Tomasz Wandas, Fronda.pl: Szef MON podczas cotygodniowego felietonu „Głos Polski” w Radiu Maryja i TV Trwam powiedział, że stoimy przed dziejową szansą odbudowy silnej Polski w silnej Europie i w świecie, który na powrót będzie światem opartym na wartościach chrześcijańskim i narodowych. Czy nie jest to lekka przesada?

Prof. Kazimierz Kik, politolog: Przede wszystkim powinniśmy zadać sobie pytanie jakie są priorytety rozwoju Polski na tym etapie historycznym. Powinniśmy poważnie zastanowić się nad czym należy się teraz skupiać, czy ma być to rozwój gospodarczy, aby zwiększyć potencjał ekonomiczny i konkurencyjność Polski na arenie międzynarodowej, czy może priorytetem ma być finansowanie armii?

Ale czy jedno i drugie nie jest niezbędne?

Jedno i drugie jest potrzebne – to oczywiste. Jednak trzeba odpowiedzieć, co w tym momencie jest priorytetem. Dzisiaj rola i znaczenie państwa na arenie międzynarodowej polega na posiadaniu, dysponowaniu dużym potencjałem ekonomicznym i konkurencyjną gospodarką. Zatem gdybyśmy zadali sobie pytanie o priorytety wynikające z polskiej racji stanu, to możemy powiedzieć, że droga do tego, aby Polska czuła się partnerem np. wobec Niemiec, bądź wobec Ukrainy nie leży w sile armii. Silna armia nie upodmiotowi Polski w stosunkach międzynarodowych.

Nie oznacza to wcale, że sprawa położenia większego nacisku na bezpieczeństwo Polski jest marginalna – nie. Stawiam pytanie, co powinno być priorytetem, danym w tym momencie.

Przykładowo popatrzmy na Niemcy, nie przypadkowo zaniedbują oni wydatkowanie swoich środków na obronność.

Dlaczego tak jest?

Dlatego, że Niemcy chcą wykorzystać sytuację w świecie i Europie na stworzenie optymalnej przewagi ekonomicznej i technologicznej gospodarki niemieckiej. Zawsze musimy patrzeć na postepowanie innych i zadać sobie pytanie, dlaczego to Niemcy postawiły na gospodarkę, a Polska ma postawić na armię?

Czyli co byłoby takich priorytetem zdaniem Pana Profesora?

Moim zdaniem priorytetem dla Polski powinno być dążenie do upodmiotowienia na arenie międzynarodowej. Mamy ograniczone zasoby, nie możemy wydatkować na jedno i drugie, stąd wydaje mi się, że powinna mieć miejsce na ten temat ogólnokrajowa debata.

Wydaje się, że mamy do czynienia z kolejnym konfliktem pana prezydenta Andrzeja Dudy z szefem MON. Pan prezydent powiedział nawet, że jak minister Macierewicz będzie stosował takie same UBeckie metody, jak PO stosowała wobec niego to będzie kiepsko. Co Pan sądzi o takich słowach? Czy powinny paść z ust prezydenta RP?

Sprawą oczywistą jest, że takie wypowiedzi w mediach nie powinny mieć miejsca. Wydaje się, że pan prezydent chciał w ten sposób wyrazić swoją bezradność, bezradność, która wynika z treści polskiej Konstytucji, która formalnie daje mu uprawnienia, ale praktycznie zabrania podjęcia konkretnych kroków.

To znaczy?

Pan prezydent natrafił na bardzo wyrazistą osobowość ministra Antoniego Macierewicza. Niewątpliwie szef MON ma dość wybujałą ambicję i ciężko byłoby się po nim spodziewać, aby zechciał w tym konflikcie ustąpić. Niewątpliwie, w tej sytuacji potrzebna jest interwencja prezesa PiS – pana Jarosława Kaczyńskiego.

Dlaczego?

Dlatego, że kryzys w formacji rządzącej nigdy nie jest potrzebny, jest wręcz szkodliwy. Jeżeli mamy konflikt między szefem MON, a prezydentem to konstytucyjnie rzecz biorąc, osoba prezydenta zasługuje na większy szacunek.

Czyli twierdzi Pan, że prezydent mimo, iż jest przełożonym szefa MON, to nie ma na niego odpowiednio silnego wpływu?

Najwyraźniej tak właśnie jest, dlatego, że działania prowadzone przez ministra Antoniego Macierewicza, czy to w stronę forsowania polityki kadrowej w armii, czy to formułowania koncepcji zarządzania armią, czy to ograniczania możliwości kontrolowania sytuacji przez biuro bezpieczeństwa narodowego – wszystkie te czynniki wpływają na to, że ktoś jednak utrudnia prezydentowi spełnianie jego konstytucyjnych uprawnień.

Kto za to odpowiada?

Nie są to duchy, zatem pozostaje tylko minister obrony narodowej. Według mnie stajemy wobec takiego zagrożenia, że prezydent się nie cofnie, bo nie może się cofnąć – to jest jego pole odpowiedzialności konstytucyjnej. Gdyby to prezydent był zmuszony do cofnięcia się oznaczałoby to ogromną gratkę dla opozycji totalnej, która miałaby czarno na białym potwierdzenie dla swojej tezy, że prezydent jest prezydentem fikcyjnym. Zdecydowanie fakt, ten zostałby wykorzystany, w sposób który doprowadziłby do zdezawuowania prezydenta w oczach Polaków. Nie sądzę, aby w interesie formacji rządzącej było doprowadzenie do sytuacji, aby jeden z trzech filarów władzy formacji rządzącej był zdezawuowany przez innego uczestnika władzy.

Dziękuję za rozmowę.