Wyższy Sąd Krajowy w Koblencji zdecydował, że telewizja ZDF musi przeprosić Polaków za nazwanie obozów zagłady mianem ,,polskich''. To prawdziwy przełom, bo pierwszy raz niemiecki sąd nakazał niemieckiemu podmiotowi umieszczenie takich przeprosin.

Jak uzasadnił koblencki sąd, użycie sformułowania ,,polskie obozy zagłady'' ,,może wywołać u zwykłego odbiorcy wrażenie, że... chodzi tutaj o lokalizcję narodową, sugerując w ten sposób, że obozy były tworzone i prowadzone przez Polaków''. Sąd odrzucił skargę telewizji ZDF, która próbowała uchylić się od wcześniejszego wyroku Sądu Apelacyjnego w Krakowie.


Bo ZDF teoretycznie już przeprosiła. Problem w tym, że przeprosiny umieszczono nie na stronie głównej serwisu telewizji, czego domagał się polski sąd, ale na jednej z podstron, co było kompletnie niewidoczne i nieczytelne. Wówczas mecenas Lech Obara reprezentujący byłego więźnia KL Auschwitz Karola Tenderę pozwał ZDF na terenie Niemiec.


Czy ZDF przeprosi, tego nie wiadomo. Stacja może jeszcze odwołać się do Federalnego Trybunału Sprawiedliwości z siedzibą w Karlsruhe.

Orzeczenie sądu koblenckiego i tak jest już jednak przełomowe, bo w fundamentalny sposób podważa lansowaną od dziesięcioleci niemiecką narrację historyczną. Tak przed rokiem 1989 jak i po ponownym zjednoczeniu, Niemcy próbują wybielać własne zbrodnicze czyny, jednocześnie to samych siebie przedstawiając jako główne ofiary II wojny światowej.

W ich opowieści oprawcami są często Polacy, nie tylko rzekomo ,,współpracujący'' przy zagładzie Żydów, ale prześladujący też Niemców w czasie fali wypędzeń po kapitulacji III Rzeszy. Ta kłamliwa narracja jest prowadzona bardzo sprytnie. W oficjalnych wystąpieniach niemieccy politycy nie unikają gorzkich słów pod adresem Niemiec i często biją się ostentacyjnie w piersi.

Jednak rozmaite projekty historyczne o nieporównywalnie większym oddziaływaniu na świadomość społeczną są już zupełnie inne. Wystarczy przypomnieć głośny serial ,,Nasze matki, nasi ojcowie'' szkalujący Armię Krajową czy skandaliczne Muzeum Historii Europejskiej w Brukseli, które o polskiej tragedii wspomina niezwykle pobieżnie, a rozwodzi się nad cierpieniami samych Niemców.

Warto też dodać, że niemieckie władze kategorycznie odrzucają zbudowanie w Berlinie pomnika polskich ofiar II wojny światowej, o co zabiega od niedawna w porozumieniu ze stroną polską grupa Niemców mających bardziej wyczulone spojrzenie na problem. Stąd koblencki wyrok to krok w dobrą stronę, ale polski rząd musi nieustannie naciskać na Berlin, wymuszając zmianę polityki wszelkimi dostępnymi metodami.

Jedną z nich jest nagłaśnianie sprawy niezapłaconych nigdy Polsce reparacji, z czym w sposób konieczny wiąże się przypominanie o gigantycznej skali niemieckich zbrodni. Z tej perspektywy przychodzi żałować, że nowy minister spraw zagranicznych zadeklarował w Berlinie, iż kwestia reparacji nie może ,,obciążać stosunków polsko-niemieckich''. Tymczasem jako instrument nacisku powinna te relacje ,,obciążać'' tak długo, aż Niemcy zerwą z kłamliwą narracją o II wojnie światowej.

mod