Dbanie o stan środowiska jest bardzo ważne. Dziś jednak pseudoekologiczne kłamstwa są instrumentem brutalnej gry interesów. Pseudoekologiczne kłamstwa są nie tylko wykorzystywane do niszczenia gospodarek jednych krajów (jak gospodarki polskiej w kwestii kopalni Turów) w celu zagwarantowania interesów gospodarek innych krajów (np. niemieckiej) – takie zabiegi wykorzystują globalne korporacje, by dla zysku oszukiwać naiwnych konsumentów.

 

Metody pseudoekologicznych kłamstw na szkodę konsumentów opisała na łamach 36 numeru czasopisma „Rzeczy Wspólne” Maria Wojas. Pseudoekologiczne kłamstwa na szkodę konsumentów nazywane są „greenwashingiem”. W ramach tego procederu przedsiębiorstwa przekonują konsumentów, że są bardziej przyjazne środowisku niż w rzeczywistości. Realnie koncerny wykorzystujące „greenwashing” więcej inwestują w ''eko'' marketing (kreowanie się na firmę przyjazną środowisku) niż realne inwestycje chroniące środowisko.

 

Warto przypomnieć, że o ekoodpowiedzialnym biznesie można mówić nie wtedy, gdy firma tylko przestrzega przepisów o ochronie środowiska, a wtedy gdy nieprzymuszona przepisami prawa, z własnej inicjatywy, dba o środowisko. Ekofirmą nie jest więc firma twierdząca, że jest eko, bo nie wylewa nielegalnie ścieków do rzeki.

 

Pseudoekologicznymi kłamstwami korporacji są przekazy marketingowe takiej firmy, które głoszą, że produkt nie zawiera substancji, których używanie jest i tak zakazane przepisami prawa lub gdy i tak takiej substancji nie używa się do wytwarzania danego produktu. Przykładem tego są kosmetyki bez freonu – gaz ten i tak od trzech dekad jest zakazany i nie jest wykorzystywany w produkcji.

 

Warto wskazać, że czasami twierdzenia producentów o tym, że nie ma w składzie jakiegoś produktu, są elementem czarnego PR, który ma na celu zbudowanie u konsumentów negatywnych skojarzeń z niegroźnymi substancjami, które są stosowane w produkcji przez konkurencję.

 

Kolejnym przykładem pseudoekologicznych kłamstw jest stwierdzenie producentów, że ich kosmetyk nie był testowany na zwierzętach – taka praktyka jest i tak zakazana na obszarze Unii Europejskiej od 2004 roku.

 

Innym przykładem pseudoekologicznego kłamstwa są stwierdzenia, że jakiś produkt jest wegański, gdy jest on ze swojej natury wegański – nie ma na przykład herbaty czy ryżu, który składałby się z mięsa i nie był wegański.

 

Producenci wciskają konsumentom pseudoekologiczne kłamstwa, chwaląc się zastąpieniem niegroźnych składników chemicznych substancjami naturalnymi, których środowiskowe koszty pozyskania są ogromne – gdy takie naturalne substytuty trzeba przewieźć z drugiego końca świata.

 

Wśród pseudoekologicznych kłamstw znalazły się też takie nieuczciwe metody marketingowe jak: nadawanie nazw eko produktom, które wcale eko nie są, epatowanie na opakowaniach podobnymi do rzetelnych certyfikatów certyfikatami bez pokrycia („przyznawanymi lub sprzedawanymi przez jednostki nieprowadzące rzetelnego audytu”), używanie celowo przez firmy nieprecyzyjnych określeń, z których nic nie wynika (np. zrównoważony, przyjazny, organiczny), takie kreowanie produktu by wyglądał na przyjazny środowisku (soczyście zielone opakowania z elementami liści i nazwami eko nie mającymi pokrycia).

 

Problem pseudoekologicznych kłamstw na szkodę konsumentów jest bardzo poważny – nawet Unia Europejska dbająca o interesy globalnych korporacji stwierdziła, że 40% produktów jest nierzetelnie oznakowanych.

 

Warto być świadomym konsumentem. Zastanawiać się: co oznaczają deklaracje producentów, czy producent w pełni wyjaśnił, na czym opiera swoje twierdzenia, na jakiej podstawie produkt określany jest mianem eko (i czym się różni od swojego odpowiednika bez tego przymiotnik), gdzie odbywa się produkcja produktu (np. czy w krajach dbających o stan środowiska i bezpieczeństwo konsumentów), czy konsumpcja produktu z drugiego końca świata (np. ziemniaków z zagranicy, gdy są polskie) nie niszczy środowiska (w związku z tym, że są ogromne koszty środowiskowe przywozu takich ziemniaków z jednego krańca świata na drugi). Warto przy tym wszelkie nieprawidłowości zgłaszać do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

 

Metody pseudoekologicznych kłamstw na szkodę konsumentów opisała na łamach 36 numeru czasopisma „Rzeczy Wspólne” Maria Wojas. Pseudoekologiczne kłamstwa na szkodę konsumentów nazywane są „greenwashingiem”. W ramach tego procederu przedsiębiorstwa przekonują konsumentów, że są bardziej przyjazne środowisku niż w rzeczywistości. Realnie koncerny wykorzystujące „greenwashing” więcej inwestują w ''eko'' marketing (kreowanie się na firmę przyjazną środowisku) niż realne inwestycje chroniące środowisko.

 

Warto przypomnieć, że o ekoodpowiedzialnym biznesie można mówić nie wtedy, gdy firma tylko przestrzega przepisów o ochronie środowiska, a wtedy gdy nieprzymuszona przepisami prawa, z własnej inicjatywy, dba o środowisko. Ekofirmą nie jest więc firma twierdząca, że jest eko, bo nie wylewa nielegalnie ścieków do rzeki.

 

Pseudoekologicznymi kłamstwami korporacji są przekazy marketingowe takiej firmy, które głoszą, że produkt nie zawiera substancji, których używanie jest i tak zakazane przepisami prawa lub gdy i tak takiej substancji nie używa się do wytwarzania danego produktu. Przykładem tego są kosmetyki bez freonu – gaz ten i tak od trzech dekad jest zakazany i nie jest wykorzystywany w produkcji.

 

Warto wskazać, że czasami twierdzenia producentów o tym, że nie ma w składzie jakiegoś produktu, są elementem czarnego PR, który ma na celu zbudowanie u konsumentów negatywnych skojarzeń z niegroźnymi substancjami, które są stosowane w produkcji przez konkurencję.

 

Kolejnym przykładem pseudoekologicznych kłamstw jest stwierdzenie producentów, że ich kosmetyk nie był testowany na zwierzętach – taka praktyka jest i tak zakazana na obszarze Unii Europejskiej od 2004 roku.

 

Innym przykładem pseudoekologicznego kłamstwa są stwierdzenia, że jakiś produkt jest wegański, gdy jest on ze swojej natury wegański – nie ma na przykład herbaty czy ryżu, który składałby się z mięsa i nie był wegański.

 

Producenci wciskają konsumentom pseudoekologiczne kłamstwa, chwaląc się zastąpieniem niegroźnych składników chemicznych substancjami naturalnymi, których środowiskowe koszty pozyskania są ogromne – gdy takie naturalne substytuty trzeba przewieźć z drugiego końca świata.

 

Wśród pseudoekologicznych kłamstw znalazły się też takie nieuczciwe metody marketingowe jak: nadawanie nazw eko produktom, które wcale eko nie są, epatowanie na opakowaniach podobnymi do rzetelnych certyfikatów certyfikatami bez pokrycia („przyznawanymi lub sprzedawanymi przez jednostki nieprowadzące rzetelnego audytu”), używanie celowo przez firmy nieprecyzyjnych określeń, z których nic nie wynika (np. zrównoważony, przyjazny, organiczny), takie kreowanie produktu by wyglądał na przyjazny środowisku (soczyście zielone opakowania z elementami liści i nazwami eko nie mającymi pokrycia).

 

Problem pseudoekologicznych kłamstw na szkodę konsumentów jest bardzo poważny – nawet Unia Europejska dbająca o interesy globalnych korporacji stwierdziła, że 40% produktów jest nierzetelnie oznakowanych.

 

Warto być świadomym konsumentem. Zastanawiać się: co oznaczają deklaracje producentów, czy producent w pełni wyjaśnił, na czym opiera swoje twierdzenia, na jakiej podstawie produkt określany jest mianem eko (i czym się różni od swojego odpowiednika bez tego przymiotnik), gdzie odbywa się produkcja produktu (np. czy w krajach dbających o stan środowiska i bezpieczeństwo konsumentów), czy konsumpcja produktu z drugiego końca świata (np. ziemniaków z zagranicy, gdy są polskie) nie niszczy środowiska (w związku z tym, że są ogromne koszty środowiskowe przywozu takich ziemniaków z jednego krańca świata na drugi). Warto przy tym wszelkie nieprawidłowości zgłaszać do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Jan Bodakowski