Marta Brzezińska-Waleszczyk: Cztery zespoły parlamentarne zaapelowały do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta o objęcie „szczególnym nadzorem” procesu byłego posła AWS Witolda Tomczaka, który miał w 2000 roku zniszczyć wystawioną w warszawskiej Zachęcie rzeźbę M. Cattelana.

Andrzej Jaworski, PiS: Mieliśmy posiedzenie czterech zespołów, o których w skrócie można powiedzieć, że są zespołami chrześcijańskimi w parlamencie. Są w nich posłowie wszystkich opcji, z wyjątkiem SLD i Ruchu Palikota. W czasie dyskusji dotyczących aktualnych problemów po raz kolejny pojawiła się kwestia wydarzenia, do jakiego doszło w 2000 roku w Zachęcie. Uznaliśmy, że śledztwo, które było dotychczas w tej sprawie prowadzone, jest nierzetelne i należy się mu przyjrzeć. Nasze główne wątpliwości wystosowaliśmy w piśmie do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. Zwróciliśmy w nich uwagę na dwa podstawowe elementy.

Jakie to aspekty?

Jeżeli prokuratura informuje, że zostało dokonane zniszczenie opiewające na kwotę ok. 40 tys. i na podstawie tego wszczyna śledztwo, to musi mieć powołanego biegłego, który powinien tego typu szacunki wyjaśnić i ocenić, a także przedstawić swoje sprawozdanie. Prokuratura tego nie zrobiła. Według wiedzy, którą posiadamy, oparła się tylko i wyłącznie na informacji od właściciela rzeźby, który przedstawił dokument z firmy ubezpieczeniowej. Nawet jeśli doszło do zniszczenia jakiegoś fragmentu instalacji, to dziwnym trafem okazało się, że rzeźba Cattelana, której wartość szacowano na ok. 400 tys., krótko po incydencie została sprzedana za podwójną kwotę. Logika pokazuje, że nie doszło do nieodwracalnego zniszczenia mienia. Tutaj mamy do czynienia raczej z sytuacją, że mienie zniszczone jest bardziej wartościowe od mienia niezniszczonego. Możemy bawić się w różnego rodzaju kruczki prawne, łącznie z refleksją nad tym, czy byłemu posłowi nie należy się jakaś rekompensata w postaci środków finansowych, za to, że podniósł finansowe walory artystyczne tego „dzieła”. Oczywiście, mówię to z pewnym przekąsem, ale tak właśnie nakazywałaby logika.

Sprawa byłego posła Tomczaka jest procesem politycznym?

Prokuratura i polskie sądy cały czas kompromitują się, wydając takie, a nie inne wyroki. Mam tu na myśli choćby orzeczenia w sprawie Grudnia'70 czy byłej posłanki Sawickiej. A to są przecież sprawy jednoznaczne, budzące kontrowersje społeczne, w których nie ma żadnej przesłanki, wskazującej na to, iż nie doszło do dokonania czynów zabronionych. Zaś w przypadku posła Tomczaka, w którym prokuratura powinna sprawę umorzyć, albo w ogóle jej nie podejmować, toczy się proces polityczny.

Jaki jest sens apelowania o ten „szczególny nadzór” prokuratora generalnego, skoro rzecznik PG powiedział w rozmowie z „Rz”, że „w polskim prawie taka instytucja nie istnieje”?

Ja w takim razie mam pytanie do rzecznika prasowego, dlaczego co jakiś czas występuje prokurator generalny i informuje, że w danej sprawie osobiście będzie sprawował nadzór. Myślę, że rzecznik powinien zapytać o to swojego szefa.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk