Jeszcze w czasie ciąży zaplanowaliśmy, że nadamy naszemu dziecku imiona James Fulton. Ciąża przebiegała bez zarzutu, ale i tak cały czas prosiliśmy abp. Sheena, aby modlił się za Jamesa” - mówi Bonnie Engstrom – mama wskrzeszonego chłopca w wywiadzie, który publikuje „Gość Niedzielny” oraz „Niedziela”.

Jak dalej opowiada mama chłopca:

Wszystko przebiegało właściwie, dopóki nie okazało się, że na pępowinie powstał węzeł, który napiął się podczas porodu i odciął dopływ tlenu”.

Dodała, że w momencie, gdy James przyszedł na świat, nie mógł poruszać się, czy oddychać. Nie miał też pulsu. Kobieta mówi też:

Z trudem to do mnie docierało, ale czułam, że właśnie wydarzyło się najgorsze: James urodził się martwy”.

Jak czytamy dalej, serce noworodka bić zaczęło po… 61 minutach! Dalej kobieta wspomina:

W trakcie tych straszliwych 61 minut mój mąż, który cały czas był obecny przy naszym dziecku, wzywał pomocy arcybiskupa Fultona Sheena. Robił to także wtedy, gdy wodą chrzcił małego Jamesa niedającego oznak życia. Pamiętam te szepty, ciche modlitwy”.

 

Chłopiec odzyskał tętno w chwili, gdy lekarze mieli wypisać akt zgonu. Jego mama stwierdza wprost, że dla lekarzy to, co wydarzyło się z ich dzieckiem, musiało zakończyć się śmiercią lub co najmniej spustoszeniem w jego organizmie, a tymczasem 9 lat po tamtych wydarzeniach, chłopiec jest zdrowy i rozwija się normalnie. Komisja lekarska w 2014 roku orzekła, że nie potrafi wskazać naturalnego wyjaśnienia tego przypadku.

 

dam/"Gość Niedzielny","Niedziela",KAI