Wszystkie agencje światowe, zamiast relacji z tego co dzieje się na arenach sportowych w Rio, żyją od kilkunastu godzin złapaniem na dopingu polskiego sztangisty Tomasza Zielińskiego.

Opcje są dwie. Innych nie ma.

Pierwsza. Polscy ciężarowcy nie odbiegają od europejskich i światowych norm stosowanych w tym sporcie i szprycują się na okrągło i ile wlezie. Za tą wersją przemawia, na przykład, cały przebieg kariery Marcina Dołęgi.

Przy czym, żeby było jasne. Palenie w tej chwili głupa przez panów Kołeckiego i Soćkę jest równie szczere co troska różnych struktur UE o stan demokracji w Polsce. Jeżeli rzeczywiście polscy sztangiści to dopingowicze to nikt mi nie wmówi, że najważniejsi działacze związkowi mogą być z tego tytułu w szoku. To znaczy mogą, owszem. Ale tylko dlatego, że dali się złapać. Z żadnego innego powodu ci goście zdziwieni być nie mogą.

Opcja numer dwa. Komuś, kto w dodatku bardzo nie lubi Polaków, bardzo zależało, żeby przenieść dopingowe akcenty z jednych nacji na inne. Do tego stopnia, że popodmieniał próbki (co, jak wskazują doświadczenia z Soczi, jest zresztą dziecinnie łatwe). Jak bowiem, jeśli wierzyć trzem ostatnim negatywnym testom Zielińskiego, z których ostatni przeprowadzono 3 tygodnie temu, można stwierdzić u Polaka nandrolon, który siedzi w organizmie około 1,5 roku? To znaczy, że Zieliński jest idiotą i zaczął używać środka tuż przed olimpiadą? Specjalnie po to, żeby podmienić rosyjskich dopingowiczów na czołówkach wszystkich światowych środków przekazu?

Oczywiście wersja druga jest znacznie mniej prawdopodobna. I znacznie trudniejsza do udowodnienia.  Ale jest. Nie takie numery w tym, pozbawionym zasad świecie, wycinano. Tym niemniej, jeśli Zieliński (bo przecież nikt mu w tym, szczególnie jeśli ma rację, nie pomoże) nie udowodni, że wersja ta jest prawdziwa, trzeba przyjmować wersję numer jeden. Ze wszelkimi konsekwencjami.

Tak czy siak. Kto by nie był winny tej sytuacji. Czy Zieliński czy też ktoś inny. Udało mu się skutecznie zepsuć powietrze wokół igrzysk. Szczególnie w tej strefie, gdzie przebywają Polacy. 

Harem/salon24.pl