W wywiadzie udzielonym „Super Expressowi” Portnikow stwierdził, że szefem separatystów na wschodzie Ukrainy jest rosyjski oficer służb specjalnych, który pozostaje w kontakcie z Kremlem. Podkreślił również, że po aneksji Krymu i kolejnych dywersjach Rosji "sympatia do Moskwy znacząco spadła" na Ukrainie.

- Także dlatego akcje "separatystów" musi prowadzić oficer z Rosji – wyjaśnia. - Choć jakaś część ludzi nadal patrzy na Rosję jak na kraj, który może coś im dać w prezencie – dodał.

- Dla ludzi w Kijowie czy we Lwowie oczywiste jest, że to nie jest żaden separatyzm, ale rosyjska dywersja na Ukrainie. (…) Jest też jednak smutek, bo mamy świadomość, że Putin zdecyduje się nie tylko na dywersję, ale nawet na ludobójstwo, czego konsekwencje widzieliśmy w Odessie – podkreśla ukraiński dziennikarz.

Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk oskarżył wczoraj Rosję o zaplanowanie piątkowych zamieszek w Odessie, w których zginęło ponad 40 osób. Zapowiedział też ukaranie winnych wśród miejscowej milicji, która jego zdaniem zaniedbała swoje obowiązki.

Przebywający w Odessie Jaceniuk zarzucił milicji, że jest skorumpowana i zlekceważyła swoje obowiązki, co doprowadziło do tragicznych w skutkach wydarzeń. Zapowiedział, że winni zaniedbań zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Jak powiedział, śmierć ponad 40 osób to skutek "starannie przygotowanej i zorganizowanej akcji przeciwko ludziom, Ukrainie i samej Odessie".

Do starć w Odessie doszło, gdy kilkuset prorosyjskich demonstrantów, w kaskach i uzbrojonych w pałki i broń palną, zaatakowało idący przez centrum miasta pochód złożony z ok. 1500 zwolenników władz w Kijowie. Dominowali wśród nich kibice klubów piłkarskich z Odessy i Charkowa.

Ab/onet.pl/SE