Marta Brzezińska: Zbliża się Nowy Rok, zazwyczaj życzymy sobie z tej okazji, by każdy kolejny rok był lepszy niż poprzedni. Ale jednocześnie z różnych sondaży wynika, że nie patrzymy z optymizmem w przyszłość. Wręcz przeciwnie - widzimy ją w ciemnych barwach.

 

Br. Marcin Radomski OFM Cap: My Polacy – a patrzę na nas z perspektywy podróży do Australii, Afryki czy Anglii – mamy niezwykłą wręcz tendencję do narzekania. Zdolność do frustracji chyba jest wpisana w naszą naturę, ale wydaje mi się, że w jakiś sposób jest to uwarunkowane historycznie. Polacy przez cały czas doświadczali różnych trudności – rozbiory, wojna, komunizm, można by długo wymieniać.

 

Ale czy to jest usprawiedliwienie pesymizmu i czy można go postrzegać w kategorii grzechu?

 

Zastanawiałbym się nad tym raczej w kontekście wiary – człowiek, który ma wiarę nie jest pesymistą. Dla człowieka, który ma wiarę nie ma takich sytuacji, które go dołują.

 

Ok, ale można wierzyć i trzeźwo patrzeć na życie, chłodno kalkulować. W sytuacjach beznadziejnych mam być spokojna, bo wierzę?

 

Przypomnij sobie choćby scenę pod krzyżem ze św. Janem i Maryją. Pesymizm totalny. Sytuacja, po ludzku rzecz biorąc, beznadziejna. Ale oni nie przejawiali pesymizmu! Tam nie było jakiejś wielkiej frustracji, raczej myślenie, że sytuacja beznadziejna do czegoś prowadzi, coś nam pokazuje. My zaś mamy taki brak zdolności, by zobaczyć, że sytuacje trudne, które dzieją się w naszym życiu tak naprawdę pokazują wiele o nas, ale też prowadzą nas do czegoś. Ten pryzmat wiary jest bardzo istotny. Spójrzmy choćby na Izraelitów czterdzieści lat wędrujących po pustyni. Po prostu frustracja totalna. Kiedy jednak patrzy się na tę historię przez pryzmat Biblii i tego, co stało się później, widzimy, że to miało sens, nie prowadziło to do katastrofy, ale wręcz przeciwnie – niesamowitego rozwoju.

 

Czyli pesymizm to nie grzech, a przejaw braku wiary.


Może to być o tyle zadziwiające zestawienie, że u nas wciąż jest mnóstwo ludzi w kościołach. To jest bardzo usypiające, bo sugeruje, że z naszą wiarą wszystko jest w porządku. A to nie jest prawdą. Te pełne kościoły to nie wyraz wiary a religijności, a nawet gorzej – przyzwyczajenia, tradycji. To można było zaobserwować choćby podczas niedawnych Pasterek. Co się dzieje później z tymi ludźmi, którzy tak licznie przychodzą o północy na Mszę?

 

Bo w Polsce, kraju katolickim, żyje - w zależności od statystyk - jakieś dziewięćdziesiąt procent katolików...

 

Tak, ale nasze deklaracje nie przekładają się na życie, dlatego uważam, że źródła pesymizmu trzeba szukać w braku wiary. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu – funkcjonujemy w świecie, w którym nie ma wiary. Spójrz, jak składamy sobie świąteczne życzenia – czy ktoś Ci życzył, żeby Cię Pan prowadził w życiu? Żebyś była w stanie wypełniać Jego wolę? Umiała pytać, czego Pan Bóg chce od Ciebie? Nie, my życzymy sobie zdrowia, pieniędzy, bo "jak będzie zdrowie, to się wszystko poukłada". Nieprawda! Można być bardzo chorym i być dużo szczęśliwszym, niż człowiek zdrowy i mający pieniądze. Takie życzenia pokazują bardzo ważną rzecz – że my tak naprawdę nie wierzymy. Pan Bóg jakby nie istnieje dla nas apriori, składamy sobie życzenia, jakby Go nie było.

 

To czego życzyć sobie na Nowy Rok?


A jakie chciałabyś dostać życzenia? Tego, co najlepsze. A okazuje się, że to zdrowie, pieniądze i szczęście w miłości, w pracy i życiu osobistym. A gdzie Pan Bóg w tym wszystkim? Życzenia od razu pokazują nasz stan wiary, to taki papierek lakmusowy, sonda wiary. Pan Bóg dla nas nie istnieje, bo nawet w naszych życzeniach Go nie ma. Nie składamy sobie życzeń: „Nawróć się, bo wtedy odnajdziesz szczęście w życiu i osiągniesz życie wieczne”. I wtedy nie ma znaczenia, czy są pieniądze, czy jest kryzys, z prostej przyczyny – Pan Bóg cię przez to przeprowadzi.

 

Nie życzymy sobie nawrócenia, bo uważamy się za katolików, więc po co nawrócenie.

 

Uważamy – właśnie, ale to nie idzie w parze z życiem, z konkretem, Pana Boga w naszym życiu nie ma. Mówimy życzenia spontanicznie, a nigdy nie spotkałem się z takim podejściem, by zamiast pieniędzy i zdrowia było życzenie zdrowia psychicznego i duchowego, czyli po prostu „nawróć się, a będziesz szczęśliwy”.

 

To Marcinowi Radomskiemu na Nowy Rok można życzyć nawrócenia właśnie?

 

Oczywiście, ja bym chciał, żeby mi tak życzono i tobie też tego życzę. Ważne jest patrzenie przez pryzmat wiary. Problemy nie znikną, one zostaną, ale człowiek wierzący inaczej do nich podchodzi. Problemy go nie zniszczą, będą obok, jak diabeł, który jest nadmuchanym balonem. Widziałem niedawno taką bajkę i tam był taki ogromny smok na ścianie, wielki, straszliwy. A jak mu się bliżej przyjrzeć, to okazywał się cieniem małego, niegroźnego smoczka. To tak samo funkcjonuje w rzeczywistości duchowej. Człowiek bez wiary widzi cień i się przeraża. Widzi wielkie rzeczy, które go przerastają. "O Boże, muszę mieć pieniądze, być zdrowy, bo sobie nie poradzę". Nie widzimy, że te problemy to tylko cień. Tego nie ma. Będziesz miała wiarę, to zobaczysz, że to tylko cień. Cień pozostaje cieniem, pójdziesz dalej, a on znika.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska