Portalowi Natemat.pl udało się dotrzeć do proboszcza, którego o. Krzysztof Mądel posądził o molestowanie jego oraz jego rówieśników. Ks. Andrzej M. stanowczo zaprzecza tym oskarżeniom. „Prawdą jest, że rozmawiałem z dzieciakami o różnych zagrożeniach, w tym związanych z napastowaniem seksualnym, ale robiłem to tylko dla ich dobra” – wyznaje w rozmowie z portalem.

Duchowny dodaje, że wiele dzieciaków, z którymi pracował miało realne problemy i chciał pomóc. Chodzi o to, że jedna z dziewcząt ze wsi została zgwałcona i zamordowana. Ks. Andrzej M. ostrzegał więc dzieci przed takimi zagrożeniami, apelował też, by nie rozbierały się przy obcych.

Na pytanie, czy nie uważa, że robił coś niestosownego, duchowny zdecydowanie zaprzecza: „Wtedy przez myśl mi to nawet nie przeszło! To były inne czasy niż dziś. Wówczas wzięcie dziecka na kolana nie było niczym złym. Niczym nie różniło się od sytuacji, gdy robiła to matka czy ojciec”. Dziś jego zdaniem wszędzie szuka się zła i robi nagonkę na Kościół.

Dlaczego więc ks. Andrzej M. po latach przeprosił o. Mądela? „Uświadomiłem sobie, że to, co robiłem, mogło zostać źle odebrane, że mogło go zgorszyć” – wyjaśnia. Kapłan zapewnia, że jezuita źle odebrał jego intencje. Dodaje, że niektórzy są przeczuleni, mają chorobliwą osobowość. „W tym, co robiłem, nie było nic złego. Mam wrażenie, że o. Mądel sięga po te oskarżenia na tej samej zasadzie, co niedawno ks. Lemański pod adresem biskupa Hosera” – wyznaje.

Ks. Andrzej M. wyjaśnia też, że z parafii, w której miał dopuścić się nadużyć wcale nie został usunięty, nie uciekł, ale po prostu przeniesiono go na kolejną placówkę.

MBW/Natemat.pl