Warszawska prokuratura sprawdzi, czy rząd nie złamał prawa odmawiając opublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Doniesienie do prokuratury złożyła osoba prywatna oraz dwie partie. Stało się to jeszcze w ubiegłym tygodniu.

Prokuratura mogłaby poczekać miesiąc i prowadzić w tym czasie postępowanie wyjaśniające, tymczasem zrobiła inaczej, od razu wszczynając śledztwo.

Za wstrzymanie publikacji odpowiadają - przynajmniej oficjalnie - Beata Kempa oraz premier Beata Szydło. Taką decyzję rządu, jak wiemy, popiera też Jarosław Kaczyński. Prezes PiS podkreślał, że wyrok, który zapadł w niepełnym składzie, jest nieważny, bo TK nie ma uprawnień do wydawania wyroków bez wystarczającej liczby sędziów. Wobec tego publikacja jego wyroku byłaby zdaniem Kaczyńskiego nieuzasadniona.

Czy jest tak, czy nie, ma sprawdzić prokuratura. Konstytucja mówi bowiem o "niezwłocznej" publikacji wyroków TK.
Żeby Beata Kempa mogła odpowiedzieć karnie, Sejm musiałby uchylić jej immunitet. Można spodziewać się, że tak się nie stanie. Beata Szydło z kolei odpowiada jedynie przed Trybunałem Stanu

Czy śledztwu prowadzonemu przez obecną prokuraturę można byłoby zaufać? Pytanie retoryczne. Wystarczy przypomnieć sobie, co działo się ze śledztwem smoleńskim, prowadzonym wprawdzie przez prokuraturę wojskową. Istotne jednak, z jakich środowisk wywodzi się obecny jej skład.

Na szczęście wkrótce prokuratura zostanie poddana kontroli rządu. Minister Sprawiedliwości - w tym wypadku Zbigniew Ziobro - będzie pełnił funkcje prokuratora generalnego. To pozwoli ministrowi i prokuratorowi w jednej osobie na oczyszczenie prokuratury z pozostałości postkomunistycznych.

kad/"Gazeta Wyborcza"/Fronda.pl