Portal Fronda.pl: Premier Węgier Viktor Orban uczestniczył wczoraj w konferencji w Brukseli, na której mówił o tym, że konieczna jest głęboka reforma Unii, która może znów „uczynić ją znów wielką”. Sądzi Pan, że to odrodzenie UE jest jeszcze realne?

Prof. Kazimierz Kik: Absolutnie tak. Jest możliwe przywrócenie integracji europejskiej, choć może już nie z tak dużą dynamiką. Bez tego zjednoczenia Europa nie ma żadnych szans na konkurowanie w świecie XXI wieku z takimi potęgami jak Chiny, USA czy też być może z czasem –  Rosja. Sądzę, że rysuje się koniec takiej integracji europejskiej, jaka była dotychczas. Kończy się okres integracji opartej na mechanizmach neoliberalnych.

Czyli jakich?

To znaczy takich, które stawiają na pierwszym miejscu priorytety związane z konkurencyjnością. Ta z kolei jest konkurencyjnością ekonomiczną w świecie otwartym. Taka integracja prowadzi do pogłębiania się nierówności. Zarówno między państwami UE, jak i w ramach poszczególnych państw narodowych, pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi. Europa nierówności to nie jest ten kierunek integrowania Europy, który akceptuje Orban i myślę, że także Jarosław Kaczyński. Krótko mówiąc – Europa nierówności to Europa neoliberalnych mechanizmów, które zdominowały procesy integracyjne od traktatu z Maastricht. Tzn. od momentu, w którym przyjęto oparty na neoliberalnym projekcie program budowania europejskiej waluty – Euro. Sądzę, że to dobry moment na powrót do idei budowania Europy narodów. Priorytetem nie jest wówczas stawianie na konkurencyjność ekonomiczną, a budowanie Europy równorzędnie rozwijających się i bogacących się krajów, a więc z wykluczeniem wspomnianych przeze mnie mechanizmów, które zwiększają nierówności.

Jaka może być rola Polski w reformowaniu Unii? W końcu Orban wielokrotnie podkreślał, jak Polska jest dla niego ważna. Istnieje możliwość, że to te niepozorne kraje jak Polska czy Węgry wyznaczą kierunek, którym podążyć powinna Unia Europejska?

Polska i czworokąt wyszehradzki nie jest w stanie narzucić kierunków korygowania mechanizmów integracyjnych. Jesteśmy niestety w świecie wartości neoliberalnych, w których liczy się tylko kapitał. Niestety Polska, Węgry, Czechy i Słowacja w sumie dysponują zbyt małym kapitałem. W zasadzie jeśli chodzi o gospodarkę, to są one nieznaczącym elementem składowym Unii. Na pewno nie będą więc czynnikiem korygującym. Mogą natomiast być silnym, znaczącym lobby w ukierunkowywaniu procesów integracyjnych. Oczywiście tylko wtedy, gdy będą mówiły jednym głosem, bo na razie nie mówią.

To znaczy?

Tylko Węgry i Polska mówią zbliżonym głosem, bo nawet one nie zgadzają się w pełni. Europa środkowa jest zróżnicowana politycznie. Pamiętajmy, że w dwóch państwach: na Węgrzech i w Polsce rządzą ugrupowania konserwatywno-prawicowe, w Czechach koalicja socjaldemokratów z ugrupowaniami centrowymi, na Słowacji z kolei socjaldemokraci. W związku z tym nie ma podłoża politycznego w Grupie Wyszehradzkiej dla wypracowania jednorodnego projektu reformowania Unii Europejskiej. Są natomiast dwa kraje, które mówią obecnie głosem zbliżonym, ze wspólnym, narodowym punktem widzenia jeśli chodzi o charakter integracji europejskiej. Jest to punkt widzenia związany z dobrobytem całych narodów, a nie tylko ich części. Dlatego też musimy uczestniczyć w debacie dotyczącej charakteru tej integracji.

Tylko Polska i Węgry?

W ten dyskurs włączą się też państwa Europy południowej, poszkodowanej systemem Euro, jak chociażby Grecja, Włochy, Portugalia czy Hiszpania. Musimy mieć  na uwadze taką potrzebę, że o przyszłości UE nie powinny decydować  oparte na kapitale i zdominowane przez niego państwa Europy środkowej z Francją na czele, bo to one na tym neoliberalnym systemie korzystają. Na tym polega nasza szansa, że w procesie dyskutowania o reformie Unii Europejskiej będzie obecny wielogłos, a nie, jak dotychczas, absolutna dominacja tendencji neoliberalnej.

Orban zauważył także, że Brexit może stać się precedensem i od tej pory inne kraje również mogą zacząć kalkulować, czy nie opłaca im się przypadkiem bardziej wyjście z Unii. Istnieje więc realne ryzyko, że Unia bez głębokich reform po prostu się rozpadnie?

Tak. Unia bez głębokich reform, bez odejścia od mechanizmów neoliberalnych, pogłębiających nierówności ekonomiczne, będzie zagrożona rozpadem. Taka Unia prowadziłaby do takiego zubożenia niektórych jej części, że prędzej czy później problemy greckie stałyby się powszechne. Unia stanęła w miejscu i zorientowała się, że dalej w tym kierunku iść nie może. Rozpoczyna się wobec tego wielki dyskurs, w którym konieczny jest głos państw takich jak Polska, Węgry, czy wspomniane południe Europy. Wszystko po to, aby nie dopuścić do rozpadu Unii Europejskiej w przyszłości. Aby tak było, konieczny jest wielogłos w debacie, który odzwierciedlał będzie także inne punkty widzenia, a nie wyłącznie punkt widzenia świata biznesu i finansów. To jest warunek konieczny. Dzisiejsza Unia Europejska, pełna nierówności i oparta na mechanizmach neoliberalnych, nie ma przyszłości.

A Brexit?

Brexit myślę, że nie grozi innym krajom, to jest zupełnie inny przypadek. Wielka Brytania zawsze miała swój własny świat, commonwealth, „własną Unię”. Miała też zawsze specyficzne stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, do których zamierza wracać. To z kolei idealnie wpisuje się w tendencję Trumpa, który będzie chciał bilateralizacji relacji USA z innymi państwami i tu Wielka Brytania wraca do swoich tradycji, na których mocno korzystała. Jej w Unii Europejskiej było po prostu duszno. Żadne inne państwo w UE nie ma pozycji, tradycji oraz interesów brytyjskich. W związku z tym Brexit jest nieprzetłumaczalny i nie może być przykładem dla innych państw. Czynnikiem decydującym jest tutaj położenie geograficzne Wielkiej Brytanii.

Dziękujemy za rozmowę.