58, Polaków 14. Wreszcie na szczycie drabiny jest czworo Hiszpanów i jeden Polak" - czytamy dalej na rp.pl.

 

Tak wygląda dziś polityka UE: Niemcy, Francja i Anglia plus Włochy i Hiszpania. Poza nimi są państwa i państewka spełniające rolę tzw. "kwiatka do kożucha". Polska delegacja w UE to farsa. Nasi urzędnicy są niekompetentni i najgorsze: nie potrafiący dbać o interes narodowy naszego kraju. Wojciech Olejniczak zakomunikował wczoraj, że Tusk szykuje się do objęcia ważnego stanowiska w UE. Jeśli nasz Premier dogaduje się w sprawach przyszłościowych z UE to niech definitywnie określi swoje ambicje. Bo jest Premierem RP, a nie politykiem-freelancerem.

 

philo/rp.pl