Jak informuje Onet, powołując się na opublikowany przez POLITICO fragment książki autorki Catherine Belton o sowieckim wywiadzie na Zachodzie, Władimir Putin miał być agentem KGB w Dreźnie i spotykać się tam z liderami Frakcji Czerwonej Armii, która jest niemiecką organizacją terrorystyczną. Autorka powołuje się przy tym na informacje udzielone jej przez byłego członka wymienionej organizacji.

Kiedy wiele lat później Putin został prezydentem Rosji, szef wywiadu zagranicznego NRD Stasi Markus Wolf, a także byli koledzy z KGB zarzekali się, że w Dreźnie był nikim. Szef wywiadu Wolf jednym głosem z kolegami z KGB mówili, że rola Putina w Dreźnie była marginalna. Zdaniem Wolfa, brązowy medal zasługi, który nadano Putinowi, otrzymywały nawet sprzątaczki.

W podobny sposób na temat sytuacji wypowiadał się Władimir Usolcew, z którym Putin dzielił pokój. Stwierdził, że zajmowali się głównie zwykłymi pracami administracyjnymi. Rosyjska państwowa telewizja twierdzi, że Putin nie zajmował się niczym nielegalnym, Drezno zaś było drugorzędnym miastem na mapie priorytetów sowieckiego wywiadu.

Oficjalne informacje o marginalnej roli Putina w Dreźnie nie wytrzymują jednak w konfrontacji z wiedzą wyniesioną z rozmów z kolegami Putina ze Stasi i KGB.

Lata spędzone w Dreźnie mogły być dla Putina bezcennym szkoleniem w dziele siania chaosu w zachodniej polityce w dzisiejszych czasach. Jedna z relacji z pierwszej ręki sugeruje, że marginalizowanie działalności Putina stanowi przykrywkę dla jego innej misji, która wypełniana była poza granicami prawa.

Według tego źródła Putin został umieszczony właśnie w Dreźnie, bo było to miasto o drugorzędnym znaczeniu. Drezno położone jest z dala od ówczesnego Berlina Wschodniego, który był bacznie obserwowany przez Francuzów, Amerykanów i RFN.

Były członek skrajnie lewicowej organizacji terrorystycznej Frakcja Czerwonej Armii (RAF), mówi, że spotkał Putina w Dreźnie i że zajmował się on tam wsparciem dla członków tej grupy, która w latach 70. i 80. siała terror na zachodzie Niemiec.

– W Dreźnie nie było niczego i nikogo, poza radykalną lewicą. Nikt nie obserwował Drezna, ani Amerykanie, ani Niemcy z zachodu. Nie działo się tam nic z jednym wyjątkiem: spotkań z tymi towarzyszami – powiedział.

W trakcie zimnej wojny sowieckie służby specjalne stosowały bowiem tzw "aktywne środki", które miały na celu zakłócenie działań przeciwnika i jego destabilizację.

ZSRR ze względu na swoje niedostatki technologiczne, stosował taktykę dezinformacji w mediach na temat zachodnich polityków. Mordowano także politycznych przeciwników oraz wspierano organizacje, które miały siać chaos i niezgodę na zachodzie oraz wszczynać wojny na Bliskim Wschodzie i w Afryce.

W ramach tych działań wspierano m. in. Frakcję Czerwonej Armii.

Frakcja Czerwonej Armii nie mogła zaopatrywać się w broń w Niemczech zachodnich. W celu zakupu broni przekazywano więc  Putinowi i jego kolegom listę. Następnie lista ta trafiała do rąk jednego z agentów na Zachodzie. Broń przesyłano do tajnej skrzynki kontaktowej, skąd zabierali ją terroryści.

Według wymienionego byłego członka Frakcji Putin odgrywał ważną rolę podczas tych spotkań, a nie pozostawał w tle, jak się dotąd mówiło.

Jeden z generałów Stasi miał odbierać od Putina rozkazy. Z czasem działalność Frakcji stała się kluczową częścią strategii destabilizacji Zachodu przez KGB.

Pomimo to były członek Frakcji twierdzi, że jego organizacja była jedynie marionetką w grze o wpływy prowadzonej przez ZSRR.

– Byliśmy tylko pożytecznymi idiotami ZSRR – mówi. – Od tego się zaczęło, używali nas do destabilizacji i siania chaosu na Zachodzie.

– Członków Frakcji Czerwonej Armii sprowadzano do NRD tylko po to, żeby odciągnąć ich od terroryzmu – twierdzi jednak Horst Jehmlich, były wysoki oficer od zadań specjalnych Stasi w Dreźnie. – Stasi chciała zapobiec aktom terroru i zatrzymać ich, aby nie podejmowali takich działań ponownie. Chcieliśmy dać im szansę na reedukację.

– Nic mi o tym nie wiadomo. Jeśli to było ściśle tajne, to tego nie wiedziałem. Nie wiem, czy w to były zaangażowane rosyjskie tajne służby Jeśli tak, to KGB zadbało, aby nikt się nie dowiedział – mówi w odpowiedzi na pytanie o związki Putin z Frakcją Czerwonej Armii i ich spotkania w Dreźnie.

– Chcieli, aby się wydawało, że to czysto niemiecki problem. Udało im się zniszczyć o wiele więcej dokumentów niż nam.

Weryfikacja informacji przekazanych przez byłego członka Frakcji Czerwonej Armii jest jednak prawie niemożliwa.

Wiele lat później, jeden z kontaktów Putina w szeregach Stasi Klaus Zuchold, dostarczył nieco szczegółów dotyczących zaangażowania Putina w "aktywne środki'.

Zuchold (który uciekł na Zachód) opowiedział niemieckiemu czasopismu Correctiv, że Putin kiedyś chciał uzyskać dostęp do opracowania na temat trucizn nie pozostawiających śladów i chciał to zrobić poprzez skompromitowanie autora tego tekstu fabrykując materiały pornograficzne z jego udziałem. Nie wiadomo jednak, czy operacja ta rzeczywiście się odbyła.

Zuchold twierdził ponadto, że Putin był oficerem prowadzącym znanego neonazisty Rainera Sonntaga, którego deportowano na Zachód w 1987 r. i który po upadu muru wrócił do Drezna i zaangażował się w rozwój tamtejszej skrajnej prawicy.

Kiedy ruchy protestacyjne dotarły z Berlina do Drezna, Putin wraz z kolegami zabarykadowali się w swoim domu i przystąpili do niszczenia wszelkich materiałów związanych z ich działalnością.

– Dzień i noc paliliśmy papiery – wspominał później Putin. – Zniszczyliśmy wszystko: naszą korespondencję, listy kontaktów i agentów. Sam spaliłem ogromną ilość materiału. Było tego tyle, że aż kocioł wybuchł.

g/onet