Atak na Krzyż atakiem na polską suwerenność

Prof. Andrzej Nowak

(…) Najistotniejszy element tej refleksji, która wiąże się ze spojrzeniem w przeszłość, polega właśnie na tym, że w tej przeszłości odnajdujemy ciągłość i tożsamość, odnajdujemy wspólnotę obrazów, w której i my, współcześni, się mieścimy. Coś ta wspólnota obrazów znaczy; coś sensownego stanowić możemy tylko w łańcuchu pokoleń, którego jesteśmy cząstką, właśnie zawieszoną między historią a przyszłością. Dlatego takie znaczenie ma protest podjęty przez naszych kolegów, działaczy opozycyjnych z lat 80., którzy głodowym strajkiem próbują – pod skrzydłami Kościoła, konkretnie kościoła św. Stanisława Kostki na Dębnikach w Krakowie – zwrócić uwagę na sprawę fundamentalną, tak ważną dla naszej pamięci, jak obecność, a raczej likwidacja obecności historii w drugiej i trzeciej klasie liceum. Musimy wspierać tych ludzi, musimy wspierać tę sprawę – walkę o przywrócenie polskiej historii, ale walkę, która nie ograniczy się tylko do przywrócenia godzin. Te godziny w połączeniu ze zmienionym sposobem edukacji języka polskiego powinny budować naszą tożsamość, a nie być tylko ciągiem przerywanym opowieści, niepołączonych ze sobą żadnym sensem polskości.

Ten sens polskości między sąsiadami opisywał równo 900 lat temu Anonim zwany Gallem. Po ledwie kilku pierwszych pokoleniach od narodzin państwa, na progu XII w. i w następnym stuleciu, szukał on sensu tego dziedzictwa i wskazał go w uporczywej obronie starodawnej wolności Polski. Ten kraj – stwierdzał pierwszy jego kronikarz – pod tym zwłaszcza względem zasługuje na wywyższenie nad inne, że choć otoczony przez tyle ludów chrześcijańskich i pogańskich, i wielokrotnie napadany przez wszystkie naraz i każdy z osobna, nigdy przecież nie został przez nikogo ujarzmiony w zupełności.

Gall Anonim widział w tym, już 900 lat temu, najważniejszy sens polskiej wspólnoty między sąsiadami. Wymieniał tych sąsiadów, opisywał ich bez wrogości wobec żadnego z nich. Gdy przyjrzymy się temu spisowi, zobaczymy, że wielu tych sąsiadów już nie mamy, zniknęły całe ludy, które otaczały Polskę, w szczególności od zachodu. Cały obszar niedawnego NRD był przed wiekami zamieszkały nie przez plemiona germańskie, ale przez Słowian – Polska nie ma już tych sąsiadów. Z historii można zniknąć, można przestać być sąsiadem, można przejść do przeszłości nieodwołalnie i nie mieć już żadnej przyszłości jako wspólnota. Można ulec sąsiadom i zniknąć. To rozumiał Gall Anonim, to rozumieli jego czytelnicy w kolejnych pokoleniach. (…) 

Ten sam motyw przewodni nadał swemu opowiadaniu polskiej historii pierwszy pisarz Polak, 80–90 lat po Gallu, tworzący swoją kronikę mistrz Wincenty, wybrany w 1207 r. na biskupa krakowskiego, a od XV w. przezwany Kadłubkiem. Mistrz Wincenty pisał jednak swą kronikę już nie dla dynastii Piastów, ale dla wolnego, niezwyciężonego ludu Lechitów – to on użył tej nazwy jako zamiennika dla określenia „Polacy”. Opisywał ich wspólnotę państwową pojęciem rzeczpospolita, monarchia rządzona prawem stanowionym przez prawowitych władców wybranych przez społeczeństwo, i to pojęcie wyróżniało Polskę wśród sąsiadów – nie było tego pojęcia ani na wschód, ani na zachód od Polski, w każdym razie nie zakorzeniło się tak głęboko u tych sąsiadów, którzy trwali w następnych wiekach wokół Polski. Wprowadził także do historii Polaków pojęcie obywatela, ojczyzny, miłości ojczyzny. Uśmiechamy się czasem, jeśli czytamy u Kadłubka, jak to Lechici-Polacy toczyli w starożytności zwycięskie wojny z odległymi dosyć sąsiadami: z Gallami i z Rzymem, docierając do kraju Partów – Iranu. Ale przyglądając się z pewnym uśmiechem tym opowieściom, jak to Lechici zmusili samego Juliusza Cezara do uznania suwerenności Polski, możemy zastanowić się nad ich sensem. Zwłaszcza, kiedy mistrz Wincenty opisuje starcie wspólnoty wolnych Polaków z samym Aleksandrem Macedońskim. Posłuchajmy, bo ta opowieść określa, moim zdaniem, najgłębiej istotę miejsca Polski między sąsiadami.

Gdy bowiem ów sławny Aleksander usiłował ściągnąć z nich – czyli z Polaków – trybut, Polacy rzekli posłom: „Posłami jesteście, czy także królewskiego skarbu kwestorami?” Ci odpowiedzieli: „I posłami jesteśmy, i komornikami”. Na to Polacy: „Wpierw więc trzeba okazać posłom uszanowanie, abyśmy wspaniałymi uczcili ich darami; następnie komornikom musimy wypłacić wyznaczony trybut, należy się bowiem cesarzowi, co jest cesarskiego, aby nie spotkał nas zarzut obrazy majestatu.” Przeto głównym osobom spośród posłów Aleksandra najpierw żywcem połamano i powyrywano kości, potem zdarte z ich ciał skóry wypchano częściowo złotem, częściowo najlichszą trawą morską i ten kruszec, ludzką skórą, lecz nieludzko odziany, odesłano z takim listem: „Królowi królów Aleksandrowi królewska władczyni Polska. Źle innym rozkazuje, kto sam sobie nie nauczył się rozkazywać, nie jest bowiem godzien zwycięskiej chwały ten, nad którym zgraja namiętności triumfuje. Zwłaszcza twoje pragnienie żadnego nie znajduje zaspokojenia, żadnego umiarkowania; co więcej, ponieważ nigdzie nie widać miary twej chciwości, wszędzie żebrze niedostatek twego ubóstwa. Chociaż jednak świat nie może nasycić twojej nienasyconej żarłoczności, zaspokoiliśmy jakoś głód przynajmniej twoich ludzi. I niech ci będzie wiadome, że u nas nie ma trzosów, dlatego te oto podarki włożyliśmy w kalety twoich najwierniejszych sług. Wiedz zaś, że Polaków ocenia się według dzielności ducha, hartu ciała, nie według bogactw. Nie mają więc skąd zaspokoić gwałtownej żarłoczności tak wielkiego króla, by nie powiedzieć tak wielkiego potwora. Nie wątp jednak, że obfitują oni w prawdziwe skarby młodzieży, dzięki której można by nie tylko zaspokoić, lecz całkowicie zniszczyć twoją chciwość razem z tobą”.

To jest odpowiedź Polski dana imperium, które cechuje zawsze ta sama nienasycona żarłoczność, żądza dominowania nad słabszymi, imperium, które odradza się nieustająco w kolejnych formach, od czasów Aleksandra Macedońskiego, którego otaczał powszechny podziw w średniowieczu – inni pisali peany na jego cześć w tym czasie, kiedy Kadłubek tak niecnie go potraktował. (…) I to ważne stwierdzenie, które pojawia się na końcu tego listu królewskiej władczyni Polski do Aleksandra Macedońskiego, że prawdziwym skarbem, który pozwoli Polsce przetrwać wśród imperiów, zniszczyć ich żarłoczność, jest „skarb młodzieży”. (…)

Nad tą młodzieżą i dziś skutecznie pracuje państwo polskie oraz wspierające je instytucje pozapaństwowe, które kształtują charakter i etos tej młodzieży. Jak? No, właśnie tak, jak pani minister Hall – likwidując nauczanie historii. Jak? Tak jak „Gazeta Wyborcza” – przedstawiając taką wizję przeszłości Polaków, byśmy nie chcieli się z nią identyfikować. Platforma Obywatelska nie chce ustąpić nawet w tej jednej, w zasadzie drobnej sprawie, by kobiety, które rodzą dzieci, mogły uzyskiwać swoistą rekompensatę w postaci emerytury wcześniejszej niż mężczyźni i niż kobiety, które nie rodzą dzieci. Jest tu jakaś głęboka konsekwencja, by zniszczyć tę podstawową siłę Polski, która zagwarantuje jej przyszłość wśród innych narodów tego regionu. (…)

Antyimperialne stanowisko między sąsiadami to nie była tylko konfrontacja z Cesarstwem Niemieckim i jego roszczeniami, to była także konfrontacja od XV w. z drugim imperium, które wyrosło po wschodniej stronie. Wcześniej na wschodzie nie mieliśmy za sąsiadów żadnego imperium, Ruś Kijowska imperium nie była. Dopiero Moskwa, nawiązując do tradycji Bizancjum, wystąpiła z pretensjami imperialnymi do globalnego panowania, a w każdym razie do panowania, które podporządkowuje sobie sąsiednie narody i ludy, w imię nadrzędności, zwierzchności ideału imperialnego. Tak jak w imię podobnego ideału, ulokowanego jednakże na zachód od Polski, występowali z podobnymi uroszczeniami władcy niemieccy.

Polska broniła przestrzeni pomiędzy tymi imperiami, przestrzeni, w której niektóre narody niestety nie przetrwały do dnia dzisiejszego, ale w której z kolei do dziś istnieją niektóre narody dzięki wsparciu silnej Polski. Ukraińcy, Białorusini – nie byłoby tych narodów, gdyby nie było Rzeczypospolitej, która wyrwała istnienie, tożsamość tych narodów z imperialnego projektu rosyjskiego. Nie każde imperium oznacza pakt Ribbentrop-Mołotow, ale każde dąży do podporządkowania sobie słabszych, zdominowania ich w tej czy innej formie, dąży do eksploatacji ekonomicznej czy kulturowej. To, co najgorsze mogło się przydarzyć Polakom po drodze, po tej trudnej bardzo historycznej drodze między imperiami, to zgoda na rozumowanie, jakie proponowali ideologowie imperium.

U początku rosyjskiej historiografii spotykamy inne zdania niż w polskim przypadku. Pierwszym wielkim historykiem rosyjskim, autorem wielotomowej historii Rosji, był Mikołaj Karamzin (1766–1826). W swoim pierwszym ważnym tekście przedstawił następujący dylemat: Dzikie ludy kochają niepodległość, ludy mądre porządek, a nie ma porządku bez władzy samodzierżawnej. Wasi przodkowie – tu zwracał się do Nowogrodzian, których Moskwa podbiła, ale zwracał się także do Rzeczypospolitej, którą właśnie Rosja zlikwidowała– chcieli rządzić sami sobą i byli ofiarą okrutnych sąsiadów lub jeszcze bardziej okrutnych wewnętrznych wojen domowych. Nie wolność, często zgubna, ale dobrobyt, praworządność, bezpieczeństwo – to są trzy filary obywatelskiego szczęścia.

To jest ten sposób rozumowania, który także dzisiaj doskonale oddaje pokusy imperialnego podporządkowania. Niemal do tych samych słów Karamzina odwołał się w swoim fundatorskim tekście Donald Tusk [Polak rozłamany, „Znak”, listopad 1987], przedstawiając taki „ideał” polskości, która nie martwi się o wolność, która rezygnuje z niepodległości, której przeciwstawione są właśnie dobrobyt, praworządność i bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo, dla którego zagrożeniem jest walka o wolność, no bo jeśli walczymy o wolność, to narażamy swoje bezpieczeństwo. (…)

Ta koncepcja, która zdominowała nasze życie polityczne w ostatnich latach, przyniosła gigantyczne straty w pozycji Polski między jej sąsiadami. Sąsiadami, którzy zamieszkują wspólną przestrzeń między biegunami siły, które stanowią spadkobiercy imperium Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, coraz otwarciej zresztą odbudowywanego w swych nowoczesnych oczywiście formach, i Imperium Rosyjskiego, które nigdy nie kryło swojej natury, a występuje z nią jak najbardziej otwarcie współcześnie. Tymczasem potrzebujemy oparcia o tych właśnie sąsiadów, z którymi zniszczyliśmy stosunki w ostatnich latach. Oparcia, którego nie buduje obecne państwo, ale które możemy próbować do pewnego stopnia sami budować od dołu. (…)

Nie jest łatwa droga do porozumienia po tylu podsycanych przez imperialnych sąsiadów konfliktach między słabszymi, którzy mają być podzieleni, skonfliktowani, niezdolni do współpracy, niezdolni do obrony swojej suwerenności. Ale jeśli zrezygnujemy z tej linii politycznej, którą wytycza kronika Galla, którą wytycza myśl Wincentego Kadłubka, Stanisława ze Skarbimierza, Pawła Włodkowica, Joachima Lelewela, autora hasła za wolność naszą i waszą, wspólnie z Adamem Mickiewiczem; jeżeli zrezygnujemy z tej tradycji, będziemy musieli przyjąć „mądrość” Mikołaja Karamzina i Donalda Tuska – rezygnację z niepodległości dla porządku, który ustala ktoś inny dla nas. Będziemy musieli także zaakceptować wraz z porzuceniem wolności, która nas wyróżnia, rolę złych sąsiadów. Polacy mają być tymi złymi sąsiadami; sąsiadami z Jedwabnego; sąsiadami, którzy budują polskie obozy koncentracyjne dla Ślązaków. Polacy mają być tymi złymi sąsiadami nawet we własnym kraju.

Gdzie więc są ci sąsiedzi, w których możemy szukać oparcia między dwoma młyńskimi imperialnymi kołami? Jest jeden taki sąsiad – ten, na którym już opierał swe nadzieje Gall Anonim, a jeszcze mocniej, wprost, bezpośrednio, Wincenty Kadłubek i wszyscy ci inni, których wymieniałem w ciągu tych rozważań. Tym sąsiadem jest Rzym, nie Rzym imperialny, ale Rzym namiestników Chrystusowych, którzy przeciwstawia się najkonsekwentniej roszczeniom władzy świeckiej do panowania nad słabymi, do deptania zasady sprawiedliwości, Rzym Chrystusowy, który stanowi fundament wolności we współczesnym świecie, a szczególnie w Europie. I dlatego atak na Krzyż, atak na tego najważniejszego polskiego sąsiada, jest jednocześnie atakiem na polską suwerenność. Nawiążę tu do słów pana prezesa, który odwołał się do Boga, jako do naszej nadziei – tak jest, Bóg jest naszą nadzieją i to nie w jakimś wymiarze rozpaczliwym, bo On przez cały ciąg naszej ponad tysiącletniej historii był oparciem dla polskiej wolności, którą chcieliśmy rozszerzać i bronić w tej przestrzeni międzyimperialnej. 

Wpis 4 (54) 2015

Polskość jest przywilejem, Biały Kruk, Kraków 2016, s. 90-94