Portal Fronda.pl: W Sejmie toczyła się dziś dyskusja nad właściwą formą upamiętnienia zbrodni ukraińskich dokonanych na Polakach, zwanych potocznie rzezią Wołyńską. Posłowie Kukiz’15 chcą, by 11. lipca ustanowić święto, w którym jako naród wspominalibyśmy ofiary tego ludobójstwa i by nazwać je otwarcie ludobójstwem właśnie. Co sądzi pan o tej propozycji, jak na razie nie znajdującej chyba w szeregach Prawa i Sprawiedliwości pełnego poparcia?

Prof. Jan Żaryn: Jest oczywiste, że zbrodnia której dokonali na kresach południowo-wschodnich nacjonaliści ukraińscy z OUN-UPA i innych formacji – jak SS Galizien – to bez wątpienia zbrodnia ludobójstwa. Co do tego nie ma sporów wśród historyków znających ten temat. Zgoda panuje także wśród historyków uznających, że polityka historyczna państwa polskiego powinna opierać się na prawdzie, a nie być funkcją koniunkturalnych kompromisów i rzekomych zdobyczy w tym lub innym rewirze działań publicznych, na przykład w bieżącej polityce. Bieżąca polityka nie może przysłonić prawdy historycznej, a historia nie może być poddana zakłamaniu, niezależnie od tego, jakiemu celowi to kłamstwo miałoby służyć. Myślę, że co do tego w PiS nie ma sporu.

Istnieje natomiast niewątpliwie kalendarz zdarzeń, który podpowiada nam bardzo dużo dat wyjątkowo nasyconych polską tragedią. Takie daty to bez wątpienia 1. i 17. września. Taką datą staje się także coraz wyraźniej 11. lipca. Staje się – bo rodziny kresowe i ich przeżycia zaczynają być przeżyciem większego zbioru, całego narodu polskiego. Przechodzimy pewną ewolucję. Z narodu, który nie wiedział, że wielu Polaków przeżyło olbrzymią traumę w związku z ludobójstwem na kresach południowo-wschodnich, stajemy się narodem zgodnym co do konieczności obchodzenia rzeczywistej i symbolicznej daty 11. lipca w wyjątkowy sposób.

Wydaje mi się przy tym, że dzień 11. lipca jako dzień męczeństwa Polaków na kresach południowo-wschodnich świętować będziemy dopiero od przyszłego roku; teraz jesteśmy przecież u progu tej daty. Warto pamiętać, że dzień ten byłby zarazem dniem pamięci o ukraińskich sprawiedliwych, bohaterach, którzy ratowali Polaków przed nacjonalistami, często płacąc za ten akt solidarności i humanizmu życiem. Dotyczy to choćby tych Ukraińców, którym kazano mordować polskie żony.

Minister Jarosław Sellin odpowiadając na zapytanie posłów Kukiz’15 wskazywał na datę 17. września jako na ewentualny Dzień Męczeństwa Polaków na Wschodzie. Czy ta data mogłaby zastąpić datę 11. lipca?

Do mnie jako do senatora PiS nie doszła jeszcze informacja, by w tej kwestii została podjęta nieodwołalna decyzja. Rzecz jest wciąż dyskutowana. Moim zdaniem jednak 17. września, data wejścia Sowietów na terytorium II Rzeczpospolitej, ma inne konotacje. Bez wątpienia zbrodnie sowieckie, podobnie jak zbrodnie niemieckie, wpłynęły na możliwość dokonania zbrodni na kresach południowo-wschodnich przez nacjonalistów ukraińskich. Tym mordom sprzyjała jednak raczej okupacja niemiecka, a nie sowiecka. Dlatego daty 17. września nie kojarzyłbym z losem kresowian na kresach południowo-wschodnich w latach 1942-1945. Zbrodnię ukraińskich nacjonalistów traktowałbym raczej osobno, choć oczywiście także jako część tragizmu, który rozpoczął się 1. września 1939 roku za sprawą dwóch totalitaryzmów.

Posłowie formacji Kukiz’15 chcieliby też nowelizacji ustawy o IPN. W art. 1. tejże obok zbrodni nazistów i komunistów mianoby wymieniać także zbrodnie ukraińskich nacjonalistów, wskutek czego – w zgodzie z art. 55. tej samej ustawy – za ich podważanie groziłaby kara trzyletniego więzienia, tak, jak za podważanie zbrodni nazistowskich i komunistycznych. To pańskim zdaniem rozsądna propozycja?

Jest to, oczywiście, propozycja do rozważenia. Jej słabością jest jednak możliwość zadania zupełnie słusznego pytania o udział przedstawicieli innych nacji w proces daleko idącej kolaboracji z Niemcami i Sowietami. Zachodziłoby wówczas pytanie, czy także ich nie należy umieścić na liście. Byłbym w tej kwestii ostrożny i nie otwierał takich puszek.