Marta Brzezińska:  Abp Michalik w rozmowie z T. Terlikowskim i G. Górnym zapewnia, że w seminariach zawsze było tak, że gdy dostrzegano budzące wątpliwości relacje między dwoma klerykami, to natychmiast je badano, i gdy ustalano, że mają one nieodpowiedni charakter, to kleryków wyrzucano z seminarium. Terlikowski i Górny przedstawiają jednak przypadek tych, którzy świetnie się kryją ze swoimi skłonnościami. Jako przykład podają ojca Marciala Maciela, który wykorzystywał seksualnie kobiety, mężczyzn i dzieci. Ojciec ma styczność z młodymi kandydatami na kapłanów. Chyba trudno jest rozpoznać w pierwszym kontakcie, czy dany kandydat ma takie, a nie inne skłonności?

 

O. Bartosz Pawłowski OFM Conv: Faktycznie jest tak, że w seminariach i domach formacyjnych zwraca się uwagę na wszelkie relacje między wychowankami budzące wątpliwość. Jest to chyba rzecz normalna, nie tylko w takich środowiskach. Nie jest to oznaka jakiejkolwiek fobii, lęków czy obaw ze strony przełożonych–formatorów, ale jest to wyraz troski o dobro osoby i prawdziwą chęć szczerej pomocy. A dlaczego?


Każdy wychowanek seminarium to przecież potencjalny kandydat na przyszłego kapłana-pasterza, kogoś kto będzie miał ogromną styczność z rzeszą ludzi, kto będzie postrzegany jako osoba powołana do czynienia dobra, do pomocy innym. Zatem jego relacje, sposób funkcjonowania pośród innych muszą być dojrzałe uczuciowo i muszą być wypełnione niezbędnymi przymiotami do pełnienia takiej roli w sposób jak najbardziej dojrzały. Jeżeli pojawi się ktoś, kto z tymi podstawowymi ludzkimi zadaniami życia w społeczeństwie nie radzi sobie, gubi się, to formatorzy jak najbardziej powinni reagować i podejmować właściwe decyzje. Przecież takie decyzje będą podejmowane zawsze ze względu na dobro człowieka, który najpierw powinien uporządkować swoje życie, swoją uczciwość, swoje życie emocjonalne, swoją tożsamość, aby potem nie ranić i nie niszczyć tych, do których będzie posłany i za których będzie odpowiadał, ostatecznie przecież przed samym Bogiem.

 

Czy Ojciec często spotyka się z takimi osobami, które - mimo właśnie skłonności homoseksualnych - chcą być kapłanami?

 

Współczesny obraz tego problemu, często kreowany przez media jest bardzo przejaskrawiony. Moje doświadczenie pracy w formacji mówi zupełnie co innego. Osoby z wyraźnymi tendencjami homoseksualnymi w domach formacyjnych to nie jest zjawisko częste, nawet powiedziałbym, że zdarza się ono stosunkowo rzadko. Autentyczne pragnienie zostania w przyszłości kapłanem u młodego chłopaka jest przede wszystkim pragnieniem szczerym, pragnieniem które wyrasta na dobrych intencjach, na przekonaniu, że kapłan to osoba, która powinna szukać w sobie jak najbardziej wyrazistych postaw i jak najbardziej odpowiedzialnych zachowań. Dlatego osoba, która przeżywa poważny problem o skłonnościach homoseksualnych czy chce, czy nie chce, ale jednak czuje w sobie pewne nieuporządkowanie, pewną słabość, która nie do końca pozwala mu na podjęcie jednoznacznej decyzji, aby oddać się takiemu powołaniu, które jeszcze raz powtarzam domaga się klarowności, wyrazistości i dojrzałości. Dlatego w seminariach ten problem nie jest zjawiskiem powszednim.

 

Czasem pojawiają się takie zarzuty, że Kościół, nie zezwalając na święcenia kapłańskie homoseksualistów, dyskwalifikuje osoby o takichskłonnościach, dyskryminuje je. Nie mam żadnych wątpliwości, co do tego, że aktywni homoseksualiści nie mogą zostać księżmi, ale co z osobami, które - prócz skłonności homoseksualnych - nie podejmują żadnych działań w tym kierunku, a wręcz przeciwnie - chcą z tym walczyć? Czy naprawdę nie ma dla nich miejsca w seminarium duchownym?

 

Kościół bardzo jednoznacznie wypowiedział się na ten temat w swoim dokumencie zatytułowanym Instrukcja dotycząca kryteriów rozeznawania powołania w stosunku do osób z tendencjami homoseksualnymi w kontekście przyjmowania ich do seminariów i dopuszczania do święceń. Nie ma w nim nic na temat dyskryminacji kogokolwiek, czy też traktowaniu kogoś w sposób gorszy niż innych. Jasno i konkretnie przedstawiona jest natomiast troska Kościoła, aby takim osobom pomagać właściwie rozeznawać powołanie życiowe, pomagać w dorastaniu do prawdziwej dojrzałości i umiejętności budowania zdrowych relacji społecznych. Potwierdzeniem tego niech będzie cytat z tego dokumentu, mówiący o prawdziwej trosce o dobro takich osób: Głęboko zakorzenione tendencje homoseksualne, które spotykane są wśród pewnej liczby mężczyzn i kobiet, są także obiektywnie nieuporządkowane oraz, dla nich samych, często stanowią próbę. Osoby takie trzeba przyjmować z szacunkiem i wrażliwością. Powinno się unikać wszelkich oznak niesprawiedliwej dyskryminacji w stosunku do nich. Są one powołane do wypełnienia woli Bożej w swym życiu i do włączenia w ofiarę Krzyża Pańskiego trudności, których mogą doświadczać. W świetle takiego nauczania, niniejsza Kongregacja, w porozumieniu z Kongregacją Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, uważa za konieczne oświadczyć wyraźnie, że Kościół, głęboko szanując osoby, których dotyczy ten problem, nie może dopuszczać do seminarium ani do święceń osób, które praktykują homoseksualizm, wykazują głęboko zakorzenione tendencje homoseksualne lub wspierają tak zwaną „kulturę gejowską” [Instrukcja… nr 8-10].


Poza tym, Kościół i również znaczna część opinii ludzkiej (na szczęście) uznają osoby o tendencjach homoseksualnych jako te, które niosą w sobie poważny problem. Ich tożsamość, ich dojrzałość emocjonalna jest nieuporządkowana, a więc są to ludzie chorzy, którym należy się specjalistyczna pomoc i troska. Należy się im opieka i potrzeba uświadomienia sobie swojego nieuporządkowania, swojej choroby. A przecież żaden dom formacyjny, jak i żadne seminarium takiej specjalistycznej pomocy nie może im zapewnić. Nie jest do tego powołane. Nie ma do tego właściwych środków, ani tez nie jest środowiskiem przeznaczonym do takiej pomocy. To tak jakby mężczyzna kulawy chciał wstąpić w szeregi oddziału komandosów (np. GROMU-u). Czy przełożeni przyjmą go, czy raczej odeślą z powrotem proponując, aby najpierw wyleczył swoją chorobę, ową ułomność, która w sposób naturalny przeszkadza mu w służbie w takim oddziale. Komandosi nie będą się zajmowali przecież leczeniem schorzeń tych, którzy chcą do nich wstąpić, do tego przystosowany jest szpital albo specjalistyczny ośrodek zdrowia.

 

Analogicznie jest w każdym seminarium. Seminarium to nie szpital, to nie zakład opieki zdrowotnej, ani nie ośrodek terapeutyczny, ale miejsce formacji człowieka w stronę kapłaństwa. I dysponuje ono wyłącznie środkami, które właśnie w takiej formacji, formacji religijnej, dogmatycznej, moralnej…. itd…, a nie w innej są potrzebne.

 

Czy może istnieje ryzyko, że wtedy ich skłonności mogłyby zostać w jakiś sposób rozbudzone przez sam fakt, że spędzaliby tyle czasu w towarzystwie samych tylko mężczyzn.

 

Na drodze dojrzewania u młodych ludzi pojawiają się różne problemy, rodzą się różne wątpliwości, młody człowiek ma wiele pytań dotyczących jego samego i świata, który go otacza. Bywa i tak, że w tej całej bogatej różnorodności pytań i spraw, pojawią się również pytania o swoją tożsamość. Taki symptom nie koniecznie musi już oznaczać, że ktoś ma poważne problemy natury homoseksualnej, i obecność w towarzystwie samych tylko mężczyzn będzie dla niego ryzykownym problemem. Należy zawsze spokojnie rozeznać: co to jest, na jakim tle pojawia się tego typu sposób myślenia, czy przypadkiem nie są to tylko młodzieńcze lęki, jakieś zagubienie we współczesnym niełatwym świecie. Konieczne są w takich przypadkach szczere rozmowy wychowanków z przełożonymi, które poprowadzą cały proces rozeznania w dobrą stronę. W stronę dobra człowieka, który przeżywa coś czego sam nie potrafi nazwać i właściwie zidentyfikować.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska