Prof. Paweł Śpiewak obawia się, że kryzys koronawirusa może doprowadzić do erozji zasad podmiotowej wolności i przerostu kompetencji państwa. W rozmowie z Elizą Olczyk z "Rzeczpospolitej" kreślił ponury i prawdopodobny jego zdaniem scenariusz rozwoju spraw.

 

"Patrzę na nasze elity polityczne i widzę, że znają tylko jedno pojęcie – zdobycie czy utrzymanie władzy. Nie rozwiązują problemów demograficznych, problemów klimatycznych, nie myślą o budowaniu równowagi w globalnej perspektywie, nie rozumieją Unii Europejskiej" - twierdzi.


"W niektórych krajach są silne systemy federalne, które chronią przed ignorancją władz centralnych, w innych robią to samorządy czy instytucje, które musimy pielęgnować, jak choćby instytucje naukowe, niezależne sądy, media. W Polsce ta krótkowzroczność elity politycznej jest bardziej widoczna, bo partia rządząca nobilituje prymitywizm i głupotę, i robi to w imię rewolucji narodowej, tzw. wymiany elit. To jest dramatyczne. Zaznaczam, że opozycja nie jest lepsza, jeżeli chodzi o długofalowe koncepcje. Rezultat jest taki, że nie ma alternatywy dla obecnej ekipy" - dodaje.


"Za każdym razem, gdy rozmawiam z socjologami czy europeistami, mam poczucie, że wiele jest mądrych osób, których elity polityczne żadnej ze stron nie chcą i nie umieją słuchać" - stwierdza Śpiewak.


Profesor mówił też, że obawia się, by epidemia koronawirusa nie stała się podstawą do rezygnowania z demokracji, nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach.


"Często wracam myślami do wojny peloponeskiej między Spartą a Atenami, podczas której wybuchła zaraza w Atenach. Tukidydes widział, jak dla większości Ateńczyków wszelkie wartości straciły sens, zanikły reguły przyzwoitości, ale też mówiono o zagrożeniu dla demokracji. Wiemy jednak, że Grecy mimo chorób, głodu, wojny zachowali porządek demokratyczny i moim zdaniem tej zasady musimy się trzymać" - wskazał.


Według Śpiewaka pośrednie skutki zamknięcia społecznego z powodu epidemii mogą być gorsze od samej epidemii.


"W moim pokoleniu słychać, że nie działają szpitale kardiologiczne, że zagrożone są ośrodki neurologiczne, diagnostyka chorób raka, porodówki itd. Na razie pandemia nie jest zbyt śmiercionośna. W normalnych czasach więcej ludzi ginie w Polsce w wypadkach samochodowych, niż zmarło w wyniku tej epidemii. Ale szybko też następuje paraliż systemu opieki społecznej i zdrowotnej. Obawiam się, że pośrednich ofiar tej sytuacji będzie więcej niż samych ofiar epidemii. Statystyki będą widoczne dopiero za rok, ale ten scenariusz realizuje się na naszych oczach" - ocenił.


Zdaniem profesora największym problemem po epidemii będzie gospodarka.


"Ludzie staną przed koniecznością pogodzenia się z obniżeniem poziomu życia i nie wiem, jak to przyjmą. Wyobrażam sobie, że po załamaniu gospodarki dojdzie do wstrząsów społecznych, które władza będzie chciała jakoś wyciszyć. Raczej nie da się tego zrobić przy pomocy kupowania głosów. Boję się, że władza zechce zachować i wykorzystać te narzędzia, które zdobyła za szerokim przyzwoleniem do walki z koronawirusem" - powiedział.


Śpiewak sądzi też, że koronawirus może wpłynąć na dokonanie pewnych korekt w modelu globalizacji.


"Na pewno nie będzie już narracji, że globalizacja oznacza samo dobro, choć wiele krajów wydźwignęła z nędzy. Rodzi jednak zagrożenia, których właśnie doświadczamy. Nie wykluczam, że będzie jakaś kontrola nad przepływem ludności, zmieni się model podróżowania, a tym samym i światowej wymiany handlowej" - uznał.

bsw/rzeczpospolita.pl