Fronda.pl: 4 lipca minęła rocznica Pogromu Kieleckiego. Co się wydarzyło w Kielcach 65 lat temu?

 

Prof. Jan Żaryn*: 4 lipca 1946 roku w Kielcach doszło do wielkiej tragedii. Dzięki pracy m.in. Bożeny Szaynok oraz dwóm pozycjom książkowym wydanym przez IPN pod wspólnym tytułem „Wokół pogromu kieleckiego” znany jest bardzo precyzyjnie przebieg tego tragicznego wydarzenia. Jednak przyczyny do dziś są nie do końca rozpoznane i nazwane. To budzi ogromne emocje. Również skutki tych wydarzeń powodują, że dyskusja o pogromie jest bardzo emocjonalna i wywołuje wiele kontrowersji również wśród samych historyków.

 

Co wiadomo na pewno?

 

Wiadomo, że młody chłopczyk – Henio Błaszczyk – zaginął, a potem, gdy się odnalazł, twierdził, że został porwany przez miejscowych Żydów. To spowodowało reakcję najbliższych chłopca, a potem innych ludzi. Błaszczykowie idąc przez ulice Kielc opowiadali historię porwania przechodniom. W rezultacie doszło do sformułowania się tłumu, który stanął przy budynku na ulicy Planty 7, gdzie mieściły się żydowskie organizacje i mieszkali ludzie. Tam doszło do zdarzeń zadziwiających oraz tragicznych.

 

Co się stało?

 

Zadziwiające było to, że w pierwszej fazie pogromu bardzo szybko zjawiły się siły porządkowe, które jednak nie były zainteresowane porządkowaniem. Zamiast tego zamknęły dostęp do tłumu z zewnątrz. Zablokowano w ten sposób m.in. księdza Romana Zelka z miejscowej katedry, który chciał interweniować i namawiać ludzi, by się rozeszli. To sugeruje, że ludzie zamknięci kordonem zostali w pewnej mierze popchnięci do tego, by sytuacja przerodziła się w większą tragedię.

 

Służby porządkowe chciały tego pogromu?

 

Widoczna jest zadziwiająca bierność Władysława Sobczyńskiego – szefa ówczesnego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, który zachowywał się jakby pilnował, żeby doszło do tej zbrodni. Nota bene przeniósł się do Kielc z Rzeszowa, gdzie w listopadzie także próbowano – bezskutecznie - doprowadzić do pogromu, gdy okazało się że zginęła dziewczynka zamordowana wg rytualnych zaleceń. Pisał o tym w ciekawej książce dr Krzysztof Kaczmarski. Historycy oraz świadkowie również wskazują, że miejscowe oddziały NKWD działały w taki sposób, by doszło do tego mordu.

 

Z której strony padł „pierwszy strzał”?

 

Przy Plantach mieszkała społeczność żydowska. Jej przedstawiciele byli zarówno syjonistami, jak i komunistami, część z nich posiadała broń. Najprawdopodobniej to właśnie stamtąd padł pierwszy strzał, który doprowadził do zaognienia sytuacji. Doszło do pierwszej fazy pogromu i splądrowania domu. Informacja o sytuacji przy Plantach 7 doszła później do pracowników huty „Ludwików”. Oni w marszu sprowokowanym najprawdopodobniej przez ludzi o dziwnej proweniencji postanowili przybyć na miejsce jak najszybciej. Wtedy doszło do drugiej fazy konfliktu. W jego wyniku zmarło ostatecznie ponad 40 osób. Zdjęcia, jakie robiono w szpitalu po tej tragedii, pokazują, że dopuszczano się tam strasznych bezeceństw.

 

Jak miejscowa ludność traktowała Żydów? Dlaczego tak łatwo rzuciła się na nich?

 

Wydarzenia z Kielc świadczą o tym, że bardzo łatwo było sprowokować ludzi do wyrażania swojej daleko idącej niechęci do Żydów. To wiązało się przede wszystkim z uznawaniem społeczności żydowskiej za ewidentnie prokomunistyczną. Oznaczało to, że oni byli obarczani współodpowiedzialnością za wprowadzanie niechcianego systemu w Polsce oraz uznawali byli za społeczność współwinną wprowadzania systemu zbrodni i kłamstwa. Znane są przypadki z lat 1945 – 1946 zabójstw przedstawicieli ludności żydowskiej w okolicach Kielc, np. w Ostrowcu Świętokrzyskim, w Opatowie itd. Wydaje się, że były to akty bandyckie (np. wykonane przez funkcjonariuszy MO), ale także zapewne wyroki podziemia skierowane przeciwko komunistom lub ich konfidentom. Trudno rozstrzygnąć. Przed pogromem, w sierpniu 1945 r. oddział „Szarego” (Antoniego Hedy) zdobył areszt w Kielcach i uratował kilkudziesięciu więźniów reżimu. Oni byli traktowani w sposób bardzo brutalny, również zabijani. W 1946 roku żywe jest przekonanie o współodpowiedzialności żydowskiej społeczności za zbrodnie komunistów. Co więcej, pogrzeb ofiar pogromu kieleckiego nie jest tak przeżywany przez Kielczan, jak pogrzeb zamordowanego we wrześniu tego roku kapłana katolickiego – ks. Stanisława Ziółkowskiego, kapelana AK, ps. „Stuła”, który zginął z rąk milicjanta.

 

Dlaczego komunistom mogło zależeć na tej zbrodni?

 

Analiza skutków tragicznego wydarzenia w Kielcach podpowiada historykom, że ani czas, ani miejsce tego wydarzenia nie były przypadkowe. Działo się to bowiem między referendum z 30 czerwca 1946 a ogłoszeniem jego sfałszowanych wyników. Ten pogrom, wzmocniony propagandową akcją oskarżania podziemia oraz Kościoła (szczególnie bpa Czesława Kaczmarka) o antysemityzm, miał skierować opinię Zachodu na inny tor myślenia. Komuniści chcieli pokazać, że tylko oni są gwarantami poszanowania interesów społeczności żydowskiej, że są jedynymi, którzy są w stanie zaprowadzić porządek w Polsce, ponieważ tutejsze społeczeństwo jest de facto pełne ksenofobów, antysemitów, ludzi zdeprawowanych II wojną światową oraz nazizmem. Ten przekaz dotarł m.in. do Żydów amerykańskich, którzy (na szczęście nie wszyscy) natychmiast zaczęli interweniować w różnych miejscach świata ws. sytuacji Żydów w Polsce. Wywierali presję m.in. na Watykan, bombardując go pytaniami, co zamierza  zrobić z faktem, że polski Kościół z prymasem Augustem Hlondem na czele jest antysemicki.

 

Pogrom Kielecki był dowodem na antysemityzm Polaków?

 

Pogrom Kielecki był tragedią, która w normalnych warunkach politycznych powinna stanowić powód do refleksji na temat nastrojów polskiego społeczeństwa wobec Żydów. Jednak w ówczesnych warunkach politycznych stał się dodatkowym dowodem na to, że komuniści w Polsce – szczególnie pochodzenia żydowskiego – rządzili krajem w sposób bezprawny, dodatkowo tworząc fakty, które miały osłabić pozycję Polski w opinii publicznej, przytłoczyć do ziemi Polaków i odebrać im nadzieje na niepodległość, suwerenność i ustrój demokratyczny. Dostępnym przeciwnikiem stawał się mieszkający w pobliżu Żyd, a nie Różański, Fejgin, czy Światło.

 

Na temat przyczyn pogromu kieleckiego istnieje dużo różnych teorii. Pana zdaniem był on wynikiem działania komunistów?

 

W mojej ocenie to porozumienie NKWD i MBP w Kielcach stanowiło genezę mordu. Świadczą o tym również relacje byłych komunistów. Wynika z nich, że oficerowie NKWD oraz wspomniany już Sobczyński byli zainteresowani sprowokowaniem tego tragicznego zajścia.

 

Komuniści chcieli, by polała się krew?

 

Być może komuniści nie spodziewali się, że społeczność miejscowa zachowa się aż tak energicznie, ale na pewno liczyli na kompromitację społeczeństwa polskiego. Ona umożliwiłaby bowiem prowadzenie gry propagandowej z Zachodem. Dzięki niej komuniści chcieli doprowadzić do osłabienia zaangażowania krajów zachodnich w obronę PSLu oraz prawa Polaków do posiadania własnego, suwerennego kraju, w którym szanuje się demokratyczny wynik wyborczy.

 

Dlaczego wiadomość o domniemanym porwaniu polskiego chłopca wywołała tak wielką lawinę tragedii?

 

Komunistom udało się poruszyć w polskich społecznościach lokalnych przestrzeń naturalnej niechęci, obaw i strachu wobec społeczności żydowskiej. Było kilka obszarów, w których Polacy czuli się zagrożeni przez Żydów. Pierwszym było zaangażowanie Żydów w komunizm. Jednak trudno, żeby komuniści używali tego argumentu. Drugim jest powrót byłych właścicieli majątków żydowskich do swoich domów. One w dużej mierze były zajęte przez państwo albo zasiedlone przez Polaków. Polacy obawiali się więc konieczności zwrotu własności byłym właścicielom, jeśli ci przeżyli wojnę. Jednak i to nie było wykorzystywane przez komunistów, bowiem oni również byli złodziejami tej własności. Oni byli beneficjentami okupacji nazistowskiej; zdecydowana większość majątków pożydowskich przejętych przez Niemców trafiała bowiem w ręce państwa i była zarządzana przez komunistów. Najwygodniejsze było więc odwołanie się do pewnego strachu wynikającego z długiej pamięci o prawdziwych bądź rzekomych porwaniach dzieci przez ortodoksyjnych Żydów. Oni według niektórych plotek mieli mordować dzieci, a ich krwi używać do ceremonii rytualnych. To właśnie ten model wywoływania strachu zadziałał w Rzeszowie w listopadzie 1945 roku. Tam jednak nie doszło do mordu, nie udało się pogromu uruchomić.

 

Udało się natomiast w Kielcach

 

Wydaje się, że w Kielcach również zadziałała funkcjonująca od pokoleń pamięć. Niezależnie od tego, czy pogłoski o porywaniu dzieci przez Żydów były prawdziwe, czy nie to pamięć o tym okazała się być dobrym pretekstem, by wywoływać zaplanowane przez komunistów antyżydowskie nastroje i reakcje.

 

Do czego im to było potrzebne?

 

Jak już mówiłem, najbardziej logiczna hipoteza, mówi, że komuniści polscy fałszując referendum z 1946 roku chcieli znaleźć wydarzenie, które odciągnie uwagę rządów USA i Wielkiej Brytanii od pilnowania ustaleń jałtańskich. One kazały Związkowi Sowieckiemu i Anglosasom doprowadzić do jak najszybszego przeprowadzenia demokratycznych wyborów, w których Polacy wybraliby sobie władze. Komuniści wiedzieli, że mają w społeczeństwie kilka-kilkanaście procent poparcia. Reszta wspiera PSL i podziemie. W związku z koniecznością sfałszowania wyników referendum, istniała w oczach komunistów potrzeba odwrócenia uwagi. To zdaje się być najważniejszą przyczyną zorganizowania antyżydowskich wydarzeń.

 

Są inne?

 

Oczywiście. Warto podkreślić, że po pogromie w ciągu roku uciekło z Polski ponad 150 tys. z blisko 250 tys. ludności żydowskiej, a zatem ponad połowa mieszkających wówczas w Polsce Żydów. Odbyło się to za cichą zgodą MBP. W tym czasie, gdy ścigano kurierów WiN czy NSZ, instrukcje UB z lata 1946 r. mówią, że nie należy łapać organizatorów i tych grup żydowskich, które wyjeżdżają nielegalnie z kraju. Exodus wzmocnił się radykalnie po 4 lipca 1946 roku. Inna rzecz, że uciekający wcale nie koniecznie docierali do Izraela…

 

Pogrom został wykorzystany przez polskich Żydów do emigracji?

 

To było spowodowane tworzeniem przez społeczność żydowską wspólnego nacisku na Brytyjczyków, by otworzyli się na emigrację żydowskiej ludności na tereny Palestyny. Oni liczyli na uruchomienie procesu tworzenia się Izraela. Brytyjczycy prowadzili wyrafinowaną grę na tamtym terenie. Żydów traktowano jako potencjalnych wywiadowców sowieckich. Brytyjczycy nie byli więc zainteresowani niekontrolowanym wzrostem populacji żydowskiej na tamtym terenie.

 

Jednak znajdowali się pod presją

 

Presja ta związana była m.in. z holokaustem oraz oczekiwaniem, że Żydzi otrzymają prawo do własnego kraju. Niewątpliwie, nacisk syjonistyczny był elementem gry o Izrael. I elementem tego nacisku był również Pogrom Kielecki.

 

Pogrom mógł być grą syjonistów?

 

Nie, to zbyt daleko idące insynuacje. Syjoniści stali się jednak niewątpliwe jej beneficjentami w związku z masowymi wyjazdami Żydów z Polski po 4 lipca. Wyjeżdżali głównie ci, którzy uratowali się z ZSRS. Oni po 1945 roku potraktowali Polskę, jako przystanek swojej wędrówki. Jej końcem miała być Palestyna i przyszłe państwo izraelskie. Z punktu widzenia Brytyjczyków to oznaczało utratę kontroli nad tamtym terenem i to - w domniemaniu brytyjskim - na rzecz wywiadu sowieckiego, który wykreował exodus mas żydowskich z Polski. Zdawano sobie sprawę, że to Moskwa a nie komuniści polscy rozdają karty nad Wisłą.

 

Rozmawiał Konrad Ignaciak

 

*Jan Żaryn: prof. UKSW, były dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN, były doradca prezesa IPN, zajmuje się m.in. historią Kościoła oraz stosunkami polsko-żydowskimi.