- Kolędy są kawałkiem wszechświata, który wynosi się z domu. One są depozytem rodzinnego domu. Wśród setek kolęd w polskich domach nie śpiewa się tych samych. Jest zestaw podstawowy, startowy, który mocno zakorzenił się w życiu parafialnym. To kanon 10-ciu utworów: „Bóg się rodzi”, „Gdy się Chrystus rodzi”, „Gdy śliczna Panna”, „W żłobie leży”, „Przybieżeli do Betlejem”, „Wśród nocnej ciszy”, „Jezus malusieńki”, „Anioł pasterzom mówił”, „Lulajże Jezuniu” i „Jezus malusieńki”. Obok nich znane są pastorałki rodzinne, które były przekazywane w depozycie ustnym w rodzinach. Tak jak tata i mama przekazują wiarę i Ewangelię dzieciom, tak jest też ze śpiewaniem kolęd.

 

Przypomnę, że w 1848 r. w wydanym śpiewniku przez ks. Michała Marcina Mioduszewskiego, on już wtedy ubolewał, że po domach się mniej śpiewa, tradycja ginie i lud nabożnych pieśni nie chce kultywować.

 

Pamiętam z dzieciństwa, że w domu, w związku z tym, że było nas dosyć dużo, rodzice wystawiali dla krewnych, znajomych i sąsiadów jasełka. Mama miała aspiracje artystyczne. Byliśmy mieszczańskim domem, w którym stało niemieckie pianino odkupione przez dziadka za pół litra wódki od sowieckich żołnierzy na rampie kolejowej w Częstochowie. Miało napis „Breslau”. Ono było takim tajemniczym skarbem dzieciństwa. Zakradaliśmy się do niego, zdejmowaliśmy drewniane płyty i grając palcami na strunach czy skacząc po nim sprawdzaliśmy również jego wytrzymałość. Opowiadaliśmy też sobie słuchowiska dźwiękowa stujając pięściami w klawisze. Później zobaczyliśmy, że pianino służy do tworzenia muzyki, pięknej muzyki.

 

Mama grała nam na nim, a my śpiewaliśmy. Nasze jasełka opierały się na chronologicznym śpiewaniu kolęd, zaczynając od „Anioł pasterzom mówił” i „Archanioł Boży Gabriel”. Pamiętam, że grałem karczmarza, który wykrzykiwał złe rzeczy pod adresem św. Józefa, który pukał do gospody szukając miejsca dla brzemiennej Maryi. Było wiele scen, a najmłodsze z dzieci leżało w żłóbku, ale rychło się okazywało, że dorastając z kolejnymi latami grało owieczkę, aniołka. Jednak rodzice starali się, żeby w żłóbku było co jakiś czas malutkie dzieciątko, aby obsada była pełna.

 

W domu była płyta winylowa z pastorałką Schillera i Maklakiewicza. Po latach odkryłem, że ona jest adaptacją pastorałek ks. Mioduszewskiego. Schiller w jakimś sensie podpisał się pod kompilacją tych utworów, ale to jednak ks. Mioduszewski był zbieraczem, badaczem pieśni nabożnych. On wykonał gigantyczną pracę. Mam oryginalny tom jego dzieła. W kościelnych śpiewnikach ks. Siedleckiego, jest większość z tych kolęd. Śpiewniki ks. Siedleckiego można znaleźć w antykwariatach, ale bogaty zbiór kolęd jest w wydaniach międzywojennych lub zaraz powojennych, we współczesnych już ich brakuje.

 

Kolędy i pastorałki przetrwały w rodzinnych domach jako kultura źródłowa. To widać w przepięknych, archaicznych tekstach, pełnych symboliki. Jest w nich również wiele teologii, napięcia jak w przepięknym barokowym utworze „Bóg się rodzi”. Ogień krzepnie... blask ciemnieje... ma granicę nieskończony... jaka to wspaniała literatura. Tego nie napisał ludowy twórca, ale utalentowany poeta. Fascynujące są regionalne zmiany tekstu czy muzyki. W profesjonalnych śpiewnikach możemy znaleźć autorów kolęd, one mają więcej informacji niż internetowe śpiewniczki.

 

Kolędy integrują bez względu na przekonania polityczne. To są utwory chyba najbardziej powszechnie śpiewane w domach. Zachęcam do ich poznawania, do wspólnego kolędowania. Należy przygotować wcześniej śpiewniczki z dużą czcionką. To jest ważne, bo lampki choinkowe nie dają dużo światła. Przekazujmy tradycję dzieciom. Nie łudźmy się, że ktoś to będzie robił za nas - podkreśla Pospieszalski.

 

Not. Jarosław Wróblewski