Na początek jestem zmuszony zastrzec, iż niniejszy artykuł nie ma na celu siania mowy nienawiści, propagowania treści antysemickich, czy uderzania w jakąkolwiek grupę społeczną, religijną czy mniejszość narodową. Poniższy tekst przedstawia konkretne wydarzenia, fakty i wypowiedzi, a zaprezentowane tu postaci mają bezpośrednie odniesienie do realnych osób, występujących na co dzień w życiu publicznym, politycznym, gospodarczym i medialnym naszego kraju. Krótko mówiąc: niniejsza historia oparta jest, w co trudno uwierzyć, „na faktach autentycznych”, a wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i aktualnych wydarzeń jest zamierzone, i nie jest, o zgrozo, przypadkowe.

Pomimo zakończenia sezonu ogórkowego w mediach i polityce, nie wszyscy dziennikarze zdołali powrócić z intelektualnych wakacji. I nie dotyczy to niestety jedynie wiodących redaktorów z dawnych mainstreamowych mediów, do czego zdążyli oni nas już przez lata przyzwyczaić. Swego rodzaju atrofia rozwagi, zdrowego rozsądku i zwykłego instynktu samozachowawczego, nie mówiąc już o zmyśle dziennikarskim, zaczęła niestety dotykać dziennikarzy, kojarzonych do tej pory z prawą stroną sceny politycznej. Co gorsza, choroba ta objęła liderów opinii, osoby, które chciałyby być kojarzone z niezależnością myślenia, autonomicznością ocen czy bezkompromisowością wygłaszanych poglądów. W ich przypadku powinniśmy mieć do czynienia z obrońcami prawdy, wolności słowa oraz dobrze pojętego interesu narodowego polskiego państwa. I nie twierdzę, że w dużej mierze tak właśnie przez lata było.

Jednak gdy w dyskursie publicznym pojawia się tak zwany „wątek żydowski”, jakaś niewidzialna, niepojęta, niewytłumaczalna siła zaczyna państwu redaktorstwu odbierać rozum. Wydarzenia i wypowiedzi ostatnich dni powinny zapisać się wyraźnymi, wyboldowanymi, podkreślonymi zgłoskami w historii tak zwanego dziennikarstwa polskiego oraz relacji polsko-żydowskich.

Przypadek Żyda Farmazona

Wszystko zaczęło się dosyć niewinnie. Znana dotychczas głównie z działalności w mediach społecznościowych, Barbra Piela opublikowała nowy film animowany z cyklu Kukiełkowy Świat Basi, gdzie tym razem swoimi plastusiami zobrazowała działalność Obywateli RP, walczących o konstytucję. W jednej z ról, obok zmultiplikowanej „Rudej z KOD” wystąpił znany ochroniarz, zadymiasz i co tu dużo mówić, zwykły cham, znany szerszej publiczności jako Farmazon. Film, ku uciesze widowni, opublikował w TVP Info redaktor Rachoń. Wtedy ruszyła karuzela intelektu, fachowości, spostrzegawczości i nieokiełznanych skojarzeń.

Redaktorzy Wielowiejska i Czuchnowski z Wyborczej, przy wtórze redaktorów Piaseckiego (obecnie TVN24) i Szułdrzyńskiego z Rzeczpospolitej, oraz innych pomniejszych klakierów, w ubranym na czarno facecie z brodą w czapce z daszkiem dostrzegli archetyp Żyda, a twórcę tej śmiesznej historyjki filmowej oraz wydawców z TVP oskarżyli o szerzenie antysemityzmu. Według wiodących dziennikarzy sam fakt, że tak im się owa postać Farmazona skojarzyła, powinien być brany pod uwagę przy tworzeniu programów publicystycznych, ponieważ tego typu treści, czyli facet z brodą, w czapce, ubrany na czarno, może obrażać uczucia i odczucia znacznej części naszego społeczeństwa.

Krótko mówiąc, redaktorzy wiodących mediów nie mają nic przeciwko aktywności artystycznej w postaci spektakli typu "Klątwa" czy "Golgota piknik", gdzie wprost profanuje się symbol krzyża, inne symbole katolickie, i osobę świętego Jana Pawła II, ale rozdzierają szaty i oskarżają o najgorsze intencje artystkę, ponieważ w odwzorowanej przez nią w sposób satyryczny, realnej postaci z życia publicznego (raczej z marginesu tego życia) tj. rzeczonego Farmazona, dostrzegli archetyp Żyda.

Przygody Jonny'ego Danielsa

Życie dąży do równowagi i nie znosi jednak próżni. Jako, że pojawił się „problem żydowski” na lewicy, musiał też taki problem zaistnieć na prawicy. Kilka dni temu lotem błyskawicy główne prawicowe media obiegła informacja, że jednemu ze znanych w Polsce PR-owców ktoś przeciął nożem opony w aucie, podczas gdy ten składał zawiadomienie na policji o tym, że kierowane są przeciwko niemu groźny i oszczerstwa.

Nie byłoby w tej informacji nic dziwnego (takie rzeczy się zdarzają), gdyby nie ton, w jakim redaktorzy naczelni tych mediów oraz inni, wiodący dziennikarze kojarzeni z prawicą, informowali o tym wydarzeniu. „Wstrząsające! Ktoś chce zastraszyć Jonny’ego Danielsa?” grzmiał tekst portalu wPolityce opublikowany na Twitterze przez redaktora Michała Karnowski. „Atak na Jonny’ego Danielska. Przecięte opony w samochodzie”- wtórował redaktor Sakiewicz z Niezależnej. „Trzymaj się Jonny” pocieszał kolegę (?) ze swojego społecznościowego konta redaktor Marcin Makowski. „Dziś wieczorem spotykam się z Jonnym Danielsem”- zapewniał szef portalu TVPInfo Samuel Pereira.

Przy okazji dostało się wszystkim, którzy mieli czelność zadawać jakiekolwiek pytania w tej sprawie. „Ataki na niego są obrzydliwe i kłamliwe, są pracą na rzecz wrogów” bronił PR-owca redaktor Karnowski, karcąc jednego z dyskutantów stwierdzeniem: „typowe aktywne antysemickie, antypisowskie, podkręcające tezę o rzekomej proimigracyjności PiS konto”. Tego typu wpisów poparcia pana Danielsa i potępienia wszelkich jego krytyków i adwersarzy, pisanych w tonie godnym Trybuny Ludu i Żołnierza Wolności z najlepszych lat, były dziesiątki.

Co z tej historii wynika? Wynika z niej prosta konstatacja, cytując klasyka, że: „wszyscy wszystko wiedzą”. Okazuje się, że czołowi prawicowi dziennikarze doskonale znają osobę pana Danielsa, wiedzą dokładnie czym się zajmuje, i stają solidarnie w jego obronie. Jednak ci sami dziennikarze społeczeństwu nie tylko skąpią informacji na temat faktycznych działań tego pana, a co gorsza karcą i obrażają niepokornych dyskutantów. W takich okolicznościach pozostaje zacytować fragment dziecięcej wyliczanki, którą często słyszałem w przedszkolu: „a dziad wiedział nie powiedział a to było tak”. Wcześniej czy później społeczeństwo i tak się dowie, a wstyd i poczucie żenady pozostaną.

Nie twierdzę, że stało się dobrze w kwestii przebicia opon w aucie pana Danielsa- takie rzeczy nie powinny mieć miejsca, i kropka. Twierdzę jednak, że jako były żołnierz izraelskich sił zbrojnych, komandos, który prawdopodobnie odebrał wszechstronne przeszkolenie od MOSAD'u czy innej izraelskiej służby specjalnej, człowiek który doradzał politykom, ministrom, i podobno samemu Donaldowi Trumpowi, wysokiej klasy specjalista PR, doradzającym rządom państw, jest świetnie przygotowany na tego typu okoliczności. Mało tego, jest również doskonale przygotowany do odpowiedniego wykorzystania tego takich sytuacji na swoją korzyść oraz na korzyść swoich zleceniodawców.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien mieć wątpliwości, że pan Jonny Daniels będzie lojalny przede wszystkim wobec rządu w Jerozolimie oraz wobec swoich wojskowych zwierzchników, przez których został przygotowany do pełnienia swoich misji w Europie i na świecie. Nie trzeba być rasowym dziennikarzem śledczym, żeby tak podstawowe fakty kojarzyć. A gdy się jest redaktorem, który na sztandary bierze bezpieczeństwo i dobrze pojęty interes państwa polskiego, wszystkie lampki kontrolne i ostrzegawcze powinny mu się natychmiast załączyć.

Upadki się zdarzają

W Polsce mamy wolność gospodarczą. Każdy, nawet niedawny rzecznik prasowy prezydenta Polski, były rzecznik obecnej partii rządzącej, czy też redaktor naczelny jednej z dwóch głównych bulwarówek może założyć agencję PR. Może też to zrobić cudzoziemiec. Nie jest tajemnicą, że Jonny Daniels współpracuje i robi interesy ze spółkami skarbu państwa, m.in. z Pocztą Polską czy LOT’em- mówi o tym zarówno on sam, jak i przedstawiciele tych firm.

Jednak każdy szanujący się dziennikarz powinien stać się niebywale czujny, gdy działalność biznesowa łączy się z bliskimi relacjami z rządem i przedstawicielami wysokich władz państwowych. Urzędnicy państwa polskiego podlegają szczególnym wymogom przepisów prawa. Jakim wymogom przepisów polskiego prawa podlegają PR-owcy i biznesmeni, prowadzący fundacje? Jeśli wysoko postawione osoby nie podlegają rygorom prawnym, chociażby z tytułu oficjalnie zajmowanych stanowisk, powinny podlegać szczególnej kontroli dziennikarskiej, oraz kontroli polskich służb. A gdy mamy do czynienia z interesem państwa oraz dobrym imieniem naszego kraju, w budowaniu których podobno niektórzy PR-owcy wymiernie pomagają, to opinia publiczna ma prawo znać szczegóły dotyczące zarówno takich osób, jak i podejmowanych przez nie działań. Tym bardziej, że płacimy za to z budżetowych, a wiec naszych, publicznych pieniędzy.

Gdy mamy do czynienia z działaniami na styku polityki, biznesu, spółek skarbu państwa, oraz obcych, w tym przypadku izraelskich służb specjalnych, kontrola takich działań przez dziennikarzy powinna być zdwojona. To jest absolutny elementarz dziennikarstwa nie tylko śledczego, o czym redaktorzy niezależni raczyli niestety w ostatnim czasie zapomnieć.

Wyobraźmy sobie jak należałoby zareagować, gdyby wokół najwyższych przedstawicieli polskich władz, prezesów spółek skarbu państwa, najważniejszych polityków koalicji rządzącej i opozycji, przedstawicieli biznesu, w światłach reflektorów, z niemal nieograniczonym dostępem do mediów, funkcjonował były żołnierz Bundeswery albo Armii Rosyjskiej, o którym byłoby oficjalnie wiadomo, że dodatkowo odebrał specjalistyczne wyszkolenie od BND czy FSB, i nadal jest lojalny wobec władz w Berlinie lub w Moskwie? Co należałoby w takiej sytuacji zrobić z punktu widzenia interesów państwa polskiego i społeczeństwa? Czy wypadałoby o tego typu okolicznościach poinformować szerzej? Odpowiedzi wydają się być oczywiste.

Z mediami i dziennikarzami nikt jeszcze nie wygrał- taka wojna nie ma senu. Kolegom dziennikarzom po prawej stronie mogę jedynie przypomnieć, że warto wrócić do podstaw, do realizacji zadań stricte dziennikarskich. Media, zwłaszcza te, które odwołują się do tradycji patriotycznych, mają obowiązki przede wszystkim wobec polskiego społeczeństwa i państwa. Z wiodącymi dziennikarzami z Czerskiej, Wiertniczej i Prostej trudno jest racjonalnie dyskutować. Z każdym dniem udowadniają, że utrata szacunku i zaufania czytelników i widzów, jakich doświadczają, są w pełni uzasadnione.

Paweł Cybula