- Mimo, że w 1999 r. beatyfikował ich Jan Paweł II, dopiero teraz przebijają się do polskiej pamięci. Reżyser Artur Piotrowski, który kręci film na ich temat, wygrał konkurs na najlepszy projekt filmu, czyli tzw. Pitching Forum w czasie festiwalu Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci. - Podczas Pitching Forum jedna z dyskutujących osób powiedziała, że dotąd przekonana była, iż gilotyna przestała być używana w czasie rewolucji francuskiej – mówi Artur Piotrowski w rozmowie z Piotrem Lisiewiczem w „Wywiadzie z chuliganem”. Program ukaże się dziś o 22.00 w Telewizji Republika – czytamy na portalu niezalezna.pl.

Błogosławieni oratorianie zginęli jako ludzie bardzo młodzi. W chwili śmierci najstarsi – Edward Klinik i Czesław Jóźwiak – mieli ukończone 23 lata, Edward Kaźmierski 22 lata, Franciszek Kęsy 21 lat, a najmłodszy – Jarogniew Wojciechowski – 19. Dojrzewanie chłopców z poznańskiej piątki można umownie podzielić na cztery najważniejsze etapy. Są to kolejno: dzieciństwo w domach rodzinnych, doświadczenie wychowawcze oratorium salezjańskiego (w przypadku Edwarda Klinika także szkoły salezjańskiej w Oświęcimiu), zaangażowanie konspiracyjne (u Czesława Jóźwiaka także udział w wojnie obronnej 1939 r.) oraz ostatnie dwa lata życia spędzone w hitlerowskich więzieniach.

Środowisko rodzinne

Z „poznańskiej piątki” tylko dwóch chłopców było rodowitymi poznaniakami. W Poznaniu urodzili się Edward Kaźmierski i Jarogniew Wojciechowski. Rodzina Czesława Jóźwiaka pochodziła spod Bydgoszczy, a Edward Klinik i Franciszek Kęsy urodzili się na terenie Niemiec.

Najstarszym z piątki był Edward Klinik. Urodził się 21 lipca 1919 r. w Werne koło Bochum jako syn Wojciecha i Anastazji z domu Schreiber. W Werne urodziła się także jego 2 lata starsza siostra Maria (od 1937 r. urszulanka SJK, uczestniczyła w uroczystości beatyfikacyjnej). Po powrocie z Niemiec rodzice zamieszkali najpierw w swoich rodzinnych stronach w Głosinie koło Borku Wielkopolskiego, jednak krótko potem przeprowadzili się do Poznania na ul. Zieloną 1/1. Ojciec pracował jako ślusarz w warsztatach kolejowych. W 1926 r. przyszedł na świat młodszy brat Henryk. Edward po ukończeniu siedmioletniej Szkoły Powszechnej im. Konarskiego, w latach 1933-37 był uczniem Prywatnego Gimnazjum Męskiego Towarzystwa Salezjańskiego w Oświęcimiu, w latach 1938-39 r. uczył się w I Państwowym Liceum im. Bergera w Poznaniu.

Rówieśnikami Klinika byli Czesław Jóźwiak i Edward Kaźmierski. Czesław Jóźwiak urodził się 7 września 1919 r., w nieistniejącej dziś miejscowości Łażyn koło Bydgoszczy, w czasie Powstania Wielkopolskiego, w którym brał udział jego ojciec. W 1930 r. rodzice, Leon i Maria z domu Iwińska, przeprowadzili się do Poznania, na ulicę Żydowską 30/3. Ojciec pracował w policji kryminalnej. Czesław miał starszego brata Wacława i dwie młodsze siostry Jadwigę i Władysławę. Ukończył Gimnazjum i Liceum św. Jana Kantego w Poznaniu.

Edward Kaźmierski urodził się 1 października 1919 r. w Poznaniu. Rodzina Wincentego i Władysławy z domu Kaźmierczak mieszkała przy ulicy Łąkowej 18/18. Ojciec był szewcem. Po śmierci męża w 1923 r. matka samotnie wychowywała czwórkę potomstwa: czteroletniego wówczas Edwarda i jego trzy siostry: Helenę, Marię i Urszulę. We wczesnym wieku zmarły dwie pozostałe siostry Zofia i Kazimiera. Edward uczył się w Szkole Wydziałowej Drwęskiego i Publicznej Szkole Dokształcającej Zawodowej przy ul. Działyńskich w Poznaniu.

Franciszek Kęsy ur. 13 listopada 1920 r. w Berlinie w dzielnicy Wilmersdorf. W 1921 r. rodzice Stanisław i Anna z domu Pieczka przeprowadzili się do Poznania na ulicę św. Jadwigi 5a. Ojciec pracował jako cieśla w Elektrowni Miejskiej. Franciszek – trzeci z rodzeństwa – miał starszych braci Edwarda, Pawła, młodszego Stanisława oraz siostrę Irenę.

Najmłodszym z piątki był Jarogniew Wojciechowski, urodzony w Poznaniu 5 listopada 1922 r. Ojciec Andrzej był właścicielem drogerii, matka Franciszka z d. Pierzchalska była nauczycielką muzyki. Jarogniew miał o 5 lat starszą siostrę Ludosławę. Mieszkali przy ul. Św. Marcin 22.

Choć sytuacja rodzinna i status materialny chłopców różniły się, to przyświecające im wartości i metody wychowawcze były zbliżone, powszechnie podzielane, a w swoich najważniejszych celach motywowane religijnie. Oznaczało to m.in. nacisk na kształcenie cnót uważanych za niezbędne w funkcjonowaniu w życiu społecznym, takich jak uczciwość, prawdomówność, rzetelność, honor, posłuszeństwo i szacunek dla rodziców i starszych, gotowość do poświęcenia. Dekalog jako główne źródło moralności i rola religii katolickiej w życiu społecznym oraz uczestnictwo w wymaganych praktykach religijnych były w zasadzie niekwestionowane, co w znacznej mierze wynikało z historii społeczeństwa, którego tożsamość narodowa i obywatelska w czasach zaborów została zachowana w jedynej oficjalnej instytucji życia publicznego Polaków, którą był Kościół katolicki. Jednocześnie wraz z odzyskaniem niepodległości instytucje państwa polskiego, a zwłaszcza szkolnictwo, kładły bardzo silny nacisk na wychowanie obywatelskie i patriotyczne, co wkrótce doprowadziło do powszechnego utożsamienia się Polaków z wszystkich warstw społecznych z przynależnością do narodu politycznego. Chłopcy z „poznańskiej piątki”, podobnie jak całe pokolenie „Kolumbów” wchodzą w dorosły świat w tak uformowanym kontekście rodzinnym i społecznym.

Rodziny ich i ich rówieśników były w większości wielodzietne, a poczucie wspólnotowości i odpowiedzialności, nie tylko za najbliższych, bardzo silne. Rodziny pełne i stabilne mieli Czesław Jóźwiak, Edward Klinik i Franciszek Kęsy. Pozostało wiele świadectw (m.in. Stefana Stuligrosza) opisujących rodzinę Kęsych jako bardzo otwartą na znajomych Franciszka, chętnie i często przyjmującą gości, życzliwą. Niektóre z rodzin były ze sobą zaznajomione np. rodziny Kęsych i Kaźmierskich.

W rodzinie Kaźmierskich ze względu wczesną śmierć ojca Edwarda, odpowiedzialność za utrzymanie rodziny i całość obowiązków wychowawczych spadły na jego matkę, która wcześniej przeżyła także śmierć dwóch córek. Młodsza siostra Edwarda, Urszula, była niepełnosprawna ruchowo. W celu pomocy rodzinie od wczesnej młodości Edward podejmował się różnych prac: dawał korepetycje, był gońcem w sklepie dekoracyjnym Abramowicza przy Starym Rynku, uczniem ślusarskim w firmie „Brzeski-Auto” przy ul. Dąbrowskiego.

Najtrudniejszą sytuację rodzinną miał Jarogniew Wojciechowski. Ojciec Jarogniewa, był alkoholikiem, w 1933 r. pozostawił rodzinę, co sprawiło, że bardzo pogorszyła się jej sytuacja materialna, a Jarogniew musiał porzucić Gimnazjum im. A. Mickiewicza (potem uczył się w Miejskiej Szkole Handlowej). Wychowanie dzieci i ich utrzymanie spadło całkowicie na matkę do czasu, kiedy starsza siostra mogła zacząć pracować zawodowo.

Oratorium

Oratorium salezjańskie przy ul. Wronieckiej 9 w Poznaniu było jednym z najważniejszych etapów dojrzewania osobowości błogosławionych. W czasach przedwojennych oratorium było miejscem spotkań młodzieży męskiej, które dość wiernie zachowało strukturę i ducha oratorium z czasów św. Jana Bosko. Oprócz służby liturgicznej w kościele, chłopcy brali udział w zajęciach ówczesnych grup formacyjnych tzw. towarzystw: Najświętszego Sakramentu (dla najmłodszych), Niepokalanej oraz św. Jana Bosko (dla najstarszych). Bardzo aktywnie działały teatr oratoryjny i grupy sportowe. Podczas wakacji dla uczestników były organizowane wycieczki (Kątnik i Kobylnica w 1934 r.) i kolonie w Konarzewie, Ostrzeszowie (1935 i 1936 r.), Wągrowcu (1937 r.) i Przemęcie (1938 r.).

Dom przy ulicy Wronieckiej swoją formacyjną skuteczność w znacznej mierze zawdzięczał licznej kadrze, tak księży, jak i kleryków (obecni byli także współbracia koadiutorzy), którzy obok studiów teologicznych czy praktyk wychowawczych w czasie tzw. asystencji studiowali na poznańskim Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Byli to młodzi, inteligentni salezjanie, pełni entuzjazmu dla ducha i stylu wychowawczego św. Jana Bosko.

Błogosławieni oratorianie należeli do grupy tzw. „starszych”, którzy pomagali salezjanom w organizowaniu zajęć oratoryjnych i w asystencji wśród młodszych chłopców. W towarzystwach pełnili funkcje prezesów. Czas oratorium był dla nich ważnym etapem integralnego wzrostu: religijnego (regularne praktyki religijne: spowiedź, służba podczas mszy św., nabożeństwa, formacja liturgiczna i katechetyczna, kult Maryi Wspomożycielki Wiernych i św. Jana Bosko), społecznego (aktywny udział w salezjańskim środowisku wychowawczym i grupach formacyjnych) i kulturalnego (deklamacje, teatr, lekcje muzyki). Wagę formacji oratoryjnej potwierdzą późniejsze świadectwa więzienne i listy spod gilotyny[1].

Wojna i konspiracja

Chłopcy z poznańskiej piątki należeli do pierwszego pokolenia urodzonego w niepodległej Polsce, bardzo silnie formowanego w duchu patriotycznym przez niemal wszystkie ówczesne instytucje życia publicznego: szkołę, Kościół, wojsko, harcerstwo, najważniejsze partie polityczne, prasę. Młodzież wychowywana była w kulcie miłości Ojczyzny, bohaterstwa jej dawnych obrońców, powstań narodowych. W oratorium klerycy i starsi chłopcy czytali młodszym trylogię Sienkiewicza. Nastroje patriotyczne nasiliły się w obliczu zagrażającej wojny. Edward Kaźmierski w „Dzienniczku” odnotowuje niektóre wydarzenia polityczne na scenie międzynarodowej (zajęcie przez Niemców Kłajpedy i Czechosłowacji, powstanie państwa Słowackiego, atak Włochów na Albanię, przemówienie Becka) i opisuje swój udział w manifestacji antyniemieckiej 4 maja 1939 r.

W chwili wybuchu wojny najstarsi: Klinik, Jóźwiak i Kaźmierski byli w wieku poborowym (Klinik i Jóźwiak właśnie zakończyli edukację licealną). Wcześniej ukończyli (także Wojciechowski) Państwowy Kurs Przysposobienia Wojennego I stopnia. Po zaciągnięciu się do Wojska Polskiego w wojnie obronnej 1939 r. wziął udział Czesław Jóźwiak[2]. Według wspomnień Henryka Gabryela walczył z bronią w ręku (w więzieniu miał wyrażać żal, że nie zginął na polu bitwy). Edward Kaźmierski uczestniczył w manifestacji domagającej się obrony Poznania, później (według niektórych relacji także inni z „piątki”) z kolumną ochotników wyszedł z Poznania na wschód, żeby dołączyć do armii polskiej, która nie osiągnąwszy celu rozwiązała się w okolicach Kutna i Sochaczewa[3].

W pierwszych miesiącach po powrocie do Poznania Czesław Jóźwiak został zwerbowany przez Lecha Masłowskiego[4] do Narodowej Organizacji Bojowej[5]. Jego zadaniem było stworzenie sekcji organizacji, która zajmowała się rozeznaniem wywiadowczym obiektów Wehrmachtu w dzielnicy Poznań Śródmieście. Zastępcą Jóźwiaka został Edward Klinik. Jóźwiak przyjął do swojej drużyny i zaprzysiągł do Narodowej Organizacji Bojowej pozostałych kolegów z oratorium. Działalność grupy trwała od stycznia do września 1940 r., kiedy wszystkich aresztowano. W konspiracji poszczególni członkowie grupy mieli za zadanie sporządzić plany szkół w pobliżu swoich domów, w których stacjonowały jednostki niemieckie, kolportować gazetkę „Polska Narodowa”, zbierać materiały sanitarne i opatrunkowe oraz ustalić miejsca zamieszkania volsksdeutchów i Niemców przybyłych do Poznania z krajów bałtyckich.

Niezależnie od swojej działalności konspiracyjnej, „piątka” spotykała się także w środowisku oratoryjnym. Przez pierwsze dwa miesiące po wkroczeniu Niemców w kościele przy ul. Wronieckiej funkcjonował jeszcze – prowadzony przez Stefana Stuligrosza – chór, w którym śpiewali Edward Kaźmierski i Franciszek Kęsy. Kiedy kościół i oratorium zostały przez Niemców ostatecznie zamknięte, chłopcy spotykali się w domach prywatnych i w domu Braci Serca Jezusowego na Ostrowie Tumskim. Spotkania te miały na ogół charakter towarzyski, ale były też spotkania modlitewne (różaniec), muzyczne (chór Stefana Stuligrosza) i wieczornice patriotyczne.

Więzienie i śmierć

W piątek 21 września 1940 r. gestapo aresztowało Edwarda Klinika, a 23 września późnym wieczorem pozostałych chłopców. Wraz z nimi został aresztowany także Henryk Gabryel, młodszy kolega z oratorium, który uczestniczył w towarzyskich spotkaniach piątki, nie wiedział jednak o ich przynależności konspiracyjnej.

Pierwszym miejscem odosobnienia aresztowanych oratorianów była poznańska siedziba gestapo (dzisiejszy Dom Żołnierza przy ul. Niezłomnych). Tu odbyły się pierwsze i najbardziej okrutne przesłuchania. Po 24 godzinach zostali przewiezieni do Fortu VII, w którym spędzili pierwszy miesiąc swojej więziennej gehenny. Poza Klinikiem wszyscy pozostawali w celi nr 58. 14 października 1940 r. wraz z innymi więźniami zostali przewiezieni do więzienia przy ulicy Młyńskiej, gdzie ich rozdzielono[6]. Czesław Jóźwiak był bardziej niż inni dręczony przez współwięźniów kryminalnych, co być może wynikało z faktu, że był synem policjanta. Pod koniec pobytu trafił do więziennego szpitala. 16 listopada 1940 r. wszyscy zostali przewiezieni pociągiem do więzienia we Wronkach. We Wronkach o głodzie i zimnie spędzili 5 miesięcy (początkowo w pojedynczych celach), pracując przy wyplataniu sznurka i sklejaniu papierowych torebek. 23 kwietnia 1941 r. ponownie zostali przeniesieni, tym razem do więzień w Berlinie. Jóźwiak, Kaźmierski, Kęsy i Klinik trafili do więzienia przy gmachu sądu w dzielnicy Neuköln, a Wojciechowski do więzienia w Spandau[7]. Warunki w berlińskich więzieniach pod względem lokalowym, wyżywienia i rygoru były lepsze od tych we Wronkach. Z tego okresu posiadamy najwięcej informacji z przemyconych grypsów Edwarda Kaźmierskiego i Franciszka Kęsego[8]. 30 maja 1942 r. czwórka z Neuköln została przewieziona do więzienia śledczego w Zwickau dla więźniów politycznych. W drugiej połowie czerwca dotarł tam także Wojciechowski. 3 sierpnia 1942 r. w Zwickau odbyło się wyjazdowe posiedzenie Wyższego Sądu Krajowego w Poznaniu, podczas którego odczytano – wydany 2 dni wcześniej – wyrok śmierci na wszystkich pięciu[9]. 18 sierpnia zostali przewiezieni do więzienia w Dreźnie. 24 sierpnia 1942 r. między godz. 20.00 a 21.00 został wykonany wyrok śmierci przez zgilotynowanie na dziedzińcu więzienia przy gmachu Sądu Krajowego w Dreźnie przy Münchner Platz 3. Ciała zostały pochowane na cmentarzu katolickim przy Bremerstrasse.

Sylwetki

Chłopcy z „piątki poznańskiej” byli raczej typowymi reprezentantami swojego pokolenia. Ich podejście do spraw, takich jak religijność, patriotyzm, służba, praca nad charakterem nie odbiegały wyraźnie od postaw bardzo wielu ich rówieśników, żyjących i oddających życie w czasie drugiej wojny światowej i bezpośrednio po jej zakończeniu. Nawet listy, które były podstawą procesu beatyfikacyjnego nie odbiegają bardzo od listów wielu innych młodych więźniów tego okresu.

Czesław Jóźwiak był typem przywódcy, najpierw w oratorium, a potem w konspiracji;  odpowiedzialny i ofiarny. Podczas oratoryjnych wycieczek rodzice młodszych dzieci nakazywali posłuszeństwo Czesławowi, nazywanemu też „Tatą”.  Ze wspomnień i anegdot wyłania się osoba niezależna, gotowa przeciwstawić się niesprawiedliwości i brać na siebie ciężar czasem niezawinionych konsekwencji. Wiedząc, że będzie aresztowany odmówił propozycji ucieczki, aby represje nie dotknęły rodziców i rodzeństwa. W więzieniu oddawał innym swoje głodowe racje żywnościowe.

Edward Klinik – najstarszy wiekiem. Wychowanek Prywatnego Gimnazjum Męskiego Towarzystwa Salezjańskiego w Oświęcimiu w latach 1933-37. W szkole pełnił funkcję prezesa Sodalicji Mariańskiej. W zgodnej opinii świadków dojrzały, wyważony, poważny. W czasie wojny pracował w firmie budowlanej Urbaniaka przy Drodze Dębińskiej w Poznaniu, w konspiracji był zastępcą Czesława Jóźwiaka.

Edward Kaźmierski – wesoły, o nieprzeciętnych zdolnościach artystycznych. Grał główne role w przedstawieniach oratoryjnych, komponował, śpiewał w chórze oratoryjnym i u Stefana Stuligrosza. W oratorium był prezesem Towarzystwa św. Jana Bosko. W 1936 r. odbył wraz z Czesławem Jóźwiakiem pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Bardzo opiekuńczy w stosunku do niepełnosprawnej siostry Urszuli. Szczególnie lubiany przez młodszych oratorianów.

Franciszek Kęsy – najbliższy przyjaciel Edy Kaźmierskiego, choroba uniemożliwiła mu dostanie się do niższego seminarium salezjańskiego w Lądzie. Według wspomnień chciał zostać salezjaninem. Wesoły i towarzyski. Ze względu na konflikt z klerykiem asystentem na miesiąc miał zakaz wstępu do oratorium. Wraz z Edwardem Kaźmierskim śpiewał w chórze Stefana Stuligrosza. W czasie wojny pracował wraz z Jóźwiakiem w firmie malarskiej Oskara Henfflera, w konspiracji był m.in. kolporterem gazety „Polska Narodowa”.

Jarogniew Wojciechowski – najmłodszy z piątki. Wesoły, refleksyjny, delikatny,  uzdolniony muzycznie. We wspomnieniach Stefana Stuligrosza „lgnął do ludzi, pragnął ciepła, bolał nad ojcem, który był alkoholikiem i opuścił rodzinę”[10]. Pomimo trudniejszych od pozostałych warunków więziennych w listach do siostry uważał się za szczęściarza i otoczonego szczególną opieką Matki Bożej.[11]

Wszyscy byli bardzo religijni, a ich wyniesiona z domów i salezjańskiego oratorium wiara dojrzała szczególnie podczas pobytu w więzieniach, o czym dają świadectwo w swoich listach, porównując nawet czas odosobnienia do rekolekcji[12]. Wyjątkowo pięknym świadectwem wiary pozostają tzw. listy spod gilotyny, czyli ostatnie, napisane w ostatniej godzinie życia po polsku listy do rodzin. Kapelan więzienia w Dreźnie, o. Franciszek Bänsch OMI, który przygotował ich na śmierć i asystował podczas wykonania egzekucji zapisał na odwrocie wyroku, że odeszli do wieczności ut homines sancti.

Pamięć i wyniesienie na ołtarze

Wyniesieni później na ołtarze nie byli jedynym oratorianami z ul. Wronieckiej, którzy zginęli w czasie drugiej wojny światowej. W 1940 r. pod Częstochową zostali rozstrzelani bracia Bogdan i Zygmunt Królikowscy, przy zdobywaniu Poznania przez Armię Czerwoną zginął Stanisław Mizerny, a także w nieznanych okolicznościach oratorianie Wiktorski i Harmata (zaginął)[13]. Do zachowania pamięci o piątce najbardziej przyczynił się ks. Leon Musielak. Czterech z nich (Klinik w tym czasie przebywał w szkole w Oświęcimiu) dobrze znał osobiście ze swoich czasów kleryckich, kiedy mieszkał w Poznaniu przy ul. Wronieckiej, udzielając się w oratorium i studiując polonistykę i historię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w latach 1933-37, będąc przez nich bardzo lubiany, o czym wspomina Eda Kaźmierski w „Dzienniczku”. Ks. Musielak po wojennej tułaczce i czasie spędzonym w więzieniu po wojnie przyjeżdżał do Poznania i podczas spotkań dla byłych wychowanków oratorium każdej pierwszej niedzieli listopada, a później w sierpniu w rocznicę śmierci odprawiał Mszę świętą za piątkę oratorianów. Dzięki zebranym przez niego listom, zdjęciom i innym dokumentom, a przede wszystkim dzięki jego zdecydowanemu przekonaniu o ich świętości, można było dołączyć sprawę piątki do procesu beatyfikacyjnego polskich męczenników drugiej wojny światowej. Ks. Musielak cztery ostatnie lata życia spędził w domu salezjańskim przy ul. Wronieckiej, zmarł pół roku przed wyniesieniem na ołtarze swoich wychowanków.

Uroczystej beatyfikacji wszystkich męczenników dokonał 13 czerwca 1999 r. w Warszawie Ojciec Święty Jan Paweł II, podczas swojej podróży apostolskiej do Polski. Pośród 108 wyniesionych wówczas na ołtarze jest 9 świeckich. 5 spośród nich to wychowankowie oratorium salezjańskiego przy ul. Wronieckiej w Poznaniu. W kościele pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Poznaniu są czczeni jako ci, którzy orędują za młodymi ludźmi, którzy oddalili się od Boga i Kościoła, wypraszając łaskę powrotu do wierności Chrystusowi, a na stronie internetowej magazynu „Don BOSCO” znajduje się księga próśb i podziękowań za łaski otrzymane przez ich wstawiennictwo.

 

ks. Andrzej Godyń SDB

*****

[1]„O dzięki Kochanemu Bogu, że nam pozwolił uczęszczać do Oratorium, tam to zahartowaliśmy naszego ducha. Zostań z Bogiem, M. W. Wiernych i św. J. Bosko”. F. Kęsy, List do kl. Musielaka z 13.05.1942 r.; „Właśnie dzisiaj to jest 24. w dzień Matki Boskiej Wspom. dostałem Wasze listy i dzisiaj przychodzi mi się rozstać z tym światem. (…) Wiem, że Maryja Wspomożycielka Wiernych, którą czciłem całe życie wyjedna mi przebaczenie u Jezusa”. Cz. Jóźwiak, List z 24.08.1942 r.; „Do zobaczenia w Niebie z Matuchną, Jezusem i św. Janem Bosko”. E. Klinik, List z 24.08.1942 r.; „We Wronkach (...) postanowiłem żyć inaczej, tak jak nakazał nam ks. Bosko, aby się Bogu podobać i Jego Matce.” E. Kaźmierski, Gryps z 8.05.1942 r.

[2] Istnieje rozbieżność, co do przydziału Jóźwiaka. Według relacji Henryka Gabryela zaciągnął się do Wojska Polskiego w Jarocinie i walczył w bitwie nad Bzurą. Według Encyklopedii Konspiracji Wielkopolskiej był w kolumnie PW (Przysposobienia Wojennego), która dołączyła do Batalionu PW (raczej Obrony Narodowej) „Koronowo”.

[3] Kolumna taka (ta?) wyruszyła z Poznania 5 września. Dni klęski, dni chwały. Wspomnienia Wielkopolan 1939, ed. E. Makowski, K. Młynarz, Wydawnictwo Poznańskie 1970, s. 209.

[4]Jóźwiak mógł znać Masłowskiego ze szkoły i organizacji harcerskiej „Hufce Polskie”. Wraz z nim do NOB zostali zwerbowani Hieronim Jendrusiak i Marian Kiszka, którzy zostali skazani i straceni razem z piątką.

[5] „Jak doszło do włączenia się tych chłopców do działalności konspiracyjnej w Poznaniu? Otóż Czesław Jóźwiak, syn aspiranta polskiej policji kryminalnej, a w czasie wojny również pracownika niemieckiej policji kryminalnej, miał krewnego wybitnego działacza harcerskiego w obrębie Starego Miasta, Witolda Jóźwiaka „Ćwika”. Ta grupa rozpoczęła już w październiku 1939 r. organizować harcerzy z obrębu hufca Stare Miasto. Byli to pierwsi harcerze katoliccy w Poznaniu. Ponieważ miejscem spotkań tychże harcerzy, a również chłopców z oratorium salezjańskiego, było mieszkanie państwa Masłowskich przy ulicy Krętej 6 w Poznaniu – było to dokładnie naprzeciw głównego lokalu Narodowej Organizacji Bojowej – bardzo wcześnie doszło do kontaktu. Głównie chodziło w tym okresie o kolportowanie pism i ulotek.” Marian Woźniak w: Sz. Szczykno, Chłopcy z Wronieckiej, cit.

[6] Do jednej celi trafili Klinik z Kęsym.

[7] O rozdzieleniu decydowała litera alfabetu, na jaką zaczynało się nazwisko. Osoby o nazwiskach rozpoczynających się od litery z pierwszej połowy alfabetu były kierowane do Neuköln, z drugiej do Spandau.

[8] E. Kaźmierski, Gryps z 8.05.1942 r., F. Kęsy, Gryps z 8.05.1942 r.

[9] Wraz z nimi zostali skazani na i ponieśli śmierć za tę samą działalność Hieronim Jendrusiak i Marian Kiszka, przynależący do konspiracyjnej grupy Jóźwiaka oraz Bogdan Wysocki.

[10] „Don Bosco. Magazyn salezjański”, 6/2002 s. 8.

[11] J. Wojciechowski, List z 19.10.1941 r.

[12] „Dzisiaj mając już za sobą duży okres szkoły życiowej, patrzę inaczej na świat, gdyż więzienie bardzo zmienia człowieka. Dla niejednych staje się szkodliwym, dla innych zbawiennym. Ja i moi koledzy możemy powiedzieć, że dla nas jest i będzie tym drugim.” E. Klinik, Gryps do siostry z 8.05.1942 r. „Właśnie we Wronkach doszedłem do porozumienia ze sobą. Tam się poznałem i zauważyłem jak dużo mi brakuje, aby być dobrym synem X. Bosco”. E. Kaźmierski, Gryps z 8.05.1942 r. „Tu odprawiam może jedyne w mym całym życiu rekolekcje, w których rozważam nie tylko minioną mą przeszłość, ale i zastanawiam się nad życiem moim przyszłym ziemskim jak i pozagrobowym. Bo czy będę kiedyś miał jeszcze taką okazję, wątpię.” J. Wojciechowski List z 24.08.1941 r.

[13] Wspomnienia wychowanków, cit., ss. 36, 47.