Rosyjski teatr kłamstw

Rosjanie twierdzą, że sankcje, jakie nałożył na nich Zachód, nie będą miały większego efektu. Władimir Putin kilka dni temu zapewnił Baracka Obamę, że próby gospodarczej izolacji Rosji są wprost „daremne”. Te propagandowe kłamstwa rozpowszechnia także rosyjska telewizja. Na publicznym kanale Rossija 1 urządzono w niedzielę trzygodzinny bez mała propagandowy teatr, który starał się przekonać obywateli, że sankcje nie uderzają w Moskwę, ale wyłącznie w Zachód.

Jest to, oczywista nieprawda, głoszona przez Kreml wyłącznie w celu uspokojenia wewnętrznej opinii publicznej i uzyskania dalszego poparcia dla prowadzonej  polityki. Można założyć, że z im większym rozmachem głoszone są tezy o nieskuteczności sankcji, tym większa jest świadomość Kremla na temat ich szkodliwości. Na nerwowość rosyjskich władz wskazują także podjęte przez nie działania odwetowe, a więc, po pierwsze, embargo na polskie owoce, a po drugie szerszy pakiet sankcji, jakie opracował rząd w odpowiedzi na zachodnią „nieakceptowalną” politykę.

Polskie głosy moskiewskiego lobby

Kremlowska propaganda jest sprzedawana nie tylko obywatelom Rosji. Także mieszkańcy państw zachodnich, w tym Polacy, od wielu publicystów i ekspertów dowiedzą się, że sankcje przyniosą szkodę wyłącznie Zachodowi, Rosjanom tak naprawdę pomagając. W ten sposób wywiera się nacisk na opinię publiczną, chcąc zniechęcić ją do popierania zdecydowanej polityki wobec Rosji. Przeciwko „izolacji” Moskwy wypowiedział się w Polsce między innymi były wicepremier, Grzegorz Kołodko. Stwierdził mianowicie, że zachodnie sankcje nie przyniosą oczekiwanych rezultatów, a głęboka izolacja Rosji, do jakiej doprowadzą, zaszkodzi Zachodowi[1]. „Są takie sprawy, jak konflikt wokół Iranu czy konflikt syryjski, których nie da się rozwiązać bez udziału Rosji i z tego punktu widzenia z Rosją się rozmawia i będzie się rozmawiało, choć trochę innym tonem” – przekonywał, jakby w nakładanych sankcjach nie chodziło o Ukrainę. Kołodko ma inną, jego zdaniem lepszą propozycję ukarania Moskwy. Podobnie jak wielu niemieckich polityków postuluje odebranie Federacji organizacji Mistrzostw Świata w piłce nożnej, co miałoby być o wiele poważniejszym ciosem niż sankcje. W rzeczywistości więc były wicepremier nawołuje do powrotu do symbolicznej i całkowicie nieskutecznej polityki, używając języka właściwego dla moskiewskiego lobby. 

Sankcje za nieskutecznie uważa także dr Andrzej Zapałowski, wykładowca akademicki i prezes rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego. W rozmowie z "Naszym Dziennikiem” powiedział, że działania Zachodu wobec Rosji są tak naprawdę „zagraniami pod publikę i mają znaczenie bardziej propagandowe”[2]. „Chodzi o to, aby pokazać, że coś się robi, w rzeczywistości nie robiąc nic, żeby przypadkiem nie zaszkodzić interesom, jakie państwa lokomotywy Unii Europejskiej prowadzą z Rosją” – kontynuował dr Zapałowski. Uznał ponadto, że embargo nałożone na polskie owoce jest dopiero początkiem „strat gospodarczych, jakie Polska poniesie poprzez nadmierne wspieranie Kijowa przeciw Rosji”.

Na łamach otwarcie prorosyjskiej „Myśli Polskiej” podobne poglądy szerzy Maciej Motas[3]. Wychodząc od rosyjskiego embarga na jabłka twierdzi, że Polska została ukarana za „podłączanie się naszego kraju do kolejnych euroatlantyckich koalicji wymierzonych w Rosję”. Motasa zadziwia też fakt, że polska klasa polityczna nie była przygotowana na podobne embargo, które jest chwytem stale stosowanym przez Rosję „po udziale Polski w kolejnej wymierzonej w jej interesy awanturze”. Z tej narracji zdaje się wynikać, że ochrona polskich sadowników przed stratami jest ważniejsza, niż ochrona polskiej suwerenności przed rosyjskim imperializmem. Trzeba przyznać, że nie jest to bynajmniej myśl „polska”, ale najwyraźniej: myśl „rosyjska”.

Michalkiewicz i Kolonko, niezawodni propagandziści eurazjatyzmu

W skuteczność sankcji nie wierzy także Stanisław Michalkiewicz, przypominając, że Putin „nie tylko nie ukorzył się przed sankcjami, ale nawet je jakby przewidział, ustanawiając niedawno na spotkaniu w Fortaleza w ramach BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA) bank i fundusz walutowy, który w założeniu ma uniezależnić te kraje od Banku Światowego i MFW”[4]. A to oznacza, że „sankcje, nawet sektorowe,  mogą na zimnym ruskim czekiście nie zrobić oczekiwanego wrażenia”.

Wtóruje mu propagandzista Kremla, Mariusz Max Kolonko. W nagraniu z 31 lipca stwierdził, że sankcje mogą spowodować odwrotny od zamierzonego skutek, bo na gospodarczy atak Rosja może odpowiedzieć militarną inwazją na Ukrainę. Kolonko powiedział ponadto, że rzeczywistym celem sankcji – przynajmniej ze strony USA – nie jest wcale chęć ochrony Ukrainy przed rosyjskim imperializmem, ale pragnienie uniemożliwienia Moskwie eksploatacji złóż Arktyki. Dziennikarz dodał, powtarzając rosyjską propagandę, że na sankcjach bardziej niż Rosja straci Polska. Poniesie więc duże ofiary w walce o Ukraińców, a przecież, jak przypomina zgodnie z zasadą skłócania naszych narodów, ich dziadkowie w brutalny sposób mordowali w przeszłości Polaków.

Tony Brenton, ambasador Moskwy na świecie

Polscy propagandziści eurazjatyzmu nie ważą się na tak otwarcie prorosyjskie komentarze jak publicyści i eksperci zachodni. Dobrym przykładem jest tu komentarz Tony’ego Brentona, opublikowany na łamach „The Independent”. Brytyjczyk wzywa wprost, by „nie drażnić i nie prowokować rosyjskiego niedźwiedzia”. Przypomina, że w 1914 roku zabrakło „otwarcia na dialog i mniej agresywnej polityki”, co doprowadziło do katastrofy; Brenton twierdzi, że o tej lekcji musimy pamiętać właśnie dzisiaj. Były ambasador Wielkiej Brytanii w Moskwie twierdzi w dodatku, że Rosja jest dziś nie „agresywnym niedźwiedziem”, ale „rannym zwierzęciem, które próbuje się bronić”. Ba, w kategoriach obrony tłumaczy nawet aneksję Krymu i wspieranie rebeliantów na wschodzie Ukrainy. Moskwa bowiem, wyjaśnia Brenton, obawiała się, że Kijów może niebawem wstąpić do NATO, podejmując więc agresywną politykę Putin dba jedynie o bezpieczeństwo Federacji.

Brenton tłumaczy też, że sankcje, choć będą dla Rosji dotkliwe, nie mogą jej poważnie zagrozić. Wskazuje, że „Chiny z otwartymi ramionami powitają rosyjskich biznesmenów, którzy zamienią Londyn na Hongkong”. Oczywiście nie jest to do końca prawda, bo Rosja może zbliżać się do Chin z zachowaniem najwyższej ostrożności; przy ewentualnym sojuszu obu państw stałaby na z góry straconej pozycji, co dla reżimu Putina jest oczywiste. Jednak dla potrzeb propagandowych przedstawianie Chin jako wspaniałej alternatywy dla Rosji jest szczególnie poręczne: po pierwsze sugeruje, że sankcje nie odniosą żadnego skutku, bo Moskwa może szybko zwrócić do Pekinu; po drugie niepokoi to czytelnika, tworząc wizję antyzachodniego sojuszu Chin i Rosji, w teorii potężnego, w praktyce: nieprawdopodobnego.

Jeżeli odrzucimy sankcje, to jak zdaniem Brentona należy rozwiązać konflikt ukraiński? Otóż trzeba po prostu zrobić to, czego Putin oczekuje: zdecydować się na zawieszenie broni, w ten sposób pozostawiając część wschodniej Ukrainy pod faktyczną władzą Kremla. Tony Brenton z byłego ambasadora Wielkiej Brytanii w Moskwie stał się najwyraźniej ambasadorem Moskwy na świecie.

Moskwa chce okłamać Polaków

Z punktu widzenia polskiej racji stanu popieranie sankcji jest konieczne. Wszyscy polscy publicyści czy eksperci, którzy nawołują do złagodzenia polityki Zachodu, działają niezgodnie z naszym narodowym interesem. Agresję Putina może powstrzymać wyłącznie zdecydowana siła i niezgoda na barbarzyńską politykę na Ukrainie. Polscy poputczycy Putina chcieliby, by Stany Zjednoczone i Unia Europejska nie reagowały, pozwalając Kremlowi na realizację imperialnej polityki. To oznacza kolei budowę eurazjatyckiego państwa ze stolicą w Moskwie; państwa, w którym na polską suwerenność nie może być miejsca. Jeżeli Zachód pozwoli zrealizować Rosji swoje cele na Ukrainie i wyłączyć wschodnie regiony tego kraju spod jurysdykcji Kijowa, będzie to pierwszy poważny krok do powstania nowego rosyjskiego cesarstwa. Na szczęście Stany Zjednoczone dają coraz wyraźniej do zrozumienia, że nie będę dłużej tolerować moskiewskiej agresji na Ukrainie. W swoim ostatnim przemówieniu w Waszyngtonie Barack Obama stwierdził, że w obecnej chwili wsparcie wojskowe dla Ukrainy nie jest potrzebne, bo separatyści nie mają po prostu dość siły, by zagrozić temu państwu. Obama ostrzegł jednak Rosję, że jeżeli dokona regularnej inwazji, to sytuacja stanie się odmienna i USA mogą zareagować w dalece bardziej ostry sposób. W tej wojnie cywilizacji atlantyckiej i eurazjatyckiej musimy opowiedzieć się jednoznacznie po stronie Zachodu. Naszym zadaniem jest blokowanie wzrostu potęgi Rosji. Każdy, kto popiera dziś Kreml, opowiada się bowiem wprost za zniszczeniem wolnej Polski.

Tadeusz Grzesik, Paweł Chmielewski



[1] http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/466302,grzegorz-kolodko-krytykuje-zachod-sankcje-wobec-rosji-psuja-sytuacje.html

[2] http://www.naszdziennik.pl/ekonomia-gospodarka/88745,poczatek-strat-polski-za-wsparcie-kijowa.html

[3] http://www.mysl-polska.pl/node/174

[4] http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3177