Poseł ziemi świętokrzyskiej Piotr Liroy-Marzec twierdzi, że nie groził sądem autorom satyrycznego fanpage'u. Według niego, autorem ultimatum dla twórców profilu był administrator jego własnej strony.

Głośna w mediach społecznościowych sprawa dotyczy strony o nazwie „Liroy poseł na Sejm VIII kadencji - nieoficjalny fanpage”. Powstała na Facebooku zaraz po wyborach parlamentarnych. Profil zawiera rozmaite wpisy ośmieszające artystę.

Twórcy strony poinformowali, że poseł napisał do nich i zażądał zamknięcia strony. Podobno zagroził im przy tym prokuraturą za „szkalowanie posła na Sejm RP”. Dał im dobę na zlikwidowanie profilu.
„Pisanie ultimatum połączonego ze straszeniem więzieniem na fejsbukowym wallu w stosunku do dwóch studenciarzy, nawet naszym zdaniem jest trochę nie teges” - odpisali autorzy.

Liroy-Marzec ogłosił wówczas, że to nie on jest autorem gróźb.

- Prawda jest taka, że tego posta na pewno nie napisałem ja. Musiałbym być totalnie nienormalny, żeby takie posty pisać. - przekonywał poseł ruchu Kukiz'15 w wideo zamieszczonym w sieci.

„Jeżeli komukolwiek do głowy przyszła myśl, że mógłbym kiedykolwiek napisać ten szeroko omawiany post to znacie mnie BARDZO SŁABO” – napisał też.

Niespodziewanie do wysłania groźby przyznał się administrator oficjalnego fanpage'a posła: „Celowo podszyłem się pod Piotra Liroya-Marca z pełną świadomością do kogo kieruje swój post, by pokazać, że podszywanie się pod kogoś nie jest żadną satyrą” - napisał administrator profilu Liroya.

Twórcy nieoficjalnego fanpage'a szybko skomentowali zachowanie administratora strony rapera: „Narobiłeś Piotrowi potwornego smrodu, który MY teraz musimy czyścić a nie jesteśmy pewni, czy wystarczy nam odświeżacza”. Dodali, że wysłaną wiadomością zrobił im niezłą przysługę.

KJ/dzikikraj.interia.pl