Tomasz Wandas, Fronda.pl: USA i ich sojusznicy grożą podjęciem działań zbrojnych w reakcji na atak chemiczny w mieście Duma koło Damaszku, o którego dokonanie obwiniają reżim Asada. Prezydent USA Donald Trump napisał w środę na Twitterze, że Rosja powinna się przygotować na wystrzelenie przez jego kraj pocisków w kierunku Syrii. Trump kilkakrotnie potępiał atak chemiczny z 7 kwietnia na będącą bastionem rebeliantów Dumę i ostrzegał, że USA odpowiedzą rozwiązaniem siłowym. Na ile prawdopodobne jest, że słowa Trumpa staną się ciałem?

Prof. Zbigniew Lewicki, politolog: To, że może się stać tak jak Trump mówi, jest bardzo prawdopodobne, choć nie oznacza to oczywiście, że jest to pewne. Donald Trump rozumie, że nie może popełnić błędu Obamy, dlatego to, o czym zapewnia – realizuje. Nie wydaje mi się zatem, aby odstąpił od tego zamiaru, chyba że uda mu się – co zapowiadał – dokonać pewnego rodzaju dealu z Moskwą, który byłby formą zadośćuczynienia za to co Asad zrobił, jednak w tej chwili nie wiemy, czy jest to możliwe. Gdyby do takiego dealu nie doszło, to atak na jakieś instalacje wojskowe jest więcej niż prawdopodobny.

Jeśli faktycznie doszłoby do tego ataku, to jakie byłyby tego konsekwencje?

Zależne byłoby to od Rosji i jej zamierzeń co do tego jak daleko zamierza posunąć się w obronie Asada. Niewątpliwie jest to trudna sytuacja dla Putina.

Dlaczego?

Dlatego, że z jednej strony zależy mu na tym, by Asad pozwalał na obecność Rosji (jest to jedno z ostatnich miejsc w rejonie, w którym Rosja ma naprawdę silna pozycję) a z drugiej strony cały świat wie, że Asad jest winny i to bardzo poważnej zbrodni. Chociaż Rosja usiłuje przekonać świat, że nie ma na to dowodów, to społeczeństwo już na tyle przyzwyczaiło się do metod rosyjskich, że jest to traktowane tak a nie inaczej. Fakt polega na tym, że nie ma przeciwnej strony, która miałaby odpowiednią broń i byłaby zainteresowana w jej użyciem w sposób jaki zrobił to Asad. 

Według dziennika „Kommiersant” sztaby sił zbrojnych Rosji i USA prowadzą rozmowy w sprawie Syrii. Rosyjscy wojskowi mają też kontaktować się z NATO za pośrednictwem Turcji. „Strona rosyjska liczy na otrzymanie od USA współrzędnych celów, w które mogą być wymierzone ataki, aby wykluczyć możliwość strat ze strony rosyjskiej” – podaje Kommiersant. Czy USA przychyli się do prośby Rosji?

Jest to bardzo prawdopodobne. Stanom Zjednoczonym zupełnie nie zależy na tym, by w czasie ich ataku zginęli rosyjscy żołnierze – groziłoby to bardzo poważnym konfliktem. Przed poprzednim atakiem, Amerykanie też uprzedzili i podali informację jaki cel zaatakują – wtedy rosyjscy żołnierze przebywający w tej bazie zdołali odpowiednio się zabezpieczyć i nie ponieśli żadnych strat. Prezydent Trump chce ukarać Asada a nie rozpoczynać światowy konflikt, zatem najprawdopodobniej ostrzeżenie przyjdzie i zostanie wysłane odpowiednio szybko, aby Rosjanie zdążyli się wycofać.

Dlaczego rozmowy między Rosją a USA toczą się za pośrednictwem Turcji?

Nie mamy co do tego stuprocentowej pewności, ta informacja to domniemanie dziennika Kommiersant, w innym miejscu tego samego dziennika jest napisane, że rozmowy te są bezpośrednie. Jak jest faktycznie, tego wydaje się nie wiedzieć nawet sam dziennik podający sprzeczne informacje. Natomiast w trudnych rozmowach faktycznie często szuka się pośrednika. Turcja jest członkiem NATO z jednej strony, z drugiej bardzo aktywnie zaangażowana jest w konflikt na Bliskim Wschodzie zatem nie byłoby to nielogiczne. Równie dobrze w tym przypadku dialogu na linii USA-Rosja rozmowy mogą odbywać się całkowicie bezpośrednio. Jak jest faktycznie, nie wiem.

Według dziennikarzy, rosyjskie ministerstwo obrony nie chciało zaogniać sytuacji i utrudnić rozmów, więc nie komentowało w ostrzejszy sposób środowych słów prezydenta USA Donalda Trumpa. Czy faktycznie jest to powód rosyjskiej wstrzemięźliwości od mocniejszych słów?

Przy tego typu sytuacjach w tle gdzieś zawsze jest możliwość wydarzeń, które mogłyby teoretycznie bądź praktycznie doprowadzić do wojny światowej - tego nie chcą ani Rosjanie, ani Amerykanie.

W czym zatem rzecz?

Z jednej strony Ameryka chce ukarać Asada i ma ku temu poważne argumenty, a z drugiej strony Rosji bardzo zależy na tym, aby nie „stracić twarzy” na Bliskim Wschodzie. Przed obiema stronami stoi trudne zadanie, jednak sprawą najważniejszą jest, by ta „kara” amerykańska nie spowodowała rozszerzenia konfliktu.

To, że USA chcą ukarać Asada, jest sprawą oczywistą – Rosjanie upierają się, że to nie Asad stoi za atakiem chemicznym z 7kwietnia. Skąd Pana zdaniem ten upór Rosji w obronie dyktatora?

Rosja ma wprawę w tym, aby zaprzeczać oczywistości. Wielokrotnie słyszymy z ich strony, że „to co było, wcale się nie zdarzyło”. Od wielu lat jest bardzo charakterystyczny sposób prowadzenia polityki wewnętrznej i zagranicznej prowadzonej przez Kreml. Ponadto Rosja potrzebuje Asada do swojej obecności na Bliskim Wschodzie, stąd musi pokazywać, że twardo stoi po jego stronie.

O co w istocie toczy się ta syryjska gra między USA a Rosją?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna dlatego, że konflikt w Syrii nie toczy się wyłącznie między Rosją a USA – konfrontacja, która ma tam miejsce jest wielostronna. Interesujące jest to w co gra sam Asad, dlaczego dopuścił się tego ataku na własnych ludzi? Za czyim zezwoleniem to zrobił? Gdyby dyktator nie zaatakował bronią chemiczną własnych obywateli, to do zaognienia konfliktu w ogóle by nie doszło.

A jednak to zrobił, jaki przypuszczalnie mógł mieć powód do tak drastycznego kroku?

Być może podnosi cenę swojej prezydentury przez pokazanie, że ciągle jest zdolny do bardzo mocnych posunięć i jego usunięcie stworzyłoby wiele zagrożeń nawet dla bezbronnych obywateli jego kraju. Jednak to są tylko moje domysły, myślę, że nie tylko ja nie wiem, dlaczego doszło do tej prowokacji po raz kolejny.

Dziękuję za rozmowę.