Ostatni tydzień czerwca można śmiało nazwać Blietzkriegiem w wykonaniu premiera Mateusza Morawieckiego.

Najpierw niezwykle sprawnie wymanewrował Polskę z labiryntu niekończącej się międzynarodowej debaty wokół nieszczęsnej nowelizacji ustawy o IPN, usuwając z kluczowych relacji z USA niepotrzebne obciążenie.

Następnie zadał dwa nokautujące ciosy brukselskiej radzie komisarzy ludowych oraz stojących za nią do niedawna europejskim liderom - Niemcom i Francji. Pierwszy cios to upokorzenie komisarza ludowego Timmermansa podczas posiedzenia Rady, kiedy jasnym stało się że Bruksela, Berlin i Paryż nie mają szans na efektywne wdrożenie przeciw Polsce art. 7 już na pierwszym etapie tej procedury, a więc zdobycie większości 4/5 głosów. Drugie starcie, na tym samym posiedzeniu Rady Europejskiej zakończyło się kompromitującym Niemcy i Francję porozumieniem, w którym musiały one odstąpić od forsowanej od trzech lat koncepcji przymusowej relokacji imigrantów.

Na koniec premier wygłosił błyskotliwe przemówienie w Parlamencie Europejskim. Niezależnie od kompromitujących, zwłaszcza sfrustrowanych niemieckich polityków, prób upokorzenia Polski, nasz premier okazał się bodaj jedynym dzisiaj w Unii Europejskiej liderem, który jest zdolny do zarysowania jakiejkolwiek próby wyprowadzenia tej umierającej formacji z paraliżu.

Jeśli do tego dodamy powtarzające się doskonałe dane z gospodarki oraz kolejny blamaż totalnej opozycji, pragnącej wykorzystać spór wokół SN dla swoich celów, to widać wyraźnie że doczekaliśmy się prawdziwego lidera, zdolnego skutecznie oddziaływać nie tylko w skali krajowej, ale i międzynarodowej. Warto bliżej przyjrzeć się bardziej długofalowym skutkom tego Blietzkriegu, który rzucił na deski nie tylko krajowych malkontentów, ale również brukselską radę komisarzy ludowych i jej otoczenie.

 

Spór z Izraelem

 

Konfrontacja z Izraelem, która zaskoczyła obóz rządzący, rzuciła się cieniem na pierwszy okres funkcjonowania gabinetu Morawieckiego. Stąd nie był on w stanie skonsumować nawet choćby części efektu świeżości i został uwikłany w niepotrzebny konflikt.

Regulacja karna w ustawie o IPN nie była konieczna, bowiem polski kodeks karny zawiera wystarczające stypulacje pozwalające karnie zwalczać tych, którzy szkalują państwo polskie i naród polski. Trzeba tylko z tego chcieć korzystać.

Spór z Izraelem ujawnił skalę wrogości wobec Polski i realnego antypolonizmu, wprowadził też nerwowość w relacje polsko - amerykańskie w momencie, kiedy ważą się na wiele lat realne parametry amerykańskiego zaangażowania w bezpieczeństwo Polski. Żeby jednak była jasność, spór ujawnił przede wszystkim siłę amerykańskich interesów w Polsce, bowiem presja na wyjście z kłopotliwej sytuacji była większa na Izrael niż na nas. Znalazło to wyraz w treści deklaracji oraz w reakcjach większej części izraelskiej opinii publicznej, która z niedowierzaniem i furią przyjęła do wiadomości, że oto pojawił się dla Waszyngtonu partner o porównywalnej pozycji. Pisałem o tym od początku tego konfliktu i cieszę się, że rozwój wydarzeń potwierdził tę diagnozę.

Chwała premierowi Morawieckiemu, że tę sytuację prawidłowo odczytał i wykorzystał. Polski krok w tył w stosunku do skali odwrotu Izraela, jest całkowicie nieporównywalny, a jak pokazują bieżące wypowiedzi, stronie żydowskiej długi czas zajmie pogodzenie się z tą sytuacją.

 

O wiele jednak ważniejsze jest to, że ruch Morawieckiego oczyścił administracji Trumpa amerykańskie pole do rozgrywki z Niemcami i ich wasalami w Europie. Polska w tej grze odgrywa kluczową rolę, a obciążenia niepoważnym w istocie swojej sporem z Izraelem mogły być paraliżujące.

Pokazał to brukselski szczyt NATO, który był miejscem kluczowej konfrontacji, której efektem stanie się w nieodległej przyszłości zasadnicza zmiana amerykańskiej obecności w Europie. Amerykanie nie mają zamiaru dłużej sponsorować starej Europy dla zapewnienia jej bezpieczeństwa i dobrobytu. Skutkiem tego będzie zasadnicza relokacja wojsk amerykańskich w Europie, głównie z Niemiec do Polski. Niemcy pozostaną tylko obszarem logistycznego zaplecza transferu amerykańskich sił w Europie na wypadek konfliktu. Tym ruchem Amerykanie z jednej strony pozbawią Niemców znacznych środków przeznaczanych na swoje utrzymanie w tym kraju. Ale znacznie bardziej istotne jest to, że pokażą również w ten sposób, iż sprowadzają Niemcy do roli owego logistycznego zaplecza. Niemcy nie będą w stanie nic z tym zrobić tak długo, jak długo żywe będą w Berlinie mrzonki o budowie jakiejś Nowej Osi przeciw Ameryce i jej Aliantom.

Dla Polski oznacza to definitywne gwarancje jej bezpieczeństwa zarówno od presji ze wschodu jak i z zachodu, bowiem w strategii amerykańskiej, która skrojona jest na warunki nowej zimnej wojny, odgrywamy rolę kluczową. Na obu kierunkach.

 

Nowa Europa

 

Uwolniony od izraelskiego brzemienia i świadomy amerykańskich planów premier, mógł arcymistrzowsko rozegrać Brukselę. Kiedy zorientował się, że „dialog” z radą komisarzy ludowych nie ma żadnego sensu, zdołał zorganizować większość niezbędną do tego, aby zablokować mrzonki o skutecznym prowadzeniu procedury „karania” Polski.

Miarą klęski Timmermansa była bezmyślna, natychmiastowa deklaracja, że teraz pójdzie na skargę do Trybunału Sprawiedliwości. Cios musiał być bardzo ciężki, bo ten nierozważny ruch oznaczał przecież natychmiastowe przyznanie się do bezwarunkowej klęski.

Kiedy niemal w tym samym momencie polska aktywność spowodowała wycofanie się państw starej Unii z mrzonek o przymusowej relokacji, okazało się coś jeszcze.

Jest to dowód wprost na całkowity upadek autorytetu i znaczenia nie tylko sparaliżowanych coraz silniejszym wewnętrznym kryzysem politycznym Niemiec oraz ostateczną erozją pozycji A. Merkel. Jest to także dowód słabości „Osi” Berlin - Paryż, która może liczyć tak naprawdę tylko na kilku wasali (głównie Benelux).

W tę coraz bardziej wyraźnie widoczną pustkę przywództwa, wpisało się wystąpienie Morawieckiego w Starsburgu. To dlatego niemieccy politykierzy i ich klakierzy robili wszystko, aby nie dopuścić do dyskusji na tematy kluczowe, bowiem przedstawione przez polskiego premiera i diagnozy i propozycje pozytywne, stanowią dzisiaj bodaj jedyną próbę poważnego rozmawiania o ratowaniu umierającego „projektu europejskiego”. Niemcy i Francja nie są w stanie zaakceptować takiej sytuacji, stąd brną w próby grillowania Polski. Nie chcą bowiem dopuścić tego, by odgrywała ona poważniejszą rolę. Jednak dalekosiężne skutki Europejskiego Apelu Morawieckiego będą znaczące. To w istocie ten program stanie się już wkrótce bodaj jedynym realnym punktem odniesienia, bowiem zdegenerowane elity starej Europy nie są w stanie wyjść z żadną świeżą propozycją.

 

Wielka szansa i wielka odpowiedzialność

 

M. Morawiecki znakomicie odczytał moment i niczym walec wypracował sobie pozycję, jakiej nie miał bodaj żaden polski polityk w Europie od czasów J. Piłsudskiego i J. Becka. Postępujący upadek Macrona, którego skala przewyższa obecnie erozję pozycji jego dwóch poprzedników i rysująca się degrengolada niemieckiej sceny politycznej, otwierają przed Polską mającą strategiczny alians z Ameryką, historyczną szansę.

Premier Morawiecki pokazał, że ma wszelkie dane do tego, aby tę koniunkturę wykorzystać. Każdy kto jest prawdziwym polskim patriotą, niezależnie od tego czy dziś kocha PiS czy nie, winien w interesie Polski wesprzeć premiera Morawieckiego, bowiem udowodnił On, że bardzo dobrze potrafi prowadzić sprawy naszego kraju.

 

 

Grzegorz Górski