Portal Fronda.pl: Kluczowym elementem złagodzenia kryzysu uchodźczego jest od kilku miesięcy Turcja. Europejscy politycy idą względem niej na duże ustępstwa; nie brakuje wprost głosów – jak choćby Wiktora Orbana – mówiących o zależności UE od Ankary. Czy Turcja rzeczywiście byłaby w stanie na nowo zaognić kryzys imigracyjny?

Prof. Zdzisław Krasnodębski (PiS): Turcja ma oczywiście duże możliwości w tym względzie. Zawsze istniało podejrzenie artykułowane zwłaszcza przez Greków, że ten wielki napływ uchodźców z Turcji był po prostu czymś nie tylko tolerowanym przez Ankarę, ale nawet przez nią wspieranym. Masowa imigracja zatrzymała się po zawarciu w marcu umowy między UE a Ankarą. Teraz wystarczy wrócić do sytuacji z ubiegłego roku, gdy nie kontrolowano wybrzeży i przepuszczano grupy zmierzające z Turcji w kierunku Europy. Gdyby Turcja zerwała marcową umowę, to do UE mógłby znowu popłynąć wielki strumień uchodźców. Istnieje obawa, że mogłby się on spiętrzyć w Grecji; w kraju tym zresztą sytuacja znowu robi się bardzo napięta. Dlatego też powrót głosów mówiących o konieczności rozładowania tej sytuacji poprzez mechanizm relokacji. Turcja traktuje uchodźców tak, jak Rosja gaz względem Ukrainy i innych państw – jako element nacisku, jako broń. Moskwa może zatrzymać dostawy gazu, a Ankara otworzyć szerzej strumień uchodźców. To pokazuje zarazem niezdolność Europy do zmierzenia się z problemem kryzysu uchodźczego. Ankara miała wykonać brudną robotę, której nie chcieli wykonywać Europejczycy: imigrantów zatrzymywać, odsyłać, zniechęcać, trzymać w obozach. Turcja stała się buforem bezpieczeństwa; jeżeli teraz tego bufora zabraknie, to kraje UE znajdą się w bardzo trudnej sytuacji. Trzeba sobie też wyraźnie powiedzieć, że Turcji pozwala się na bardzo wiele, bo może. Także w przypadku czystek przeprowadzanych przez Erdogana po nieudanym zamachu stanu skończy się na wrzawie medialnej. Interesy przeważą i porozumienie zostanie w jakiś sposób zachowane. Turcji pozostanie przy tym możliwość nacisku i będzie się do niego odwoływała w sytuacjach kryzysowych.

W ostatnich tygodniach najważniejsi tureccy politycy stawiają rzecz jasno: Albo zniesiecie dla naszych obywateli wizy, albo odkręcimy kurek z uchodźcami. Czy Unia Europejska ulegnie temu szantażowi i rzeczywiście wizy zniesie, czy też uda się jej znaleźć jakieś inne rozwiązanie i skłonić Turków do przestrzegania marcowego porozumienia, nawet bez znacznych zmian w polityce wizowej?

Na pewno będą prowadzone negocjacje. Być może uda się opóźnić liberalizację polityki wizowej kolejnymi miliardami. Rzeczywiście jednak pozycję wyjściową rozmów można scharakteryzować następująco: jest kurek, jest żądanie. Pozostaje kwestia odpowiedzi… Być może wystarczy w jakiś częściowy sposób zmienić politykę wizową, choć nie w tak daleko idącym stopniu jak chciałaby Turcja, nieco jeszcze dopłacając? Zobaczymy. Niewątpliwie jednak Turcja ma silne atuty w ręku. Z Ankarą trzeba się liczyć. Prezydent Erdogan pokazał ponadto, że ma poparcie społeczne. Ostatni wojskowy pucz nie udał się dlatego, że ludzie wyszli na ulice i rzucali się nawet pod czołgi. W Kolonii, ku zdumieniu Niemców, odbyła się wielotysięczna demonstracja mieszkających w RFN Turków z poparciem dla prezydenta. Większość tureckich organizacji współpracujących dotąd z niemieckimi władzami popiera Erdogana. To bardzo silny partner. Dla UE i Niemiec byłoby lepiej, gdyby w Turcji nastąpiła tak zwana demokratyzacja i pojawiłby się ktoś inny, zależny od Zachodu. Tak się jednak nie stało, co na pewno nie ułatwi negocjacji. Co więcej, Turcja wzmacnia też swoją pozycję międzynarodową, szuka poparcia w Rosji, co zostało przyjęte w UE z wielkim oburzeniem; śmieszna była przy tym krytyka planów budowy gazociągu między Rosją a Turcją, jaka pojawiła się w niemieckich mediach. Nagle wszyscy jakby zapomnieli o Nord Stream 2. Argumenty, które wysuwają kraje krytyczne wobec tego niemiecko-rosyjskiego projektu, podnieśli teraz bardzo trafnie i słusznie niemieccy komentatorzy odnośnie planów Rosji i Turcji. Jak zwykle ujawniła się podwójna moralność, podwójne miary – inne dla siebie, inne dla nielubianego partnera. Turcja może się tym nie przejmować, jak długo pozostaje skonsolidowana wewnętrznie - ma naprawdę silne karty i rozmowy z nią będą trudne.  

Rozmawiał Paweł Chmielewski