Nie można mówić, że Polska nic nie przywiozła z unijnego szczytu. Nikt nic nie przywiózł, oprócz czterech państw, jakie otrzymały najwyższe stanowiska. Gra będzie toczyć się dopiero teraz - o dobre teki w unijnych urzędach - mówi prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski w rozmowie z portalem TVP Info.

 

"Wynik wyborów do PE po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat stworzył zupełnie nową sytuację, z tego jednak wniosków nie wyciągnęli wiodący politycy mocarstw unijnych, którzy nadal wyobrażają sobie, że sytuacja jest taka, jaka była zawsze. Dominacja ilościowa posłów niemieckich w Europejskiej Partii Ludowej jest mniejsza niż była przed tymi wyborami" - powiedział uczony.

Żurawski vel Grajewski tłumaczył, dlaczego kancerz Angela Merkel lansowała na szefa KE Fransa Timmermansa.

"W przypadku kandydatury Timmermansa mieliśmy do czynienia z próbą gry na forum unijnym, zgodnej z interesem koalicji rządowej w Niemczech. Kanclerz Merkel lansując go, jako przedstawiciela socjalistów i demokratów na forum unijnym, usiłowała umocnić spoistość koalicji rządowej w Niemczech, czyli CDU/CSU i SPD. Doszło do tego, gdy – tak jak wcześniej wspominałem – frakcja ta w PE utraciła zdolność współrządzenia jedynie z chadekami, a Niemcy utracili w niej pozycję dominującą na rzecz Hiszpanów" - powiedział.

"Miniony szczyt UE pokazał powrót procesu decyzyjnego do ciał traktatowych UE, a nie jakichś gremiów tworzonych przez głównych graczy. To jest dobra informacja dla Polski, gdyż są w nich nasi przedstawiciele i mamy w nich zdolność koalicyjną. Możemy oddziaływać na całą sytuację" - wskazał.

Jak dodał, nie jest pewne, czy Parlament Europejski potwierdzi Ursulę von der Leyen jako kandydatkę do kierowania KE, bo Niemcy nie są obecnie w stanie kierować chadecją w PE.

Żurawski vel Grajewski ocenił też samą postać von der Leyen. "Pamiętajmy jednak, że będąc ministrem obrony Niemiec, chociaż nie miała do tego żadnego mandatu, wypowiadała się przeciwko Polsce. Podobnie jej dotychczasowe działania polityczne w wymiarze ideologicznym nie pozwalają nam oczekiwać jakiejś przyjaznej atmosfery z jej strony. Jako minister obrony RFN ma jednak większą niż przeciętna wśród polityków na Zachodzie orientację w zakresie zagrożenia rosyjskiego" - powiedział.

Politolog wskazał też, że wzrosną obecnie koszty sprawowania przez Niemcy władzy w Europie, bo dotąd Berlin rządził zakulisowo, zwłaszcza rękami Luksemburczyków. Teraz będzie mieć większą odpowiedzialność wizerunkową.

bsw/tvp info