Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Kanclerz Niemiec Angela Merkel zapowiedziała, że nie będzie się już ubiegać - po 2021 r., czyli po zakończeniu obecnej kadencji - ani o stanowisko szefowej chadeckiej CDU, ani o posadę kanclerza i mandat do Bundestagu, o czym poinformowała po posiedzeniu prezydium CDU w Berlinie. Co to oznacza w praktyce dla Niemiec?

Prof. Grzegorz Górski - prawnik, historyk, wykładowca akademicki: To jest wydarzenie dekady w Europie. Oto bowiem osoba, która zdominowała europejską politykę pierwszej połowy XXI wieku, deklaruje odejście na emeryturę. Co charakterystyczne, mimo skali tego wstrząsu, chyba nie do wszystkich na kontynencie dociera, jak doniosłe i jak dalekosiężne w skutki jest to wydarzenie.

Przypomnę tylko, że rok temu po wrześniowych wyborach w Niemczech, większość komentatorów ale i polityków w Europie uznało zwycięstwo A. Merkel i nie przyjmowało do wiadomości, że było wręcz odwrotnie. Jako nieliczny wieszczyłem jej szybki upadek, co odbierano wtedy w kategoriach żartu.

Już męki z tworzeniem koalicji pokazywały, że pozycja Merkel jest krucha, a SPD ustawiło na nią polityczką zasadzkę. Tyle tylko, że socjaliści przeliczyli się sądząc, że upokarzając Merkel i wyrywając jej najważniejsze resorty, wzmocnią swoją pozycję osłabiając ją ostatecznie. Udało się to, ale sami przy okazji poszli na dno. Bowiem i tzw. chadecy i socjaliści, a w istocie członkowie tej samej neotrockistowskiej formacji intelektualnej kompletnie nie rozumieją procesów przebiegających w Europie, ale - co zadziwiające - i w Niemczech.

I jakie będą skutki ich działań?

Skutki są takie, że SPD jest już czwartą partią w Niemczech, a lukę po nich wypełniają konsekwentnie bardziej od nich świeży, choć ideologicznie również należący do obozu neotrockistowskiego Zieloni. W przypadku CDU/CSU profitentem ich erozji jest AfD.

Moim zdaniem ostateczny cios dla tych partii nadejdzie w przyszłym roku. Odbywają się bowiem wybory w Saksonii i Turyngii, gdzie już dziś można wieszczyć spektakularny triumf AfD. Te landy bowiem, to ich główny matecznik, a to oznacza jeszcze większy cios dla CDU. Bowiem już teraz, to właśnie AfD jest najsilniejszą partią w całej b. NRD. Do tego będą wybory w Brandemburgii, gdzie podobnie silna jest postkomunistyczna Linke. Tam zapewne dokona się ostateczna anihilacja SPD.

W konsekwencji Niemcy albo będą musieli pójść na przedterminowe wybory, albo będą dokonywać zmiany rządu. Tego Merkel moim zdaniem nie przetrwa i to będzie jej ostateczny kres. Nie ma mowy o przetrwaniu jej rządu do końca kadencji Bundestagu.

Jakie mogą być nowe rozdania?

To bardzo ciekawe. Jeżeli w grudniu na zjeździe CDU zwycięży opcja bardziej konserwatywna, to CDU/CSU, jeśli zachowa jakiś instynkt samozachowawczy, będzie musiało próbować się dogadać z AfD. Oni, nawet przy cichym poparciu FDP, mogli by przetrwać wspólnie pod nowym kanclerzem do wyborów. To jedyna szansa dla CDU/CSU zablokowania przejmowania ich elektoratu przez AfD. Jeśli tego nie zrobią, a zwycięży opcja kontynuacji polityki Merkel tylko przez jakąś inną panią, to po pierwsze władzę przejmie całkowicie neotrockistowki układ (SPD/Zieloni/Linke przy wsparciu FDP), po drugie AfD po prostu zje CDU.

W każdym razie, tak jak mówiłem dwa tygodnie temu po wyborach w Bawarii, Niemcy wkraczają w fazę chaosu wewnętrznego i są tak czy inaczej skazani na dominację w najbliższych latach formacji skrajnych ideologicznie, realizujących szalone projekty o takim właśnie charakterze. Ta słabość Niemiec którą już widać, spowoduje również presję zewnętrzną na ich dalsze osłabianie, bo naprawdę niemal wszyscy w Unii i nie tylko, mają dość ich buty i obłudy, a również ekonomicznej eksploatacji, którą zafundowali przy pomocy Euro.

Jak Polska powinna wykorzystać osłabienie Niemiec, które nadejdzie w związku z tymi zawirowaniami w rządzie i w partiach?

W myśleniu polskich elit niezależnie od przynależności politycznej funkcjonują dwa aksjomaty, które suflują skutecznie od wielu lat niemieckie media polskojęzyczne.

Po pierwsze jest to aksjomat, że Merkel jest przyjaciółką Polski bo ma - rzekomo - polskie korzenie oraz jako była enerdówka, dobrze rozumie nasze losy. To oczywiście wielkie kłamstwo, bo jak wiele razy wykazywałem, Merkel realizowała przez cały czas swego urzędowania linię wilhelmińsko - adolfińską, skrajnie dla Polski niebezpieczną, której celem było zwasalizowanie nas nawet nie na pozycji junior partnera, ale bardziej takiego niemieckiego kapo w Europie środkowo - wschodniej. Idealną puentą tej polityki była spektakularna zdrada Grupy Wyszechradzkiej przez E. Kopacz, przy okazji ustaleń dotyczących migracji. Merkel była i jest więc dla nas skrajnie niebezpieczna tym bardziej, że tę swoją politykę prowadziła w białych rękawiczkach, a jej cyniczne kłamstwa mamiły skutecznie również i B. Szydło, i J Kaczyńskiego, a teraz M. Morawieckiego. Tymczasem bilans jest prosty - Polska nie zawdzięcza Merkel nic realnie ważnego, Polska nic w czasie jej rządów nie załatwiła ze swych żywotnych interesów, nic od Niemiec nie otrzymała, jako wyraz ich - owej propagandowo eksploatowanej - rzekomej przyjaźni. Za tą zasłoną były tylko przez ostatnie lata inspirowane przez Niemcy - czyli wprost Merkel - i kierowane przez Urząd Kanclerski, antypolskie działania Komisji Europejskiej. No bo nikt normalny nie ma cienia wątpliwości co do tego, że to nie alkoholik Juncker kieruje KE tylko pan Selmayer, który jest prawą ręką Merkel.

Po drugie, funkcjonuje dogmat, że Polska gospodarka jest całkowicie uzależniona od Niemiec, bo żyjemy z eksportu do nich. Przypomnę zatem, że już raz tak Niemcy też myśleli i w połowie lat 20-tych XX wieku, kiedy poziom uzależnienia gospodarki Polski od nich był jeszcze większy niż teraz, zafundowali nam wojnę celną. I co? Przegrali ją z kretesem, a Polska gospodarka na tym jedynie skorzystała. Dzisiaj jest oczywiste, że niemiecka gospodarka nie jest w stanie funkcjonować sprawnie bez polskiego importu. To dzięki wyzyskowi polskiej siły roboczej i uzyskanym referencjom, finalne produkty niemieckiego przemysłu mogą konkurować na światowych rynkach. Bez nas w znacznym stopniu straci te walory. Do tego to polskie rynki zbytu, opanowane przez niemieckie sieci handlowe i hurtowe, są potężnym zapleczem dla producentów niemieckich. Niemców po prostu nie stać na konflikt handlowy z Polską i warto by było, żeby nasi decydenci sobie to po prostu uświadomili.

A więc konkluzja jest taka, żeby nie kierować się mitami o niezatapialnej niemieckiej gospodarce, bo bez polskich konsumentów i bez polskiej taniej siły roboczej przędłaby bardzo cienko. Jaki wobec tego powinien być nasz kolejny ruch, żeby Polska na tym dobrze wyszła?

Jeśli Polska skupiłaby się zamiast drżenia o swoje interesy w Niemczech, na pogłębieniu więzów z krajami choćby V4, a nawet Międzymorza, to w tej masie stanowimy największego partnera handlowego Niemiec. Partnera, bez którego gospodarka Niemiec po prostu nie istnieje. To jest nasze podstawowe zadanie, które jeśli zrealizujemy, to niemieccy przemysłowcy będą drżeć na myśl o tym co zrobi Warszawa, Budapeszt, Praga czy Bukareszt. Tylko trzeba uwierzyć w siebie.

Jakie zmiany dla narodów Europy mogą wiązać się z końcem rządów Merkel - czy idee multi-kulti i neomarskistowskie zapędy Niemiec wobec reszty świata się zakończą?

Sądzę, że stoimy w obliczu forsowania przez Niemcy podobnych szaleństw ideologicznych jak robili to Hiszpanie za Zapatero, czy Holendrzy i Belgowie forsując zabijanie swoich współobywateli. W mojej ocenie, w Niemczech uformuje się właśnie neotrockistowska koalicja, która będzie forsować wszystkie najbardziej skrajne pomysły tzw. postępu. Do tego w imię tych ideologicznych szaleństw, ale również biznesowych interesów elity Zielonych, będą rozkładać niemiecką gospodarkę walcząc z „ociepleniem”, „złą energią”, czy „męczarniami zwierząt”. Te szaleństwa wzmocnią ostatecznie na tyle silnie AfD, że to ona po pewnym czasie przejmie władzę i rzuci się w kierunku odbudowy „godności narodu niemieckiego”.

Czeka nas trudny czas bo nasz sąsiad traci powoli cechy obliczalności. Musimy się na to dobrze przygotować.

Dziękuję za rozmowę.