Czy adhortację apostolską Amoris laetitia papieża Franciszka można odczytywać w kontynuacji z nauczaniem Kościoła katolickiego? O tym w wywiadzie udzielonym niemieckiej edycji „CNA” mówił w 2016 roku zmarły kilka dni temu profesor Robert Spaemann. Ocena, którą zaprezentował, była miażdżąca.

 

„Zasadniczo rzecz biorąc [odczytanie zgodne z tradycją -red.] jest możliwe, choć zarazem kierunek [adhortacji – red.] dopuszcza wnioski, których nie można pogodzić z nauczaniem Kościoła. Paragraf 305 wespół z przypisem 351, w którym stwierdza się, że wierzący <<będący w obiektywnej sytuacji grzechu>>, <<dzięki łagodzącym okolicznościom>> mogliby być dopuszczani do sakramentów, przeczy bezpośrednio paragrafowi 84 pisma Familiaris consortio Jana Pawła II” - powiedział Spaemann.

Jak wskazał, polski papież „w paragrafie 84 stwierdził zupełnie jasno, że rozwodnicy w nowych związkach muszą zrezygnować z seksualności, jeżeli chcą chodzić do Komunii”. „Stąd zmiana w praktyce udzielania sakramentów nie mogłaby stanowić <<dalszego rozwoju Familiaris consortio>>, jak uważa kardynał Kasper, ale zerwanie z jej istotnym nauczaniem antropologicznym i teologicznym na temat małżeństwa i seksualności człowieka” - powiedział.

Niemiecki filozof przypomniał, że Kościół, „jeżeli nie było wcześniej nawrócenia, nie dysponuje władzą pozytywnego usankcjonowania nieuporządkowanych stosunków seksualnych poprzez udzielanie sakramentów i antycypowanie miłosierdzia Bożego”.

Spaemann zauważył, że miłosierdzie Boże stoi w centrum wiary chrześcijańskiej. Bóg zna człowieka lepiej, niż on siebie samego. „Życie chrześcijańskie nie jest jednak pedagogicznym wydarzeniem, w którym człowiek porusza się w kierunku małżeństwa jako ideału, tak jak zdaje się to prezentować w wielu miejscach Amoris laetitia. Cały obszar związku, a zwłaszcza seksualność, dotyczy godności człowieka, jego osobowości i wolności. Jest to związane z ciałem jako <<świątynią boga>> (1 Kor 6, 19). Każde naruszenie tego obszaru, tym bardziej gdy występuje często, jest stąd naruszeniem związku z Bogiem, do którego chrześcijanie, jak o tym wiedzą; jest grzechem przeciwko Jego świętości i domaga się zawsze oczyszczenia i nawrócenia” - wskazał.

Filozof zaznaczył, że miłosierdzie Boże nie ma żadnych granic, ale Kościół w swoim przepowiadaniu jest zobowiązany do nawoływania do nawrócenia. Nie ma mocy udzielania sakramentów w sytuacjach, które przekraczają istniejące granice, będąc swoistą przemocą wobec Bożego miłosierdzia. Takie działanie byłoby zuchwałością, podkreślił.

Według Spaemanna ci duchowni, którzy trzymają się tego porządku szanując świętość Boga, czynią właściwie i słusznie. „Nie będę już komentował zarzucania im, że <<kryją się za nauczaniem Kościoła>>, <<siadają na katedrze Mojżesza>> by ciskać <<kamienie… na życie ludzi>> (Amoris laetitia 305)” - stwierdził krytycznie.

Spaemann przyznał też, że „chętnie dowiedziałby od papieża, po jakim czasie i w jakich okolicznościach obiektywnie grzeszna sytuacja przekształca się w sposób postępowania podobający się Bogu”.

„To, że idzie tu o zerwanie [z tradycją nauczania Kościoła], rozumie niewątpliwie każdy myślący człowiek, który zna odpowiednie teksty” - dodał.

Spaemann zauważył, że Amoris latitia zrywa także z nauką Kościoła w innym aspekcie, a mianowicie – z odrzuceniem etyki sytuacyjnej przez Jana Pawła II, którego dokonał w encyklice Veritatis splendor.

„Nie można przy tym zapominać, że to Jan Paweł II był tym, którego pontyfikat poddany był tematowi miłosierdzia; poświęcił mu swoją drugą encyklikę, w Krakowie odkrył dzienniczek siostry Faustyny i później ją kanonizował. Jest jego [scil. miłosierdzia – red.] autentycznym interpretatorem” - powiedział.

Zdanim Spaemanna efektem Amoris laetitia może być tylko chaos. „Zgodnie z odpowiednimi ustępami Amoris laetitia w bliżej nieokreślonych <<okolicznościach łagodzących>> do Komunii i wyznawania innych grzechów mogą być dopuszczeni nie tylko rozwodnicy w nowych związkach, ale wszyscy żyjący w jakiejś <<sytuacji nieregularnej>>, bez starania się o porzucenie swoich zachowań seksualnych, to znaczy bez spowiedzi i nawrócenia. Każdy ksiądz, który trzymać się będzie obowiązującego aż do dziś porządku sakramentalnego, może być przez wiernych szykanowany i znaleźć się pod presją swojego biskupa” - wskazał.

Filozof uważa, że w Rzymie może zostać teraz przyjęty zwyczaj mianowania tylko „miłosiernych” biskupów, którzy będą gotowi „do rozmiękczania istniejącego porządku”. „Jednym pociągnięciem pióra chaos stał się zasadą. Papież musiał wiedzieć, że takim krokiem dzieli Kościół i prowadzi go w kierunku schizmy. Schizmy, która wyrasta nie na peryferiach, ale w sercu Kościoła. Oby Bóg do tego nie dopuścił” - dodał.

Według profesora wszyscy kardynałowie, biskupi i księża muszą teraz trzymać się tradycji i nauczania Kościoła, dbając o zachowanie właściwego porządku. Jeżeli papież nie naprawi popełnionych błędów, to wyprostowanie sytuacji będzie zadaniem kolejnego pontyfikatu.

hk/CNA deutsch