Marta Brzezińska: Juliusz Braun w swoim ostatnim oświadczeniu dotyczącym „Historii Roja” tłumaczy, że opóźnienia w ukończeniu prac nad filmem są spowodowane przede wszystkim troską o to, by obraz był jak najlepszy. Pan chyba może powiedzieć coś więcej o tej „trosce” prezesa TVP...

 

Jerzy Zalewski: Ja nie wiem, co oznacza ta „troska” Brauna o „Historię Roja”. To jest w ogóle skandal, że dopiero teraz, po 22 latach powstaje film o Żołnierzach Wyklętych. Ale Juliusz Braun zapewnia, że się o film troszczy. Tylko ja w tę troskę zupełnie nie wierzę, i tyle.

 

Dlaczego?

 

Wydaje mi się, że to jest taka zawodowa “troska”, kiedy się trafia do telewizji i obejmuje w niej władzę. Nie rozumiem, skąd ta bezgraniczna ufność Brauna wobec ludzi, którzy pracują w TVP.

 

Historia tego, jak powstaje Pański film, to chyba najlepszy przykład troski, ale o to, żeby jednak NIE został skończony?

 

Powodów, dla których TVP nie chce „Historii Roja” jest wiele i są oczywiste. Ludzie, którzy w jakimś szaleństwie podpisali ze mną umowę, zrobili to wbrew całej elicie telewizji, dyrektorów, którzy są tam “od zawsze”. Wszystko zaczęło się od prezesa Farfała, który podpisał dokument umożliwiający pracę nad filmem, wbrew ludziom, których on nie zwolnił. Rodzi się pytanie, dlaczego ludzie, którzy zasiadają w TVP na wysokich stanowiskach nie zwalniają tego “szarego elementu” telewizji. Dlaczego? Bo po prostu nie mają o funkcjonowaniu telewizji zielonego pojęcia! Tak zwani fachowcy dla kolejnych władz wydają się więc niezbędni.
 

Jerzy Zalewski


Przeciwnicy zekranizowania historii Dziemieszkiewicza chyba nie kryją się z niechęcią względem Pańskiego filmu?

 

Pamiętam, że kiedy w grudniu odbył się pierwszy pokaz  kopii obrazu “Historii Roja” pan Hoflik , Dyrektor Agencji Filmowej TVP, powiedział mi wprost, że „obecnie nie ma atmosfery na ten film”, że nie ma dla niego sprzymierzeńców w telewizji.

 

Braun w oświadczeniu przesłanym PAP argumentuje też, że film jest „niefunkcjonalny antenowo”. Co to oznacza?

 

To nic nie znaczy. Nie da się ukryć, że „Historia Roja” jest po prostu niestandardowo długa. Ale intelektualista Braun chyba jest w stanie zrozumieć, że fabuła filmu to nie jest kiełbasa, którą można sobie pociąć na plasterki i część wyrzucić.

 

Prezes TVP zapewnia też, że „Historia Roja” jest w „fazie postprodukcji”. Czy Panu coś wiadomo na ten temat?

 

To kłamstwo. Film jest po prostu zaaresztowany. Prace nad nim nie trwają, bo w grudniu, kiedy go pierwszy raz pokazałem w TVP, Produkcja była zadłużona na kwotę miliona złotych długu, co wynikało z przerwy w realizacji zdjęć między majem a sierpniem 2010, ponieważ ówczesny prezes TVP, pan Romuald Orzeł nie podpisywał przez ponad 7 miesięcy aneksu dofinansowującego produkcję na kwotę 2 miliony zł. Ale tego długu by nie było, gdyby TVP przyjęła kopię roboczą filmu i serialu. Na tej grudniowej kolaudacji udzie z TVP się wściekli, bo film jest, jaki jest. Wcześniej nieustannie psuli atmosferę wokół powstającego filmu, nazywając go całkowicie nieudanym dziełem, bo o prostu nie oni podpisali zgodę na “Historię Roja”. Krótko mówiąc, film nie powstaje, jest zawieszony, a ja nie jestem w stanie zrobić żadnego ruchu.

 

Braun opóźnienia tłumaczy także tym, że w filmie jest pewna „sprzeczność z wiedzą historyków”. O co może chodzić prezesowi TVP?

 

Po pierwsze,  w żadnym oficjalnym piśmie z TVP, poza jednym pismem Prezesa, nie ma żadnej wzmianki o niezgodnościach “z wiedzą historyków”. Do jego pisma była podczepiona opinia pani prawnik, której zdaniem niestosowna była scena z Jaroszewiczem. Krótko mówiąc, chodzi w niej o to, że „Rój” próbował porwać Jaroszewicza i wymienić go na uwięzionych ludzi z podziemia. To jest fakt historyczny, który można potwierdzić. Natomiast kształt sceny samego porwania jest już moją wizją artystyczną. Zresztą, uwagi na wątpliwości pani prawnik, wyciąłem ją z filmu.
 

Kadr z filmu


Czyli mówimy o „sprzeczności historycznej”, której w filmie już po prostu nie ma?

 

Tak, ale to jeszcze nie koniec. W ostatnim odniesieniu do filmu przez Agencję Filmową TVP po raz pierwszy pojawił się konkretny zarzut. Otóż jedną z bohaterek filmu jest dziewczyna „Roja”, która, szantażowana, wydała go UB. Wskazała miejsce swojego z nim spotkania władzom. Uczyniła to, ponieważ aresztowano jej rodziców To fakty powszechnie znane. Ale w jakiś sposób jej rodzina uzyskała dla niej status pokrzywdzonej. Stało się to za przyczyną doktoranta prof. Jana Żaryna. Ten zaś, potwierdził to na pierwszej bądź drugiej kolaudacji filmu, nie pamiętam dokładnie.  Bardzo się zdziwiłem, bo wcześniej przez pół roku w ogóle nie komentował tego wątku. Kiedy do niego zadzwoniłem, żeby zapytać o co chodzi, a  potem wyjaśniłem historię tej postaci, bo przecież od lat „siedzę” w tym temacie, prof. Żaryn i jego doktorant nabrali do sprawy dystansu i postanowili ją ponownie zweryfikować. Przecież do dzisiaj na oficjalnej stronie IPN istnieje udokumentowany opis tych wydarzeń. Skąd w związku z tym ten status? Czy naprawdę czyś życiorys można tak łatwo wybielić?

 

Wracając do filmu, poszedłem na kolejny kompromis i zgodziłem się na wyciemnienie postaci narzeczonej „Roja” (na co zgodził się też ku mojego zdziwieniu pan Hoflik). List prezesa Brauna został napisany przed tymi ustaleniami.

 

Dziękuję za rozmowę i serdecznie życzę Panu jak najszybszego ukończenia prac nad "Historią Roja".

 

Dziękuję również.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska

 

(zdjęcie główne - Aleksander Berling)