Tomasz Wandas, Fronda.pl: Jak ocenia Pan sytuację, która ma miejsce wokół szkół? Nauczyciele twardo strajkują, mimo egzaminów dzieci. Kto tu zyskuje, a kto traci?

Prof. Kazimierz Kik, politolog: Po pierwsze musimy pamiętać, że sytuacja nauczycieli nie jest najlepsza. Rzeczywiście, nauczyciele przez całe trzydzieści lat – bo tu nie chodzi o rządy PiSu – przez całą III Rzeczpospolitą byli na ogół zaniedbywani i ich sytuacja finansowa jest dziś katastrofalna. 

Katastrofalna?

Katastrofalna jest w tym sensie, że nie sprzyja mobilizowaniu się nauczycieli do pracy oraz utrzymaniu wysokiej jakości pracy nauczyciela. Sytuacja ekonomiczna nauczycieli powoduje głęboką frustrację – ich dzisiejsze zachowanie jest wynikiem właśnie tej frustracji. Rząd stoi wobec konieczności rozwiązania problemu nauczycieli, jest tylko problem czy można to zrobić w sposób jaki domaga się ZNP czy w sposób jaki proponuje rząd. 

Co sądzi Pan Profesor o tym co proponuje rząd?

Uważam, że rząd proponuje racjonalny sposób rozwiązania problemu, to znaczy 15% podwyżki w tym roku i okrągły stół dla wypracowania systemu stopniowego podnoszenia do 2023 roku płac nauczycieli do wysokości pożądanej (oczywiście trudno określić jak wysoko pożądanej przez nauczycieli). Natomiast Polska jest podzielona, skonfliktowana politycznie, nauczyciele w większości tak jak i sędziowie stanowią element składowy (jeżeli patrzylibyśmy na układ sił politycznych w kraju) zbliżony do elektoratu Platformy Obywatelskiej oraz SLD. W naturalny bunt nauczycieli wplątały się czynniki polityczne, czyli pojawiła się perspektywa wykorzystania politycznego buntu nauczycieli przez opozycję dla osłabienia rządu przed wyborami do Parlamentu Europejskiego ale i do Parlamentu krajowego. To zapętlenie się konfliktu pokazuje wielopłaszczyznowość tej sprawy. 

To znaczy?

To nie jest zwykły konflikt polegający na strajku nauczycieli o płacę, to jest także strajk nauczycieli, jako jednego z elementów wojny z rządem u boku opozycji. To utrudnia porozumienie i przyjęcie przez rząd kompromisowej postawy, ponieważ teraz, każdy kompromis ze strony rządu zostanie potraktowany przez opozycję jako niepowodzenie, jako klęska, przegrana w sporze z nauczycielami. Najgorsze w tej sytuacji jest to, że rząd wychodzi naprzeciw żądaniom nauczycieli dając 15% podwyżkę (moim zdaniem znaczącą) i daje perspektywę wypracowania systemu stopniowego podnoszenia płac nauczycieli na najbliższe lata. 

Skąd zatem opór nauczycieli?

Wydaje mi się, że opór nie samych nauczycieli – bo tu trzeba rozróżnić – jest to opór central związkowych, a raczej aktywów w tych centrach, które stworzyły dla nauczycieli sytuację bez wyjścia „albo wygramy, albo przegramy”, a tak nie jest. Nauczyciele mogą wygrać więcej porozumieniem z rządem niż mogą przegrać gdyby ulegli postulatom rządowym. Porozumienie z rządem na warunkach rządu jest także drogą do sukcesu nauczycieli, ale nie jest drogą do sukcesu opozycji, której fragment stanowi Związek Nauczycielstwa Polskiego. To zapętlenie powoduje trudną sytuację, gdyż rząd wychodzi naprzeciw nauczycieli ale nie może zrobić kroku dalej bo wtedy „na tacy” podałby opozycji sukces polityczny, który byłby przez nią wykorzystany do inicjowania innych grup społecznych do strajków. 

Na co warto zwrócić uwagę przy okazji tego problemu?

Wydaje się, że najważniejszą rzeczą jest pierwszy moment, mianowicie egzaminy. W chwili obecnej instytucje rządowe, państwowe, stają na wysokości zadania i mimo strajku młodzież nie zostaje pokrzywdzona. Jeżeli to pierwsze „uderzenie” czyli egzaminy gimnazjalne zostaną z powodzeniem przeprowadzone, to osłabia wtedy opozycję (nie mówię, że nauczycieli, bo mają oni prawo do strajku, choć i bez niego pensje zostaną im podwyższone – to pewne, tylko stanie się to w inny sposób niż narzuca to opozycja poprzez Związek Nauczycielstwa Polskiego). 

Po co zatem to wszystko?

Jest to niepotrzebna próba sił, ponieważ stracą na niej dzieci, na chwilę obecną tracą psychologicznie. Tracą, bo stają wobec trudnej sytuacji, która nie została przez nie sprowokowana, traci też rząd. Jeżeli traci rząd, tracą dzieci, niepokoją się nauczyciele, to traci państwo. 

W jaki sposób traci na tym państwo?

Państwo traci na stabilizacji wewnętrznej. Nie jest to zatem niepowodzenie rządu, ale państwa. Nie wiem dlaczego opozycja nie chce zgodzić się na propozycje systemowego rozwiązania problemów płacowych. Czy dlatego, że mają zostać one rozwiązane do 2023 roku, a wybory mamy w 2019 i przypadłoby (jeśli doszłoby do zmiany władzy w Polsce), że to Platforma musiałaby realizować słuszne postulaty nauczycieli i być może wolą by to wszystko zostało rozwiązana rękami Prawa i Sprawiedliwości. Być może stąd nacisk by nie rozciągać w czasie a narzucić PiSowi, że on ma rozwiązać ten problem by Platforma Obywatelska ewentualnie dochodząc do władzy nie musiała spotykać się z tego typu dylematami. Podejrzewam, że kwintesencją całego sporu jest próba przerzucenia przez opozycję na PiS problemu rozwiązania słusznych aspiracji nauczycielskich. To jest kwintesencja całego sporu, wydaje się, że mamy kolejny negatywny refleks tego niepotrzebnego sporu – skłócenie środowisk nauczycielskich. Nie ma nic gorszego jeżeli ci, którzy mają kształcić nasze dzieci, wnuki, będą ze sobą walczyli. Nauczyciele to urzędnicy państwowi i w sytuacji w której wśród urzędników państwowych dochodzi do konfliktu na tle politycznym, to właściwie jest to ogromne osłabienie jednego z fundamentów funkcjonowania państwa. Można powiedzieć, że ten kto doprowadza do tego, że dzieli się społeczność nauczycielską, czyli dzieli jeden z fundamentów funkcjonowania państwa, to może zastanowić się, kto tu jest tak naprawdę „szkodnikiem” jeżeli chodzi o stabilizację państwa. Tutaj pojawia się pytanie, kto chce aby w Polsce było „im gorzej tym lepiej”? 

Wspomina Pan o konieczności rozwiązania tego problemu przez rząd, co jeśli ZNP, nie będzie chciał ustąpić o krok? Co jeśli opozycja uzna, że warto pociągnąć strajk do wakacji? Jakie mogłoby mieć to konsekwencje dla funkcjonowania państwa? 

Chodzi też o organizację funkcjonowania państwa. Przyjdzie chaos. Rząd co prawda będzie w stanie dać sobie radę z egzaminami gimnazjalnymi, egzaminami dla dzieci klas ósmych ale pojawia się problem z egzaminami maturalnymi, zaraz potem pojawia się problem z egzaminami, albo wstępem na studnia. Jakie będą losy kilkuset tysięcy młodzieży, gdzie będą podważane ich dyplomy maturalne, jeżeli byłoby to przeprowadzone w warunkach takich jak egzaminy gimnazjalne. 

Czy rząd da sobie z tym radę?

Rząd da sobie radę z tym problemem, ale pytanie jak da sobie radę z tym problemem młodzież, jak na tym problemie wyjdzie państwo. Cały rocznik młodzieży może mieć utrudniony start życiowy, czy takie zagrożenie może sprzyjać stabilizacji państwa? Myślę, że rząd da sobie z tym radę, tyle tylko, że to nie o to chodzi by przezwyciężyć nauczycieli. Nie może być tak, że wszystko będzie w porządku jeśli rząd złamie jakąś bardzo ważną część polskiego systemu funkcjonowania państwa czyli nauczycieli. Praktycznie rzecz biorąc to jest ogromne zagrożenie dla demokracji. To, co proponuje rząd, rozmowy nad rozwiązaniami systemowymi, okrągły stół – ten musiałby mieć miejsce pomiędzy egzaminami gimnazjalnymi a maturami – jest na to niecały miesiąc czasu. Tu jest pytanie o odpowiedzialność polskich sił politycznych, dzisiaj widzimy, że opozycja gra na zaostrzanie konfliktów, tzn. organizuje się dla wspierania w słusznym buncie nauczycieli. Dziś pod znakami zapytania stoi poziom świadomości politycznej, dużych segmentów polskiego życia politycznego. Ponieważ wszyscy się dobrze bawią, jest wielki spór, wojna z rządem, powstają ad hoc grupy społecznego wspierania nauczycieli w sytuacji, w której rząd im nie zapłacił. Wspierają nauczycieli, wysyłają sygnał „strajkujcie dalej, gdyby rząd wam nie zapłacił my wam zapłacimy”. 

O czym to świadczy?

Czymś nieprawdopodobnym jest by opozycyjna część polskiego społeczeństwa, polskiej opinii publicznej inspirowała strajk, czyli buntowała społeczeństwo przeciwko państwu. To jest nieprawdopodobne, by opozycja organizowała się finansowo ad hoc dla wspierania buntu przeciwko państwu ze strony nauczycieli. 

Kto doprowadza do podziału fundamentu państwa, kto tu jest głównym winowajca? Dlaczego nauczyciele, ludzie wykształceni dali się wprowadzić w tą grę? Jak to jest możliwe, że dali się tak łatwo podzielić na tle politycznym mimo, że powinni mieć świadomość, że są urzędnikami państwowymi?

Świadomość jest wyższa wtedy, kiedy jest wyższy standard ekonomiczny.  Muszę powiedzieć, że rozumiem nauczycieli, przez trzydzieści lat była to grupa zaniedbywana przez wszystkie rządy. Rozumiem, że nauczyciele mogą na tyle czuć się sfrustrowani, że jest im wszystko jedno i postępują według powiedzenia „wóz albo przewóz”. Tyle tylko, że byłaby to teza świadcząca na rzecz tezy o negatywnym doborze do zawodu nauczycielskiego. Nauczyciel musi mieć wyższą formę świadomości społecznej, także politycznej. Jeżeli swój interes ekonomiczny nauczyciele stawia ponad stabilizację państwa polskiego, to tu kończy się moje zrozumienie dla ich słusznych postulatów.

 

Dziękuję za rozmowę.