Tomasz Wandas, Fronda.pl: Co sądzi Pan o nowej szefowej Komisji Europejskiej, pani Ursuli von der Leyen? Czego możemy się po niej spodziewać? Czy po Fransie Timmermansie może być tylko lepiej (patrząc oczywiście z naszej perspektywy) czy niekoniecznie?

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog: Zaczynając od pozytywów, należy powiedzieć, że jako minister obrony Republiki Federalnej Niemiec ma ona lepsze zrozumienie natury rosyjskiego zagrożenia (co już wcześniej wykazywała). Ponadto, plusem jest to, że została ona wybrana na tą funkcję dzięki europejskim konserwatystom i reformatorom. Gdyby, politycy reprezentujący między innymi PiS, nie pełniłaby dziś tej funkcji. Nowa szefowa Komisji Europejskiej będzie zdawać sobie teraz sprawę, że może się okazać, iż przy głosowaniu projektów, sytuacja może się powtórzyć i ich wynik znów może zależeć od języczka u wagi jaki stanowi frakcja ECRu z PiSem w roli głównej. 

Pani Ursula von der Leyen wygrała niewielką ilością głosów, co w istocie się stało? Czy zawsze teraz tak będzie, że to niewielka ilość głosów będzie decydować o tym co zostanie przyjęte a co nie?

To, co się wydarzyło, było pewną demonstracją nowej rzeczywistości w istniejącej arytmetyce Parlamentu Europejskiego. Oczywiste jest, że ta arytmetyka nie wygasła w momencie nowej szefowej Komisji Europejskiej, przy każdym kolejnym głosowaniu będzie się powtarzała. Każdy rozsądny polityk unijny powinien pamiętać, że lekceważenie tego ugrupowania (red. PiSu) może prowadzić do bardzo poważnych perturbacji w łonie Parlamentu przez niezdolność podjęcia istotnych decyzji. 

Plusy już znamy, a jakie są minusy nowej szefowej Komisji Europejskiej?

W ramach ubiegania się o fotel przewodniczącego Komisji Europejskiej, pani Ursula von der Leyen wygłosiła przemówienie w którym zostały zawarte liczne, niekorzystne dla nas tezy. 

To znaczy?

Na przykład kwestia przyznawania sobie przez Komisję Europejską kompetencji w zakresie nadzorowania rządów państw członkowskich, co do kwestii praworządności (warto zwrócić uwagę, że żadne zapisy traktatowe nie upoważniły Komisji Europejskiej do takiej funkcji), co oczywiście będzie rodziło napięcie. Podobnie będzie wyglądała sprawa dotycząca klimatu - fakt, że podkreśliła ona ten wątek w swoim przemówieniu, w mojej ocenie był pewnym ukłonem w kierunku „Zielonych” w celu zdobycia ich głosów. Na ile będzie to wdrażane w rzeczywistość polityczną szefowania Komisji Europejskiej przez panią Ursulę von der Leyen, to czas pokaże. Patrząc na same deklaracje, to właśnie w tych wymienionych wyżej punktach, można dopatrywać się pewnego zagrożenia, niemniej jednak było to przemówienie przedwyborcze, stąd należy traktować je z dystansem. Powszechnie wiadome jest - nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, że obiecywane rzeczy nie zawsze są potem wypełniane. Logika tego typu przemówienia ma swoją naturę a logika arytmetyki parlamentarnej będzie miała swoją, stąd te dwie natury (z oczywistą przewagą tej drugiej) będą na siebie oddziaływały, a jakie będą tego efekty - zobaczymy. 

„Węgry mogą znaleźć kilka wspólnych mianowników z nową szefową Komisji Europejskiej Ursulą Von der Leyen” - oświadczył w środę późnym wieczorem doradca premiera Węgier Viktora Orbana ds. bezpieczeństwa wewnętrznego Gyoergy Bakondi w telewizji M1. Mogą ale nie muszą, od czego może to Pana zdaniem zależeć, czy im się to uda? Co natomiast z Polską, czy będzie nam łatwiej czy trudniej niż Węgrom znaleść wspólny język z nową szefowa Komisji Europejskiej? Jak bardzo jest to istotne (bądź nie) byśmy taki dobry i wspólny język znaleźli? 

Polska dysponuje większą ilością głosów niż Węgry, choć nasze głosy są bardziej podzielone, to jednak dominujemy w jednej z frakcji Parlamentu Europejskiego, zatem można uznać, że głosy całej tej frakcji w pewnym zakresie mogą być rzucane na szalę przez polskie decyzje polityczne. W związku z tym, dopóki nie zaczniemy dyskusji nad konkretami, dopóki nie zaczniemy mówić w obszarze merytorycznym: zarówno o tym, kiedy zostanie osiągnięte porozumienie oraz na jak długo zostanie ono przyjęte, to trudno powiedzieć teraz w tym kontekście cokolwiek konkretnego zarówno o Węgrach jak i Polakach, tym bardziej porównać nas ze sobą. Gra jest w toku. 

Jak istotne jest to kto pełni jaką funkcję w Parlamencie Europejskiem dla poszczególnych państw UE, dla nas, dla Polski?

Moim zdaniem, że nie powinniśmy przeceniać tego obszaru gry międzynarodowej. W tej chwili można odnieść wrażenie, że nic na świecie się nie dzieje poza walką o stanowiska w komisjach Parlamentu Europejskiego, a dzieje się bardzo dużo: mamy bardzo poważne zawirowania w relacjach brytyjsko-amerykańskich, incydenty zbrojne w Zatoce Perskiej między Brytyjczykami a Iranem, głęboka i gwałtowna zmiana władzy w Mołdawii, niedługo będziemy mieli wybory parlamentarne na Ukrainie etc. Te wszystkie (i wiele innych) sytuacje będę również wpływały na to co będzie działo się w Polsce, oczywiście w odpowiednich proporcjach, podkreślam ten fakt, gdyż - tak jak wcześniej wspomniałem - można odnieść wrażenie jakby wszystko w Polsce zależało od tego, kto będzie na jakim stanowisku w Parlamencie Europejskim, co oczywiście jest nieprawdą. 

Władimir Putin "wyraził przekonanie, że bogate doświadczenie polityczne i autorytet międzynarodowy" nowej szefowej KE "będzie sprzyjał konstruktywnej pracy Komisji Europejskiej, a także przyczyni się do odnowienia równoprawnego i wzajemnie korzystnego partnerstwa pomiędzy UE i Rosją”. Co sądzi Pan o tych słowach Putina? Czy coś zaczyna się zmieniać w prowadzonej przez niego polityce i czy rzeczywiście może on chcieć zacząć poprawiać relacje z Unią Europejską? Czy znowu jest to tylko fałszywa gra mająca na celu uśpić czujność Zachodu?

Oczywiste jest, że Putin chciałby porozumieć się z unijnym mainstreamem, tak z Niemcami jak i z Francją. Ponieważ, pani Ursula von der Leyen jest politykiem niemieckim, wywodzi się z partii rządzącej, to przez takie słowa Rosja może wiązać jakieś nadzieje, że cel Putina zostanie osiągnięty. Natomiast, o tym jaka będzie polityka, nie decyduje ten kto składa propozycje, tylko ten, kto je przyjmuje bądź odrzuca. 

Jak będzie?

Zobaczymy, choć ja byłbym w tym przypadku optymistą, gdyż - jak już wcześniej powiedziałem - przy całej słabości polityki zachodniej w odniesieniu do Rosji na tym tle raczej pokazywała się jako  osoba lepiej niż przeciętnie rozumiejąca naturę rosyjskiego zagrożenia. Putin zachował się tu naturalnie, wysłał sygnał o woli nawiązania kontaktu z zamiarem „urabiania” kierownictwa Unii Europejskiej, by to było pozytywnie do niego nastawione. Natomiast, czy Putin osiągnie swój cel, to zobaczymy, gra jest otwarta - ja mam nadzieję, że mu się nie uda.  

„Usunięcie polaryzacji”, „odpersonalizowanie sporów” o praworządność, „dialog, bo żaden kraj nie ma czystego konta” – to frazy ostatnio słyszane przy okazji rozmów o Polsce z ust doradców nowej szefowej Komisji Europejskiej. Jeśli pani Ursula von der Leyen posłucha doradców, to co zrobi polska opozycja, gdy okaże się, że Warszawa ma co najmniej dobre relacje z Komisja Europejską i nie jest już co chwile krytykowana jak to było za Timmermansa? Do kogo teraz będą się skarżyć?

Opozycja, zwana „totalną”, jest w tym momencie w stanie dezintegracji, co możemy zaobserwować po rozpadzie tak zwanej Koalicji Europejskiej i fiasku tworzenia nowej koalicji na potrzeby wyborów parlamentarnych. Fiasko było nieuniknione ponieważ nie ma w niej żadnego innego spoiwa poza wolą uzyskania korzyści ze sprawowanej władzy. Opozycja zwana „totalną” za wszelką cenę chce dostać się do „konfitur”. W wyborach do Parlamentu Europejskiego największy „kawałek tortu” przypadł postkomunistom, którzy w stosunku do pozostałych, zgarnieli nieproporcjonalnie dużo. Grzegorz Schetyna wypromował postkomunistów,  wybudził pewnego rodzaju polityczne zombie, i został przez nie ograny. Wiadome, że nawet szeroka koalicja wszystkich partii opozycyjnych, nie dałaby im zwycięstwa, a koszty takiej koalicji z punktu widzenia największej partii opozycyjnej polegałyby na odstępowaniu swoich miejsc biorących na listach wyborczych, pozostałym siłom politycznym po to, by skłonić ich do koalicji. Taka operacja wobec bezideowości całego obozu opozycji okazała się niewykonalna i właśnie uległa załamaniu. W związku z tym, to co będzie się działo bądź nie, na arenie europejskiej, będzie raczej podzwonnym epitafium dla całej tej formacji niż raczej przedmiotem jakiś nowych poszukiwań. Los tych ugrupowań rozstrzygnie, nie tyle to, co będzie się działo w Brukseli czy Strasburgu, tylko to co będzie mieć miejsce w Polsce - krótko mówiąc, o bycie lub niebycie Platformy zdecydują Polacy przy urnach wyborczych.

Dziękuję za rozmowę.